czwartek, 22 listopada 2012

SEKRET - Rozdział 4

8 komentarzy:
Osoby, które chcą być informowane o nowych rozdziałach proszę o pisanie w komentarzach nr gg albo adresu bloga :)

~~ * ~~


- Musisz jej powiedzieć.
- Niby co?
- Wszystko.
- Już widzę jej radość.
- Sam jesteś sobie winien.

Z tymi słowami Blaise opuścił dom przyjaciela. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien tak na niego naciskać, ale miał dość cyrku, który odstawiał blondyn. Oczywiście oboje z Hermioną mieli bardzo wiele do wyjaśnienia, ale jakoś żadnemu się do tego nie spieszyło. Wolał nie wiedzieć, co będzie, gdy Draco dowie się, że ma córkę. Jak u licha Hermiona ma w planach to rozegrać? Będzie musiał z nią o tym porozmawiać przy najbliższej okazji.


- Mamusiu mogę Cię o coś zapytać?
- Oczywiście.
- Jak poznałaś tatę?

Hermiona przez chwile milczała zbierając słowa. Wiedziała, że wcześniej czy później wrócą do tematu ojca, ale miała nadzieję, że poczuje się bardziej gotowa. Niestety powrót do Londynu i widywanie Malfoya wcale jej nie pomogło.

- Chodziliśmy razem do jednej szkoły.
- Od początku się kochaliście?
- Nie misiu. - Kobieta zaśmiała się cicho przypominając sobie początki znajomości z Draconem. - Twój tatuś bardzo mnie nie lubił.
- Więc dlaczego z nim byłaś?
- Bo kto się czubi ten się lubi. Wszystko zmieniło się siedem lat temu. Twój tato miał szansę mnie lepiej poznać i zakochał się. Potem było parę wzlotów i upadków.
- I ja się pojawiłam?
- Tak, ale o tym twój ojciec niestety nie wie.

Dziewczynka zamilkła analizując wszystko, czego się dowiedziała. Dorośli wciąż byli dla niej strasznie skomplikowani. Nie rozumiała, jak mogli się najpierw nie lubić a potem kochać. Po co tak sobie komplikować wszystko? Wierzyła jednak w to, co kiedyś powiedziała jej mama i postanowiła więcej o nic nie pytać. I bez tego miała już mętlik w głowie.

Hermiona spoglądała na swoją córkę, która próbowała zrozumieć to, co przed chwilą usłyszała. Dla jej prostego rozumu musiało to być bardzo nielogiczne. Ale tak to już w życiu bywa. Nie zawsze wszystko układa się tak, jakbyśmy tego chcieli. Czasem zastanawiała się, co powiedziałby Draco, gdyby dowiedział się o Julii. Naprawdę by się ucieszył? A może znienawidziłby ją za to, że tak długo milczała? Nie chciała znać odpowiedzi, choć zdawała sobie sprawę, że ich poznanie jest nieuniknione.



Była zaskoczona tym, jak czas w Londynie szybko biegł. Nagle z poniedziałku robił się piątek a z rana wieczór. Nie miała pojęcia, gdzie uciekały te wszystkie dni, godziny. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że już miesiąc minął, odkąd wróciła do domu.



Julka dzisiejszy dzień miała spędzić z Blaisem. Hermiona została pilnie wezwana do Munga na poważny zabieg a jej rodzice wyjechali na weekend do Vanessy, która wreszcie postanowiła pomieszkać gdzieś dłużej niż trzy dni. Mężczyzna cieszył się z czasu, który będzie mógł spędzić z dziewczynką. Ostatnimi czasy nie miał go zbyt wiele.

- Wujku a mogę pobawić się w pracowni mamy?
- A mama pozwala Ci tam chodzić?
- Samej nie, ale jak pójdziesz ze mną to nie będzie zła.

Blaise dał się namówić. W końcu co mogło się jej stać pod jego nadzorem? Dziewczynka zdecydowanie odziedziczyła po mamie zapał do nauki. Gdy tylko weszli do pracowni pobiegła do półki z księgami i ściągając jedną z nich zaczęła przeglądać. Mężczyzna był zdziwiony tym, jak biegle potrafi już czytać. Miała w końcu niespełna sześć lat.
Odwrócił wzrok tylko na chwilę, by rozejrzeć się po laboratorium, gdy usłyszał pisk i odgłos tłuczonego szkła. Przerażony spojrzał na dziewczynkę, która trzymała się za policzek. Podszedł do niej i aż zamarł.

- Cholera Hermiono po co trzymasz takie rzeczy w domu? - zaklął pod nosem. Nie miał wyjścia, musiał zabrać małą do szpitala. Modlił się w duchu, by Hermiona nie zjadła go na przystawkę.



- Blaise co ty.... Cholera co się stało? - zapytała zaniepokojona Hermiona dostrzegając Julię, która chowała się za Diabłem.
- Mały wypadek przy pracy.
- Mały? MAŁY?! Diable czyś ty do reszty zgłupiał?

Szybko zabrała córkę do sali zabiegowej i podała odpowiednie eliksiry. W duchu modliła się, by to wystarczyło. Rana była stosunkowo świeża. Blaise na szczęście szybko zareagował. W myślach zastanawiała się, jaką klątwą w niego cisnąć.

- Nie gniewaj się mamusiu. To ja namówiłam wujka.
- Już dobrze kochanie. Wujkiem zajmę się później. Teraz możecie wracać do domu.

Wzięła dziewczynkę na ręce i wyniosła z sali, by przekazać skruszonemu mężczyźnie. Właśnie ten moment wybrał sobie Draco, by wejść na oddział.

Jedno spojrzenie na przerażenie w oczach Hermiony. Jedno spojrzenie na dziecko trzymane w dłoniach.

- Ja chyba śnie – wyszeptał spoglądając na dziewczynkę. Malinowe usteczka, burza włosów na głowie i oczy. Jego oczy. Czy to nie ona śniła mu się jakiś czas temu? O co w tym wszystkim chodziło?

- Wydaje mi się, że musimy porozmawiać – warknął podchodząc do kobiety, która otrząsnęła się już z pierwszego szoku.
- Masz rację. Blaise zabierz Julkę do domu. Niedługo do was dołączę – powiedziała podając przyjacielowi dziewczynę, którą ucałowała na pożegnanie.
- Chodźmy do mojego gabinetu.  

środa, 7 listopada 2012

SEKRET - Rozdział 3

11 komentarzy:
Jak na tak sporą liczbę wyświetleń spodziewałam się większej liczby komentarzy. Naprawdę zależy mi na waszej opinii. Mam nadzieję, że tym razem będzie ich więcej :)

~~ * ~~

Pierwszy dzień w pracy był dla Hermiony bardzo stresujący. Nowe miejsce, nowi ludzie. Mimo że często bywała w Mungu podczas wojny z Voldemortem to wciąż nieco się gubiła. Zdziwiła się, gdy po zawędrowaniu na trzecie piętro w poszukiwaniu jednego z pacjentów spotkała Blaise’a. Nie powiedział jej, że dostał tutaj pracę, choć rozmawiała z nim raptem dwa tygodnie temu. Oboje jednak nie mieli czasu na pogawędki, więc Hermiona zaprosiła go wieczorem na kolację. Gdy zniknęła za drzwiami Sali, brunet odetchnął i ruszył w stronę oddziału zamkniętego, gdzie czekał na niego Draco. Rozmawiał z nim kilka dni wcześniej i udało im się wszystko ustalić. Dzisiaj musiał podpisać kilka papierów. Popierał decyzję przyjaciela. Astoria zdecydowanie potrzebowała pomocy a on rozwodu. Gdyby tylko wiedział, że Hermiona jest w Londynie i pracuje w Mungu wysłałby Smokowi papiery pocztą. Będzie musiał z nią poważnie pogadać wieczorem.


Wielką ulgą było wrócenie do pustego domu i myśl, że nie dostanie już ani jednej sowy, by odebrał pijaną żone. Udało mu się także załatwić wszystko w szpitalu i Proroku. To był udany dzień. Teraz aby będzie musiał czasem pojawiać się w szpitalu, by nie robić złego wrażenia a potem zadbać o rozwód. Wszystko to brzmiało, jak plan idealny. Dopiero teraz miał chwilę, by zastanowić się nad dziwnym zachowaniem przyjaciela. Rozglądał się, jakby obawiał się, że ktoś ich może zobaczyć. Co było przecież absurdem. Nie robili niczego nielegalnego. W końcu dał sobie spokój i cieszył się resztą wolnego dnia. Szybko jednak jego radość zamieniła się w smutek. Wspomnienia zaatakowały go, gdy tylko usadowił się wygodnie w salonie z gazetą w ręku.

Pamiętał, jak zawsze siadali w salonie rezydencji jej rodziców, w której pomieszkiwali. Kominek, parująca kawa, gazeta i skradane spojrzenia. To było takie zwyczajne i piękne. Wystarczyło, że wyczuwali swoją obecność. Nie musieli nic mówić. Dlaczego wtedy palnął to, co palnął nie miał pojęcia. To był ciężki dzień a on chciał jedynie odpocząć i zapomnieć o nieprzyjemnościach. Dlaczego nie wybrała innego dnia na tego typu pytania? Jego wzrok nagle zatrzymał się na rubryce poświęconej szpitalowi. Chwilę zajęło mu dojście do siebie.

- To niemożliwe – szepnął czytając po raz kolejny to samo zdanie. A jednak. Tyle lat szukał. Czekał, przeklinał siebie, los czasem i ją za to, że zniknęła. Dlaczego tak po prostu wróciła? Nie potrafił tego zrozumieć. Nawet nie był pewien, czy chce się z nią spotkać. Co miałby jej powiedzieć? Że odwiedza w szpitalu żonę? Przecież zapewniał ją tak często, że jest najważniejszą kobietą w jego życiu. Tak często nawalał i ją ranił. Gdyby jeszcze dorzucił do tego swoje nieudane małżeństwo to na pewno nigdy więcej nie chciałaby z nim rozmawiać. A nie mógł jej teraz stracić.


Blaise zjawił się punktualnie. Był ciekawy tego, co się dowie. Otwarła Julka, która z głośnym piskiem rzuciła mu się w ramiona. Odkąd Hermiona wróciła do domu i powiedziała jej, kto ich odwiedzi dziewczynka koczowała przy drzwiach. Uwielbiała Blaise’a a on ją. Świetnie się dogadywali i bardzo żałowała, że tak rzadko mogli się widywać.

- Mamo wujek już jest – zawołała dziewczynka biegnąc do kuchni.
- Słyszałam – zaśmiała się Hermiona wychodząc z tacą. – Rozgość się Diable i opowiadaj.

Julia przez cały wieczór siedziała u bruneta na kolanach i przysłuchiwała się jego rozmowie z mamą. Nauczona, by nie przerywać czekała cierpliwie aż wujek znajdzie czas dla nie. Nastąpiło to w chwili, gdy Hermiona udała się do kuchni przygotować kolację. Zjedli ją w trójkę a potem, gdy Julka wreszcie wypuściła z objęć mężczyznę ten pożegnał się z panią domu i obiecał małej wpadać tak często, jak obowiązki mu na to pozwolą.

To spotkanie poprawiło Hermionie nastrój, choć czuła, że kuzyn coś przed nią ukrywa. Wolała nie pytać o szczegóły. Nie trudno było się domyślić, że chodziło o Dracona. A póki co wolała o nim nie myśleć, choć on musiał już wiedzieć, że wróciła do miasta. Oby miał odrobinę taktu i nie nachodził jej w domu.


Kolejnego dnia w pracy rozglądała się nerwowy, jakby blondyn miał nagle wyskoczyć spod jakiegoś łóżka albo łazienki. Skarciła się w myślach za te paranoje. W porze lunchu spotkała w stołówce Blaise i po krótkiej rozmowie wróciła do dalszej pracy. Właśnie zmierzała na parter, gdzie ją wezwano, gdy się na niego natknęła. Rozglądał się po korytarzu, jakby sam do końca nie wiedział, gdzie zmierza. Nie miała pojęcia, co zrobić. Chowanie się nie miało sensu. Wziąwszy głęboki wdech ruszyła w jego stronę.

Gdy tylko ją ujrzał zamarł. Zdążył zapomnieć, jak piękna była. Te kilka lat tylko uwydatniło jej atuty. Nie potrafił wydusić z siebie żadnego sensownego słowa. Delikatny uśmiech, który rozjaśnił jej twarz wcale mu nie pomógł. Wszystko po raz kolejny uderzyło w niego. Każda spędzona chwila, skradzione spojrzenie. Wszystko.

- Hej... – powiedział nieśmiało. Pogratulował sobie w myślach, że udało mu się cokolwiek z siebie wyrzucić.
- Hej – odpowiedziała a jej delikatny, melodyjny głos przypomniał mu lepsze czasy, za którymi tak bardzo tęsnił. – Co tutaj robisz? Coś się stało?
Troska w jej głosie zaciekawiła go.
- Nie, nic mi nie jest. Przyszedłem do Blaise’a.
- Pogodziliście się? – zapytała zanim ugryzła się w język. Choć i tak pewnie domyślał się, że miała z nim kontakt.
- Tak. Wpadł jakiś czas temu do mojego biura i tak jakoś wyszło.
Po raz kolejny na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- To dobrze. Wybacz, ale muszę iść. Zostałam wezwana na parter a potem na czwarte piętro do jakiejś wyjątkowo upartej pacjentki – dodała i nie dając mu szansy cokolwiek powiedzieć zniknęła na schodach. Odetchnął i ruszył dalej dopiero po chwili zdając sobie, co powiedziała.
Musiał jak najszybciej pogadać z Blaisem.


Kolejne dni były bardzo stresujące. Draco za wszelką cenę starał się uniknąć spotkania z Hermioną mając jednocześnie nadzieję, że nie zawita na oddziale zamkniętym, gdzie obecnie przebywała jego żona. Hermiona natomiast starała się pozbyć z głowy nieznośne myśli o blondynie i jak najwięcej czasu poświęcać swojej córeczce. Płace w Mungu były na tyle godziwe, że nie musiała brać dodatkowych dyżurów, by utrzymać siebie i Julke. Jej życie stało się dzięki temu o wiele prostsze.

- Ktoś tu wygląda na zadowolonego – zagadnął z uśmiechem Blaise, gdy spotkał swoją kuzynkę przy dyżurce na drugim piętrze.
- Czytasz mi w myślach Diable – zaśmiała się dziewczyna odkładając plik kart spowrotem na swoje miejsce. – Za godzinę kończę zmianę i wybieram się z Julią do ZOO. Chcesz do nas dołączyć?
- Chętnie, ale obiecałem już komuś pomoc w pewnej sprawie. Może wpadnę do was wieczorem? W ramach rekompensaty zabiorę ze sobą lody czekoladowe.
- Jestem pewna, że Julkę nimi przekupisz – powiedziała z szerokim uśmiechem i ruszyła w stronę pierwszego piętra, gdzie miała do załatwienia jeszcze jedną sprawę. A potem tylko czekać aż zegar wybije piętnastą i modlić się, by nie było żadnego nagłego przypadku, który zatrzymałby ją w pracy dłużej. Bycie dobrym uzdrowicielem oznaczało dużo pracy, ale bycie najlepszym uzdrowicielem w swym fachu oznaczało dwa razy tyle pracy za tą samą stawkę. A mimo to Hermiona nie śmiała narzekać. Dzięki swojemu wykształceniu nie musiała się martwić o to, że kiedykolwiek zabraknie jej pieniędzy na jedzenie czy prezent dla najważniejszej osoby w jej życiu. Sama żyła w dostatku i zamierzała nie dopuścić, by jej dziecku czegokolwiek zabrakło.