niedziela, 5 maja 2013

SEKRET - Rozdział 12 EPILOG

7 komentarzy:
Witam. Pewnie niektóre z was będą zawiedzione, ale postanowiłam zakończyć tego bloga. Nikt nie lubi prosić się o komentarze. Jest mi przykro, ale widać tak musiało być. Mam nadzieję, że spodoba wam się zakończenie.

Pozdrawiam i dziękuję tym osobą, które komentowały i dzieliły się ze mną swoimi odczuciami.


~~ ~~ ~~

Tydzień spędzony na wyspie obfitował w niezwykłe wydarzenia. Hermiona i Draco wreszcie mieli czas, by na spokojnie porozmawiać i zastanowić się nad tym, co dalej z nimi będzie. Oboje czuli, że to, co ich łączyło nigdy tak naprawdę nie minęło. Nie wiedzieli tylko, czy są gotowi, by coś z tym zrobić.

Po niekończących się rozmowach doszli do porozumienia. Dadzą sobie jeszcze jedną szansę. Zamieszkają razem i zobaczą, jak potoczą się sprawy.

Julka nie posiadała się ze szczęścia. Jej rodzice byli razem i wyglądali na szczęśliwych. Czy to znaczy, że wreszcie będą tworzyć prawdziwą rodzinę? Nie mogła się doczekać aż opowie o tym dziadkom. Tak długo czekali, by zobaczyć jej mamę uśmiechniętą.



- Jesteś pewna, że tego chcesz? - po raz setny pytał Draco stojąc w salonie z walizkami w ręce.
- Jestem. Przestań mnie męczyć i zanieś rzeczy do sypialni.

Uśmiech rozjaśnił twarz blondyna, gdy wymijał kobietę i zniknął za drzwiami sypialni. Hermiona pokręciła głową i udała się do kuchni, by wziąć się za przygotowywanie obiadu. Niedługo Julia powinna wrócić od dziadków. Znając już wszystko już im opowiedziała, więc mogła spodziewać się ich wizyty w najbliższym czasie. Była ciekawa, czy będą zadowoleni czy nie. Była tak pochłonięta myślami, że nie usłyszała, gdy Draco wszedł do kuchni. Dopiero, gdy poczuła jego ramiona owijające się wokół talii otrząsnęła się i uśmiechnęła całując go w policzek.

Wreszcie wszystko było na swoim miejscu. Ona odzyskała spokój i ukochanego. Kto by pomyślał, że po tylu latach wciąż będą coś do siebie czuć. Z każdym dniem mocniej, pewniej.


Draco dał spokój Hermionie i usiadł przy blacie przyglądając się, jak przygotowuje obiad. Nie był w stanie zliczyć, jak często marzył o tej chwili. Tak bardzo chciał, by jego marzenia się urzeczywistniły i wreszcie, po tylu latach udało się. Uśmiechnął się na wspomnienie tygodnia, który wspólnie spędzili. To był magiczny czas, którego nigdy nie zapomni. Dostali kolejną szansę od losu i postanowili ją wykorzystać. To musiało się tak skończyć. Nie było innej możliwości. Nikt nie kochał go tak, jak ona. Nikt nie uwielbiał każdego drobnego detalu jej jestestwa tak, jak on. To on pokochał ją pierwszy. I miał nadzieję być tym ostatnim, którego ona pokocha.


Po każdej burzy wychodzi słońce. Nie było łatwo. Los wciąż rzucał im kłody pod nogi, a mimo to udało się. Miłość zwyciężyła.

Hermiona każdego dnia budziła się i zasypiała u boku jedynego mężczyzny którego kiedykolwiek kochała. Za każdym razem, gdy spoglądała w jego oczy dostrzegała to samo – nieposkromioną miłość i uwielbienie. Było im razem tak dobrze.


Rodzice Hermiony szybko zaakceptowali Dracona i traktowali go, jak członka rodziny. Po cichu mieli nadzieję, że niedługo wspomną coś o ślubie, ale im się do tego nie spieszyło. Nie chcieli psuć tego, co mieli. Nie potrzebowali tego, by czuć się rodziną. Gdy nadejdzie właściwy czas powiedzą sobie „tak”. A póki co będą się cieszyć tym, co mają. Sobą.

sobota, 6 kwietnia 2013

SEKRET - Rozdział 11

6 komentarzy:
Bardzo, bardzo was przepraszam, ale zostałam pozbawiona internetu i teraz mam do niego dostęp tylko wtedy, gdy wybieram się w odwiedziny do mamy, a to ostatnio nie dzieje się zbyt często. Mam nawał pracy, mało czasu na cokolwiek, ale postaram się dodać kolejny rozdział do końca tego miesiąca. Dziękuję za liczne komentarze pod poprzednim rozdziałem, które dały niesamowitego kopa mojej wenie. I pamiętajcie, że to Wy motywujecie mnie swoimi komentarzami do pisania także klawiatury w dłoń i piszcie, co sądzicie o nowym rozdziale.
pozdrawiam :)





Cisza ogarnęła ciemny salon, w którym siedziała Hermiona z kubkiem zimnej już herbaty. Miała wrażenie, że cały świat pogrążył się w niespokojnym śnie. Wciąż rzucała ukradkowe spojrzenia w stronę drzwi, jakby spodziewała się, że ktoś zaraz je wyważy. Od kiedy stała się takim cholernym, małym paranoikiem? Miała nadzieję, że wszystko w końcu zacznie się układać. Tydzień temu Draco pochował żonę i od tego czasu nie miała z nim kontaktu. Nieco ją to martwiło. Czyżby zdał sobie sprawię, że pakowanie się w cokolwiek z nią nie ma najmniejszego sensu? A co z Julią? Dziewczynka każdego dnia pytała o tatę, który nie dawał znaku życia. Mimo że Hermiona pisała do niego już dwa razy. Miała powoli tego dość. Zaczynała szczerze żałować, że zgodziła się na awans. Mogła dalej wieść spokojne życie z dala od tego wszystkiego. Z dala od Niego. Westchnęła cicho i wstała. Nie było sensu w tym, co robiła. Musiała poczekać i zobaczyć, co przyniesie czas. Odstawiła kubek do zlewu i udała się do sypialni. Choć sens długo nie nadchodził nie poddawała się. W końcu zmęczona walką ze swoimi myślami zasnęła.



Blaise chodził nerwowym krokiem po swoim gabinecie. Nie miał pojęcia, co wyprawiał jego przyjaciel, ale obiecał sobie, że gdy tylko go zobaczy to rzuci w niego czymś paskudnym. Jak mógł z premedytacją ranić Hermionę i Julkę? Zwłaszcza po tym, co ostatnio się działo i jak publicznie stanął w jej obronie. I choć Hermiona nie mówiła o tym głośno to wiedział, że cierpiała. Znał ją aż za dobrze, by tego nie zauważyć, choć reszta jej otoczenia żyła w błogiej nieświadomości. Ta dwójka doprowadzała go do szału. Tak bardzo chciał, by wreszcie byli szczęśliwi i naprawdę robił wszystko, co mógł. Gdyby tylko jego przyjaciel przestał być takim idiotą.

Zerknął na zegar, który wskazywał za pięć siódmą. Zdjął fartuch i udał się w stronę wyjścia. To był męczący dyżur i potrzebował odrobiny snu zanim pójdzie przekląć Mafoya.



Draco przechadzał się po salonie swojej rezydencji, która wydawała mu się bardziej pusta ni zazwyczaj. Nie widział Hermiony od tygodnia i czuł, że dłużej nie wytrzyma. Z drugiej strony bał się spojrzeć jej w oczy, bo nie wiedział, co powinien zrobić. Rzucić się jej na szyję i błagać, by dała mu szansę czy być zimnym i nieczułym. Żadna z opcji nie wydawała mu się wystarczająco właściwa. Niemal rwał włosy z głowy w bezsilnej złości.
Wciąż miał wrażenie, że kluczy złą drogą, która prowadzi donikąd. Że cisza, która zapanowała między nim a Hermioną odbierała mu ją. Każda godzina oddalała od niego szczęście, które było na wyciągnięcie ręki. Dlaczego tak bardzo bał się zrobić pierwszy krok? Nigdy nie był tchórzem. Zawsze uważał się za osobę pewną siebie i upartą, która nigdy nie rezygnowała z celów, które sobie stawiała. Przecież stawił czoła Voldemortowi, rebelii, którą wszczął ojciec kobiety a nawet wampirowi, który zabiegał o względy jego ukochanej. Więc co, na gacie Salazara się z nim teraz działo?
Zerknął na stolik do kawy. Leżały na nim dwa listy, które dostał od Hermiony. W każdym pytała, kiedy ich odwiedzi, bo Julka tęskni za ojcem. Nie odpisał na żaden z nich. Nie wiedział, co. I nienawidził się za to z całego serca. Potrzebował ich, a one potrzebowały jego. Musiał tylko się przełamać i zrobić pierwszy krok. Usiadł na kanapie i zaczął intensywnie myśleć. Musi zrobić coś, co sprawi, że mu wybaczą i dadzą jeszcze jedną szansę. Tylko, co mogło tak podziałać? Nagle pacnął się w głowę i niemal warknął na swoje chwilowe zaćmienie mózgu.
Wakacje.
Przecież obiecał Hermionie, że zabierze je na wakacje. I wiedział, kto mógł mu w tym pomóc. Zerknął na zegar. Było po ósmej rano. Blaise na pewno odsypiał teraz nocny dyżur. Poczekała i popołudniu go odwiedzi. W nim ostatnia nadzieja. A potem niech się dzieje, co chce.


- Kogo na Merlina niesie o tak karygodnej porze? - dobiegło zza drzwi złożeczenie bruneta, który przecierając zaspane oczy szedł odtworzyć przybyszowi. W ręce ściskał różdżkę gotowy przekląć niegodziwca, który odważył się zakłócić mu sen. - Ohh Draco wejdź proszę. Miałem się do ciebie dzisiaj pofatygować.
- Widać nie będziesz musiał – odpowiedział blondyn uśmiechając się kpiąco na widok rozczochranej głowy przyjaciela. Udał się za nim do niewielkiego salonu i rozgościł czekając, aż mężczyzna wróci z kubkami kawy. Po chwilo milczenia, która między nimi zapadła opowiedział przyjacielowi o planie, na który wpadł. Brunet słuchał w ciszy potakując ruchem głowy. Był zadowolony widząc pasję i ekscytację w oczach blondyna. Może jednak jeszcze go nie przeklnie i zobaczy co wyniknie z jego planu?


- Hermiono przepracowujesz się. Musisz odpocząć. Weźmy tydzień wolnego i pojedźmy do letniej rezydencji, co ty na to?
- No nie wiem Blaise, czy dostaniemy teraz wolne. Wiesz, jaki młyn panuje w szpitalu.
- O to się nie martw. Już wszystko załatwiłem. W piątek wyruszamy.

Kobieta zaśmiała się i kręcąc głową wróciła do swojego gabinetu. Może Blaise miał racje. Trochę wolnego dobrze jej zrobi. I wreszcie spędzi czas z córką, dla której ostatnio miała znikome ilości czasu. Żałowała tylko, że nie zobaczy się z Jackiem. O tej porze roku wypływał, by napadać na wycieczkowe statki i straszyć bogu ducha winnych ludzi, którzy wybrali się w rejs. Może następnym razem zaplanuje wakacje tak, by mieć szansę się z nim spotkać. Powróciła do sterty papierów, która niewinnie zerkała na nią z blatu biurka. Jeszcze tyko dwa dni i żadne papiery nie będą jej zawracać głowy.


- Chyba żartujesz Diable. Mieliśmy razem się tam wybrać.
- Wiem, ale to nie może poczekać. Dołączę do was w sobotę. Poradzicie sobie ten jeden dzień beze mnie . Wierzę w was.
- Jesteś niemożliwy.

Mimo wszystko uśmiech zagościł na jej twarzy. Zmniejszyła torby chowając je do kieszeni i chwyciła w ramiona córeczkę. Wyszły poza obszar antyteleportacyjny, który otaczał jej dom i z cichym pyknięciem zniknęły zostawiając za sobą zadowolonego mężczyznę. Gdyby tylko wiedziały, co je czeka na wyspie udusiłyby go.


Na wyspie świeciło gorące słońce. Hermiona postawiła córeczkę na złocistym piasku i ruszyła w stronę rezydencji, która przed nimi majaczyła. Odkąd urodziła się Julka bywała tu tylko na chwilę, by sprawdzić, czy niczego nie brakuje Jackowi. Rozglądała się chłonąc widok błękitnej wody po lewej stronie. Jak tylko się rozpakują pójdą na plażę. Szkoda marnować taką pogodę i czas. W końcu mają tylko tydzień.

Gdy tylko weszła czuła, ze coś jest nie tak. Ktoś był w rezydencji. Czyżby Jack odpuścił sobie w tym roku maraton łupiecki? Niemożliwe. Zawsze z utęsknieniem czekał na ten czas. Powiększyła bagaże zostawiając je w holu i ruszyła do salonu opowiadając córeczce o rezydencji i wakacjach, które tu spędzała. Julka z szeroko otwartymi oczami podziwiała wszystko, co ją otaczało. A gdy stanęła w drzwiach salonu uśmiech ozdobił jej twarz.

- Tatuś! - zawołała i podbiegła do mężczyzny, który stał na środku pokoju. Hermiona zamarła. Co on tutaj robił? Skąd wiedział, że one tu będą? Chyba, że...

- Jestem taka głupia.
- Hermiono ja... Przepraszam. Byłem takim idiotą. Nie wiedziałem, jak się zachować więc milczałem, ale to mnie zabijało, więc wpadłem na ten pomysł, a Blaise zgodził się mi pomóc. Proszę wybacz mi.

Kobieta przez chwilę milczała przyglądając się blondynowi, który trzymał w ramionach najważniejszą osobę w jej życiu. Analizowała w myślach jego wypowiedź szukając czegoś, co mogłoby ją zaniepokoić, ale niczego takiego nie znalazła. Uśmiechnęła się więc delikatnie i podeszła do niego, by już po chwili tonąć w jego objęciu.

- Czy teraz już nas nie zostawisz? - zapytała dziewczynka zerkając z nadzieją na ojca.
- Jeśli twoja mama mi na to powoli, to już was nie zostawię – powiedział Draco całując córeckę w czoło.

Hermiona tylko uśmiechnęła się i musnęła ustami policzek blondyna. To była dla niego wystarczająca odpowiedź.

poniedziałek, 25 lutego 2013

SEKRET - Rozdział 10

21 komentarzy:
Uff udało mi się znaleźć czas, by coś napisać i dodać. Z internetem różnie bywa - raz jest, a raz go nie ma, co pewnie zauważyłyście po moim odpowiadaniu na wasze komentarze. Żeby nie było więcej nieprzyjemności zaznaczam tu i teraz, że nie życzę sobie używania wulgaryzmów w komentarzach i takowe komentarze będą przeze mnie usuwane. Żeby nikt nie był zdziwiony.
A tymczasem zapraszam na kolejny rozdział i pamiętajcie - komentarze karmią wena, który przyspiesza proces tworzenia :)


~ ~ * ~ ~


Udało nam się porozmawiać z panem Malfoyem na temat ostatniego artykułu. Oto, co się dowiedzieliśmy: Owszem Julia to moja córka i nie życzę sobie, by pisano o niej w ten sposób. Panna Riddle w żaden sposób nie przyczyniła się do rozpadu mojego małżeństwa. Przez długi czas ukrywała przede mną fakt, że mam córkę bojąc się reakcji otoczenia. Co natomiast tyczy się mojej żony, Astoria umiera. Nałóg, który wyniszczał ją przez wiele lat, a który ja próbowałem ukrywać przed mediami, w końcu wygrał. Pozostało jej niewiele czasu, więc prosiłbym o powstrzymanie się przed wypisywaniem tego typu bzdur. Teraz najważniejsza dla mnie jest Julia i zamierzam poświęcić jej całą swoją uwagę.”
Hermiona odłożyła na stolik gazetę i uśmiechnęła się do siebie. Bała się trochę tego, co blondyn miał zamiar powiedzieć, ale była z niego dumna. Dobrze to wszystko rozegrał. Wiedziała, że nie było mu łatwo mówić o Astorii, ale taka była konieczność.

- Mamusiu, kiedy przyjdzie tata – zapytała Julka siadając obok kobiety na kanapie. Dawno nie widziała się z ojcem i miała nadzieję, że ten wkrótce ją odwiedzi.
- Myślę, że niedługo nas odwiedzi – powiedziała z delikatnym uśmiechem i przytuliła do siebie córkę. Miała nadzieję, że to na razie koniec ich problemów.


Jak bardzo się myliła uświadomiła sobie dopiero kilka dni później, gdy idąc do pracy natknęła się na tłum reporterów, który na nią czekał, by zasypać ją gradem pytań o jej kontakty z Draco. Próbowała ich wyminąć, ale nie dawali za wygraną. Gdyby nie pomoc Blaise'a, który z okna swojego gabinetu widział całe zdarzenie i przyszedł jej na pomoc, nigdy nie dotarła by do szpitala.

- Dzięki, już myślałam, że mnie tam rozszarpią – powiedziała siadając w swoim gabinecie i oddychając głęboko, by uspokoić nerwy. Liczyła, że wypowiedź Dracona na chwilę powstrzyma dziennikarzy, ale widać byli spragnieni rewelacji z ich sypialni.
- Czego oni od Ciebie chcieli?
- Pewnie dowiedzieć się, jaki Draco jest w łóżku – powiedziała z przekąsem i zerknęła na kuzyna. - Miałam nadzieję na chwilę spokoju. Teraz boje się wyjść do sklepu po bułki, by nie wylądować na okładce jakiegoś szmatławca.
- To w końcu minie. Musisz być silna. W końcu bycie ze Smokiem zawsze wzbudzało sporo zamieszania.
- Ja z Nim nie jestem. My tylko mamy razem dziecko – zaprzeczyła automatycznie kobieta rzucając brunetowi złe spojrzenie.
- Ale to nie znaczy, że o tym nie myślisz. Oboje krążycie wokół siebie niczym nieporadne nastolatki.
- Na litość boską Diable. On za parę dni pochowa żonę, a Ty wyskakujesz z takimi rzeczami. Brak Ci serca.

Mężczyzna tylko pokręcił głową i wrócił do siebie. Miał nadzieję, że tych dwoje pójdzie w końcu po rozum do głowy, bo inaczej dobrowolnie pozwoli się zamknąć na oddziale zamkniętym. Oboje doprowadzali go do szaleństwa tymi ciągłymi unikami i wypieraniem się oczywistości, którą dostrzegali wszyscy prócz nich.


Draco krążył po swoim gabinecie, do którego dotarcie zajęło mu zdecydowanie za dużo czasu. Niemal z ulgą powitał nadjeżdżającą windę, a przecież nienawidził nią jeździć. Było z nim bardzo źle. A tłum dziennikarzy w holu ministerstwa i przed jego wejściem wcale nie poprawiał mu nastroju. Wiadomość, którą wysłał mu Blaise także nie wróżyła niczego dobrego. Miał nadzieję, że jeśli da publiczny komentarz na temat swojej córki, to media dadzą im chwilę spokoju, a okazało się, że tyko spowodował lawinę pytań. A z listu przyjaciela wynikało, że każde kolejne było bardziej bezpośrednie i bezczelne od poprzedniego. Miał ochotę uciec. Zaszyć się gdzieś i przez chwilę zapomnieć o tym, kim jest. Rozsiadł się w fotelu i zaczął wspominać czas, który spędził razem Hermioną w jej letniej rezydencji. Codzienne spacery po plaży, wieczorne rozmowy przy kominku. Jej nocne koncerty. I Jack, który wprowadzał tyle chaosu do ich spokojnego życia. Kto by pomyślał, ze zatęskni kiedyś za tym oszołomem.

Westchnął i zabrał się do pracy. Papiery same się nie podpiszą i nie wyślą.



- Jak doszło do tego, że zaczęła się pani spotykać z panem Malfoyem?
- Dlaczego postanowiła pani od niego odejść?
- Jak długo ukrywała pani przed nim fakt, że jest ojcem?
- Jaki pan Malfoy jest w łóżku?
- Długo byli państwo parą?

Hermiona miała ochotę rwać włosy z głowy. Niekończące się pytania przyprawiały ją o mdłości. W końcu nie wytrzymała. Obróciła się w stronę spragnionych sensacji hien i wysyczała przez zaciśnięte usta.

- Jeśli nie odpuścicie, to obiecuje, że dowiecie się, dlaczego nazwisko Riddle nadal budzi w ludziach strach i respekt. Bo chyba zapominacie, czyją wnuczką jestem.

I szybkim krokiem odeszła zostawiając zdziwionych dziennikarzy. Była niemal pewna, że następnego dnia przeczyta o tym w gazecie, ale nie dbała o to. Miała już serdecznie dość mieszania się w jej życie.


- Możesz mi to wyjaśnić? - zapytał Draco wpadając do gabinetu Hermiony z gazetą w dłoni.
- Nie bardzo wiem, o czym mówisz.
- O tym pieprzonym artykule w gazecie. Groziłaś dziennikarzom?
- Wspomniałam im tylko, z kim mają do czynienia.
- No to pięknie – powiedział pokonany i opadł na wolny fotel. Kobieta przyjrzała mu się i po chwili przywołała dwa kubki z parującą kawą.
- Wyluzuj. Przecież to nie pierwszy raz, kiedy niezrównoważona panna Riddle komuś groziła – powiedziała spokojnie cytując fragment artykułu z nią w roli głównej. Krótko po rebelii, którą wszczął jej ojciec brukowce prześcigały się w wymyślaniu nowych bzdur na jej temat. Nie raz musiała sięgnąć po groźby, by zyskać odrobinę prywatności. Nie miała już siły więcej się tym przejmować. Ludzie wierzyli w to, co chcieli. Nie miało znaczenia, co powie i jak zareaguje.
- Kiedy nas odwiedzisz? Julka tęskni za ojcem.
- Postaram się w weekend. Do tego czasu powinienem pozałatwiać wszystkie sprawy związane z pogrzebem – powiedział cicho blondyn i upił łyk nieco już chłodniejszej kawy. Hermiona kiwnęła głową i zamyśliła się. Wciąż nie wiedziała, jak powinna się zachować w tej kwestii. Z jednej strony było jej przykro, z drugiej zaś czuła ulgę. Czyżby dawno zapomniane cechy jej charakteru dawały o sobie znać? Potrząsnęła głową, by odegnać te myśli i spojrzała na mężczyznę. Siedział zgarbiony na fotelu i spoglądał w swój kubek, jakby miał znaleźć tam odpowiedzi na wszystkie pytania.

- Czasem chciałbym uciec gdzieś daleko. Gdzie czas nie istnieje i nikt nie wie, kim jestem.
- Często o tym myślałam, gdy poznałam prawdę o sobie. Wiesz ludzie nie reagują uśmiechem na moje nazwisko – powiedziała cicho spuszczając wzrok na swoje dłonie. Gdyby nie Julia pewnie wiodłaby podobne życie do swojej siostry. Wciąż zmieniałaby miejsce zamieszkania, otoczenie, przyjaciół. W pewnym momencie miała dość tego, że wszyscy wzdrygali się, gdy padało jej nazwisko i milkli, gdy wchodziła do pomieszczenia. Zupełnie, jakby miała zacząć ciskać w nich avadą tylko za to, że żyją i mają czelność oddychać tym samym powietrzem. Nikogo nie obchodziło, jaka była. Wszyscy z góry założyli, że z takim nazwiskiem musi być zła. Długo pracowała na swoją pozycję w społeczeństwie i szacunek, który zapewniał jej tytuł uzdrowiciela. Tylko, że ludzie nie zapominają. I w najmniej spodziewanym momencie przypominają o tym, kim jest i co tak naprawdę w niej widzą.

- Kiedy to wszystko nieco się uspokoi zabiorę Ciebie i Julkę na wakacje. Zasłużyliśmy na odrobinę odpoczynku – powiedział Draco uśmiechając się delikatnie do kobiety, która po chwili odwzajemniła ten gest. - Teraz jednak muszę wracać do pracy, bo inaczej nasze wakacje będą możliwe dopiero za parę lat.
- Coś o tym wiem – wskazała ze śmiechem stertę papierów piętrzącą się na jej biurku. Mężczyzna kiwnął jej głową i wyszedł. Czy to możliwe, że ludzie przestaną szukać wokół nich sensacji? Że zapomną i znajdą sobie lepszy temat? Czy istniał lepszy temat od wnuczki Voldemorta i syna śmierciożercy, który wyparł się swego Pana? Pokręciła głową i skupiła się na pracy. To jej pozwoliło chociaż na chwilę oderwać się od ponurych myśli.

niedziela, 10 lutego 2013

SEKRET - Rozdział 9

23 komentarze:
Niestety straciłam kontakt ze światem - nie mam netu na mieszkaniu, więc mam ograniczone możliwości. Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie i ten rozdział wynagrodzi wam oczekiwanie :D




Drzwi oddziału zamkniętego cicho skrzypnęły, gdy Draco wychodził. Sam już nie wiedział, co było gorsze. To, że jej na to pozwolił czy to, że w głębi serca odczuwał ulgę. Uzdrowiciele nie dali jej wiele czasu. Kilka dni, może tydzień. W tym czasie blondyn miał przygotować się, by pochować żonę. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miał odwagi patrzeć Hermionie w oczy. Ona nie znała całej prawdy. Nie miała pojęcia, czemu tak naprawdę Astoria się tu znalazła i jakie miał plany. Znienawidziłaby go, gdy o tym wiedziała.

Zapukał cicho do gabinetu przyjaciela. Na szczęście był. Wszedł i niepewnie zajął miejsce we fotelu. Milczeli przez dłuższą chwilę zbierając i porządkując wszystko to, co wiedzieli.

- Ona zawsze taka była? - zapytał cicho Blaise. To pytanie nie dawało mu spać po nocach. Sam nie wiedział dlaczego, ale wolałby usłyszeć potwierdzenie.
- Nie wiem. To zaczęło się rok po ślubie. Częściej wychodziła, późno wracała. Zawsze wstawiona. Owszem lubiła sobie wypić, ale nigdy aż tak. Myślę, że ona po prostu ukrywała to przede mną. A potem było już za późno. Próbowałem jej przemówić do rozumu, ale nic do niej nie docierało. Miała swój świat, a ja robiłem, co mogłem, by rzeczywistość nie dobrała się jej do tyłka. Tuszowałem wszystkie jej wybryki. Znosiłem każde pijackie awantury dopóki... Dopóki nie zdradziła mnie z jakimś pierwszym lepszym facetem na oczach wszystkich gości baru. Wiem, że to nie był pierwszy raz, ale na ogół miała na tyle oleju w głowie, by nie robić tego przy ludziach. Wychodziłem z siebie, by to zatuszować. Nie mogłem jej pozwolić zhańbić nazwiska po raz kolejny. Nie po tym, gdy Hermiona zrobiła wszystko, by mnie oczyszczono. I tak trafiła tutaj. A teraz... Teraz okazuje się, że ona umiera, a ja mimo całego bólu odczuwam ulgę. Już nie będę musiał jej odbierać z imprez, tuszować wybryków i wstydzić się tego, co robiła.

Po raz kolejny zapadło milczenie. Blaise nie wiedział, co powiedzieć. Nie spodziewał się czegoś takiego. Współczuł przyjacielowi. Mógł tylko sobie wyobrazić, przez co przechodził każdego dnia. Sam musiał to znosić przecież tyle lat. Oboje musieli. A potem okazało się, że rzeczywistość wcale nie jest lepsza. Gdyby tylko wiedział, co zrobić, żeby tych dwoje porozmawiało ze sobą szczerze i powiedziało, co do siebie czują. Wszyscy by na tym skorzystali. Oni, on, a najbardziej Julka. Ale nie mógł nic zrobić. Mógł tylko patrzeć i mieć nadzieję, że wszystko się ułoży. Póki co Hermiona postanowiła zaopiekować się blondynem po tym, co opowiedział jej Blaise. Wiedział, że Draco bywał u nich co drugi dzień i przynajmniej wtedy cokolwiek jadał. O to mógł być na razie spokojny. A i Julka musiała mieć na niego dobry wpływ, bo mimo wszystko starał się jakoś trzymać. Może wcale nie musiał niczego robić? Może oni sami to załatwią?



Hermiona chodziła zdenerwowana po swoim gabinecie. Raz po raz rzucała gniewne spojrzenia w stronę dzisiejszego wydania Proroka Codziennego. Jakim cudem się dowiedzieli? I skąd u diabła mieli to zdjęcie? Miała ochotę walić głową w ścianę. Była świadoma, że w końcu to wyjdzie na jaw, ale nie sądziła, że w taki sposób i w takich okolicznościach. Nagle to ona była tą złą, bo rozbiła rodzinę, doprowadziła do szaleństwa i śmierci żony blondyna, by mogła go zagarnąć do siebie. Nikogo nie obchodziło to, że przez tyle lat samotnie wychowywała dziecko i wcale nie spieszyła się, by rozbić czyjąkolwiek rodzinę dla własnych korzyści. Nazywała się Riddle i nikt nie miał prawa traktować jej w ten sposób. Już ona zrobi z tym porządek. W pośpiechu zrzuciła fartuch i opuściła szpital kierując się w stronę Ministerstwa. I niech Merlin ma ich w swojej opiece.


- Gdzie on jest?! - warknęła do sekretarki, która nie potrafiła podać położenia swojego szefa.
- Nnnie wiem, proszę pani. Wyszedł pół godziny temu i jeszcze nie wrócił.
- Nie obchodzi mnie to. Chcę się z nim widzieć natychmiast.

Jej głos niósł się echem po opustoszałych korytarzach Ministerstwa. Miała gdzieś, co ludzie sobie o niej pomyślą. W ich oczach i tak już była tą złą, więc co za różnica?
Nagle w korytarzu pojawiła się osoba, której teraz nie miała ochoty oglądać. Malfoy. Wiedziała, że nie miał z tym nic wspólnego, ale nie potrafiła na niego spojrzeć. Nikt, nawet on, nie ma prawa krzywdzić jej córeczki. Nikt.

- Hermiono? Coś się stało?
- Ty chyba sobie ze mnie żartujesz. Widziałeś dzisiejszego Proroka?
- Nie. Rano byłem w szpitalu i dopiero teraz dotarłem do pracy. Gazeta pewnie leży na biurku. Co napisali?
- A jak Ci się wydaje?

Jej spojrzenie mówiło mu wszystko. Pisali o Julii, a sądząc po iskrach, które ciskała wszędzie na około nie pozostawili na niej suchej nitki.

- Nie sądzę, byś szybko dorwała Davida. Pewnie spodziewał się Twojej wizyty i uciekł. Bądź, co bądź Twoje nazwisko wciąż budzi respekt. Chodź do mojego gabinetu. Napijemy się kawy i razem zdecydujemy, co dalej.
- Dlaczego miałabym to zrobić?
- Bo tak samo zależy Ci na tym, by Julka nie ucierpiała bardziej.

Po chwili milczenia i mierzenia się spojrzeniami skinęła delikatnie głową i ruszyła za nim. Nie wiedziała, czemu to zrobiła. Może podświadomie miała nadzieję, że naprawdę mu zależało i chciał coś naprawić. Co było podłe biorąc pod uwagę okoliczności. Choć przecież sam mówił, że nigdy jej nie kochał. Miała mętlik w głowie i nie wiedziała, co robić.

- Jakieś pomysły?
- Czekaj.

Więc czekała. Piła powoli swoją kawę i rozglądała się po gabinecie. Poza stosem papierów walających się po biurku było tu dość schludnie. Nie tego się spodziewała. Pamiętała, że był z niego straszny bałaganiarz. Uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienie ich przymusowych wakacji w letniej rezydencji. I Jacka, który ciągle droczył się z blondynem. Wtedy wszystko wydawało się takie proste. Musieli tylko nie dopuścić, by jej ojciec stał się następcą Voldemorta. Nadal była w posiadaniu starych pamiętników Toma Riddla. Uwielbiała do nich wracać i od nowa zaczytywać się w słowa, które pisał, gdy jeszcze był normalny i logiczny. Potem wszystko się zmieniło a ona nieświadomie doprowadziła do jego śmierci, czego potem strasznie żałowała. Potrząsnęła głową, by pozbyć się niechcianych obrazów i skupiła wzrok na blondynie, który ze zmarszczonym czołem od nowa odczytywał artykuł.

- Napiszę sprostowanie.
- Słucham?
- Powiem, jak było naprawdę. O tym, jak wyglądało życie z Astorią pod jednym dachem. O decyzjach, które podjąłem zanim pojawiłaś się z powrotem w Londynie. I o tym, że nie miałem pojęcia o Julii dopóki nie wróciłaś. Nikt nie będzie pisał bzdur na temat mojej córki i jej matki.

Hermiona nie wiedząc, co powiedzieć, po prostu rzuciła się blondynowi na szyję i mocno przytuliła.

- Dziękuję – szepnęła starając się powstrzymać łzy. Nie liczyła na to przychodząc do tego gabinetu. Może naprawdę mu zależało? Czy mogła mieć nadzieję?
- Nie ma za co. W końcu chodzi o naszą córkę.

Naszą. To takie dziwne słowo. I tak bardzo bolał go fakt, że tylko Julia ich łączy. Nie miał prawa oczekiwać, że ona wciąż coś do niego czuła. W końcu minęło tyle lat. A jednak czuł się tak dobrze tuląc ją do siebie. Nawet nie sądził, że tak bardzo za tym tęsknił. Nagle Hermiona poruszyła się w jego ramionach i chciała wrócić na swoje miejsce, ale nie pozwolił jej na to. Spojrzała na niego z zaskoczeniem.

- Proszę. Tak bardzo Cię teraz potrzebuję.

Dziewczyna bez słowa wtuliła się w niego bardziej. Też Go potrzebowała, choć nie miała odwagi się do tego przyznać. I wiedziała, jak wiele kosztowały Go te słowa. Doceniała to i nie zamierzała odsuwać się od niego. Nie teraz, choć inni mogli uznać, że wykorzystywała sytuację. Miała to gdzieś. Los dawał jej szansę, a ona zamierzała z niej skorzystać. Już raz Go straciła. Nie zamierzała drugi raz popełnić tego samego błędu.

Później udali się do kawiarni niedaleko Ministerstwa, gdzie po prostu siedzieli i rozmawiali, ciesząc się swoją obecnością. Wiedzieli, że nadciąga burza, ale przecież po każdej burzy wychodziło słońce. I właśnie na to słońce czekali. Oboje byli zdziwieni, jak naturalnie wychodziło im to wszystko. Rozmowy, subtelne, czułe gesty, wzajemne wspieranie się. Zupełnie, jak za starych dobrych czasów.

- Dziękuję Ci za dzisiejsze popołudnie. Naprawdę mi pomogło.
- Nie ma za co. Choć czuję, że przeczytam o nim w jutrzejszym Proroku – powiedziała uśmiechając się delikatnie. Obiecała sobie nie przejmować się takimi rzeczami. Nie teraz, gdy tak wiele się działo, a on tak bardzo potrzebował jej wsparcia. Znosiła przecież gorsze rzeczy.
- Mam nadzieję, że jutro zamiast szczegółowych opisów naszego spotkania będziesz miała szansę przeczytać moje sprostowanie.

Blondyn uśmiechnął się niepewnie żegnając się z Hermioną pod szpitalem. Mimo szczerych chęci, nie mogła wrócić jeszcze do domu. W gabinecie czekało na nią sporo dokumentów, które musiała podpisać. I dopiero zamykając za sobą drzwi zdała sobie sprawę z tego, co uczyniła. Wcale tego nie planowała, to był naturalny odruch. Delikatne muśnięcie policzka mężczyzny. Miała nadzieję, że nie wygłupiła się za bardzo. Z cichym westchnieniem założyła fartuch i opadła na fotel biorąc do ręki pierwszą stertę papierów.

środa, 23 stycznia 2013

SEKRET - Rozdział 8

21 komentarzy:
Jak pewnie zauważyliście biorę udział w konkursie, na Blog Roku. Zapisałam się z ciekawości i mam nadzieję, że znajdę nowych czytelników dzięki temu. Niedługo zacznie się drugi etap, ale będę was informować na bieżąco.

Chciałam was także zaprosić (oczywiście, jeśli macie ochotę) na pierwsze w moim wykonaniu opowiadanie DRARRY, które znajdziecie <<TUTAJ>> Na razie jest tylko prolog, ale pracuję już nad pierwszym rozdziałem :) Miałam tą historię od dawna w głowie, ale dopiero niedawno postanowiłam zacząć ją spisywać.

Nie przedłużając zapraszam na rozdział 8. Mam nadzieję, że się wam spodoba. I pamiętajcie - komentarze karmią wena, który przyspiesza proces tworzenia :)

~~ * ~~

Cały poniedziałek upłynął Draconowi na przemyśleniach. Nie umiał pozbyć się z głowy obrazu Hermiony krzątającej się po kuchni z delikatnym uśmiechem. Ten widok miał w sobie coś, co sprawiało, że jego serce miękło. Mógłby przywyknąć do oglądania jej takiej. Spokojnej, uśmiechniętej. I całej jego. Niestety Hermiona już od dawna nie była jego. I tylko on był temu winny. Zastanawiał się, co mógłby zrobić, żeby pokazać jej, że wciąż mu zależy. Wszystko, co do tej pory przychodziło mu do głowy wydawało się głupie i nieodpowiednie.

Gdy przestawał na chwilę myśleć o Hermionie jego głowę zaprzątała Julka. Bał się kolejnego spotkania z nią. Dziewczynka dostrzegała więcej niż powinna i krępował się rozmawiając z nią. Nie tego się spodziewał, ale może lepiej, że była właśnie taka. Rozmawiał później z Blaisem, który wyjaśnił mu o co chodziło. Dystans. Dlatego rozmowa wyglądała tak a nie inaczej. Dziewczynka miała do niego dystans bojąc się, że ją zrani tak, jak zrobił to Hermionie. Miał ochotę walić głową w ścianę. Nie tak powinno wyglądać ich pierwsze spotkanie. I obiecał sobie, że zrobi wszystko, by kolejne wyglądało inaczej.

Z cichym westchnieniem podpisał ostatnie papiery i wysłał je do biura piętro niżej. Miał teraz chwilę czasu i postanowił wykorzystać ją na odwiedziny w szpitalu. Dawno się tam nie pokazywał, a to źle o nim świadczyło. Musiał utrzymywać pozory. Krzywiąc się nieznacznie opuszczał swoje biuro, by móc się teleportować.

- Lepiej, żebyś teraz tam nie wchodził – powiedział Blaise dostrzegając blondyna zbliżającego się do oddziały zamkniętego. Spojrzał na niego zaskoczony.
- Dlaczego?
- Bo Astoria miała napad. Hermiona stara się opanować sytuację – powiedział spokojnym głosem mając nadzieję, że blondyn załapie aluzję. Zrezygnowany spuścił głowę i udał się za brunetem do jego gabinetu. Postanowił poczekać, aż Hermiona skończy, by z nią porozmawiać o stanie zdrowia jego wkrótce byłej żony.
- Co lubi Julia?
- Dlaczego mnie o to pytasz?
- Bo chciałbym sprawić jej przyjemność, gdy ponownie się spotkamy a kompletnie nie wiem, jak to zrobić.
- Daj jej szanse, by mogła Cię poznać. To będzie dla niej najlepszy prezent.

Między mężczyznami zapadła cisza, którą przerwało dopiero wtargnięcie zmęczonej Hermiony. Kobieta bez słowa opadła na wolny fotel i ukryła twarz w dłoniach. Potrzebowała chwili by dojść do siebie, to co tam widziała wywarło na nią ogromny wpływ. Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, więc uniosła wzrok by napotkać niebieskie oczy kuzyna, który z delikatnym uśmiechem wręczył jej do ręki kubek kawy. Przyjęła go z wdzięcznością i upiła łyk. Dopiero wtedy dostrzegła blondyna siedzącego w kącie gabinetu, który bacznie się jej przyglądał. Nie była zadowolona z takiego obrotu spraw. Miała nadzieję, że to Blaise przekaże mu wszystkie wiadomości. Westchnęła cicho i ponownie spojrzała na blondyna.

- Źle z nią. Po uspokojeniu jej i przebadaniu nie mam dobrych wieści. Nie mam pojęcia, jak długo truła się tym świństwem, ale wyrządziło ono nieodwracalne zmiany w jej mózgu, który zaczął zwalczać cóż... Zaczął ją niszczyć uważając ją za zagrożenie – powiedziała cicho starając się nie odwracać wzroku od chłodnego spojrzenia, które się jej przyglądało. - Po konsultacji z innymi uzdrowicielami doszliśmy do wniosku, że nie pozostało jej wiele czasu. Może miesiąc, może mniej. Przykro mi.

Draco siedział bez słowa słuchając Hermiony, która informowała go o zbliżającej się śmierci jego żony. Nawet jeśli nic do niej nigdy nie czuł, to był bolesny cios. Wiedział, że Astoria przesadzała z niektórymi eliksirami, ale nie sądził, że to było aż tak poważne. Miał ochotę walnąć się jakimś zaklęciem. Był taki głupi. W końcu spuścił wzrok przyglądając się swoim zadbanym dłoniom. W tym wypadku niestosownym było zalecać się do Hermiony. Uznałaby go za drania bez serca. Choć pewnie już tak o nim myślała.

- Czy mógłbym...
- Nie. Stwarza zbyt duże zagrożenie. Przykro mi, ale nie będziesz się mógł z nią zobaczyć w najbliższym czasie. Musimy poczekać, aż... Aż będzie słabsza i niezdolna do skrzywdzenia kogokolwiek.
- W porządku.

Zapadła cisza, którą przerwał trzask zamykanych drzwi. Hermiona poderwała głowę spoglądając na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział Draco. Było puste. To było takie niesprawiedliwe. Najpierw stracił ją a teraz Astorię. Obiecała sobie, że zrobi wszystko, by Draco nie czuł się samotny. W końcu teraz miał jeszcze Julkę, która z całego serca pragnęła mieć ojca. Obie zapewnią mu wsparcie w tym trudnym okresie.


W środę Hermiona wysłała Julkę do dziadków na trochę, by mieć chwilę dla siebie. Chciała w spokoju posprzątać w domu i przygotować się do spotkania z Malfoyem. Z tego, co mówił jej Blaise, nie było z nim najlepiej. Miała nadzieję, że to nie odbije się negatywnie na jego kruchych relacjach z córką. Niemal podskoczyła słysząc dzwonek do drzwi. Nie zdawała sobie sprawy, jak wciągnęło ją rozmyślanie. Poprawiając spódnicę podeszła do drzwi, by je otworzyć.

- Wejdź proszę – powiedziała zapraszając go gestem do środka. Jego mina mówiła jej wszystko. Było bardzo źle. Pogratulowała sobie pomysłu wysłania Julki do dziadków. Musiała najpierw z nim porozmawiać. - Julka niedługo powinna być. Jest u dziadków.

Draco skinął głową i nie czekając na zaproszenie zajął miejsce na kanapie. Jego sztywna postawa sprawiała, że serce Hermiony krwawiło. Stracił już tak wielu ludzi. Kiedy wreszcie przestanie płacić za błędy, które popełnili jego rodzice?

Cicho postawiła przed nim tacę z kawą i ciastem. Zdawała sobie sprawę, że to nie będzie miła rozmowa i miała nadzieję, że ciasto nieco ją osłodzi.

- Jak się czujesz?
- Tak, jak wyglądam.
- Draco?
- Co?
- Nie możesz w takim stanie spotkać się z Julią. Serce jej pęknie, gdy Cię zobaczy.
- Mam sobie pójść?
- Nie. Porozmawiaj ze mną.
- Dlaczego miałbym rozmawiać z tobą o mojej umierającej żonie, której wcale nie kocham a mimo to boli mnie jej strata?
- Bo chcę Ci pomóc.

Zapadła cisza. Draco unikał jej wzroku. Nie chciał litości. Był w stanie znieść wszystko tylko nie litość. Nie chciał spojrzeć jej w oczy, by nie ujrzeć w nich litości. To by go całkiem złamało.

- Nie lituję się nad Tobą Draco – powiedziała cicho Hermiona. Wiedziała, co mężczyzna sobie pomyślał. Znała go aż za dobrze. Jego niepewne spojrzenie to potwierdziło. - Nigdy się nad Tobą nie litowałam i nie zamierzam. Chcę tylko byś wiedział, że możesz liczyć na mnie i Julię.

Skinął głową niezdolny, by powiedzieć cokolwiek. Nie spodziewał się tego. Dlaczego ona była dla niego taka dobra? Dlaczego wciąż dawała mu szanse, choć wszystko popsuł lata temu?

- Mamusiu jestem już – zawołała dziewczynka wchodząc do salonu. - Ooo cześć tato.

To było dla Malfoya za dużo. Wstał i chwycił dziewczynkę w ramiona szlochając cicho. Ta objęła go mocno swoimi drobnymi rączkami i głaskała po włosach.

- Spokojnie tatusiu. Wszystko będzie dobrze. Masz mnie i mamę. Pomożemy Ci.

Hermiona dyskretnie wymknęła się do kuchni, by zając się obiadem. Miała nadzieję, że namówi go, by zjadł z nimi, bo wyglądał, jakby nic nie jadł od kilku dni. Nadsłuchiwała lecz z salonu nie dobiegały żadne niepokojące dźwięki. Odetchnęła i w pełni skupiła się na kurczaku, którego właśnie przyprawiała.


Draco opuszczał dom Hermiony późnym popołudniem. Choć wciąż w to nie wierzył, czuł się szczęśliwy. Na tyle, na ile mógł w tej sytuacji. Po raz kolejny kogoś tracił, ale tym razem także zyskiwał kogoś w zamian. Wciąż miał przed oczami uśmiech Julki, gdy opowiadała mu, jak pocieszała Blaise'a, gdy jakaś kobieta, na której mu zależało zostawiła go dla innego. Wciąż słyszał jej głos, który mówił do niego „tatusiu”. Był taki ciepły i kojący. Tak bardzo nie chciał tego teraz stracić.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

SEKRET - Rozdział 7

20 komentarzy:
Jak wam się podoba nowy wystrój bloga? Ja jestem nawet zadowolona.

Wena dostała niesamowitego kopa dzięki waszym komentaarzą i oto pojawia się nowy rozdział. Całkiem sporo w nim dialogów, ale to było konieczne. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Dziękuję jeszcze raz za to, że jesteście ze mną :)


~~ * ~~

Hermiona niepewnie spoglądała na swoją córkę. Nigdy nie widziała jej takiej cichej i zagubionej. Z reguły Julia tryskała optymizmem i buzia jej się nie zamykała. Postawiła na stole kawę i ciasto, choć czuła się przy tym idiotycznie.

- To może... Zostawię was samych. Dobrze? - zapytała niepewnie spoglądając na dziewczynkę. Julia kiwnęła powoli głową i posłała jej delikatny uśmiech. Hermiona westchnęła cicho i udała się do pokoju małej, gdzie na kolorowej poduszce potulnie siedział Blaise.
- Co ty tutaj robisz?
- Julia kazała mi tutaj siedzieć aż do odwołania. Nie chciała, żeby Malfoyowi było przykro.
- Przykro?
- Uznała, że może czuć się nieswojo widząc, jak bardzo mnie lubi.

Kobieta pokręciła głową i przysunęła sobie drugą poduszę, na którą opadła. Modliła się w duchu, by dziewczynka sobie poradziła i nie rozczarowała się ojcem, na którego czekała przez całe życie.

- Czy ja zrobiłam źle?
- Zrobiłaś to, co uznałaś za słuszne.
- Mam wrażenie, że ją zawiodłam.
- Przestań Hermiono. Jesteś cudowną matką i ona to docenia. Bez przerwy o tobie mówi. Nie mogłaś zrobić dla niej już nic więcej. Teraz obdarz Dracona odrobiną zaufania i pozwól mu pobyć ojcem dla tej małej.


Draco siedział na kanapie i niepewnie zerkał w stronę kawy, która stała na stole. Nie miał odwagi spojrzeć na dziewczynkę, która siedziała przed nim i niepewnie mu się przyglądała. Zastanawiał się, jak powinien nawiązać rozmowę, ale nic nie przychodziło mu do głowy. W swoim życiu nie miał zbyt wiele okazji, by obcować z dziećmi. I nie wiedział, jak się do tego zabrać. Na szczęście problem rozwiązał się sam.

- Jesteś zagubiony.

Jedno, krótkie zdanie wypowiedziane przez sześciolatkę wstrząsnęło nim do głębi. Przełamał się i spojrzał na nią. Nie dostrzegał w jej spojrzeniu złości, rozczarowania czy zawodu. Gościło w nich tylko szczere zainteresowanie jego osobą. Odetchnął i nie odwracając wzroku odezwał się.

- Nie bardzo wiem, jak się zachować. Niezbyt dobrze radzę sobie z dziećmi.
- Doceniam Twoją szczerość.

Jeśli na początku tej rozmowy czuł się zagubiony to teraz nie bardzo wiedział, jak powinien nazwać uczucie, które nim targało. Wcale nie czuł się, jakby rozmawiał z dzieckiem. I nieco go to przerażało.

- Eeee... Hermiona wspominała, że pytałaś o mnie.
- Owszem to chyba normalne. Chciałam wiedzieć kim jesteś i dlaczego nie ma cię z nami. Mama wytłumaczyła mi to, co była w stanie. Bardzo się stała być silna.
- To wspaniała osoba.
- Wiem. Szkoda, że zapomniałeś o tym i pozwoliłeś jej odejść.
- Ja nie...
- Mama czasem mówi przez sen. Płacze, gdy myśli, że tego nie widzę. Próbuje być silna, ale wiem, że jej ciężko. Mówiła prawdę?
- W jakim sensie?
- Gdybyś wiedział o moim istnieniu to kochałbyś mnie?
- Ja... Nie wiem. Nie potrafię Ci tak po prostu na to odpowiedzieć. To wciąż jest dla mnie szokiem. Jeszcze tydzień temu nie wiedziałem, że mam córkę.
- Nie musisz mówić nic więcej. Gdyby mama mówiła prawdę umiałbyś odpowiedzieć już teraz na to pytanie. Ale doceniam to, że starała się mnie chronić. Mówiła, że mogę się rozczarować.

Draco nie wiedział, co powinien na to powiedzieć. Został zaskoczony i kompletnie sobie z tym nie radził. Czuł, że zawiódł tą drobną istotkę, która siedziała przed nim, choć starała się tego nie okazywać. Chciał coś zrobić, by jej oczy znowu rozbłysły dziecięcą radością zupełnie, jak wtedy, gdy ujrzała Blaise'a. Ale nie potrafił.

- Przepraszam. Nie jestem i pewnie nigdy nie będę ojcem, na którego czekałaś. Mogę się starać, mogę próbować, ale zawsze znajdzie się coś, co Cię rozczaruje.
- Nie wiesz, na jakiego ojca czekałam ani co może mnie rozczarować, więc dlaczego tak mówisz?
- Bo wiem, jaki jestem.
- Ale ja tego nie wiem.

Głos jej nieco drżał. Nie wiedziała, co ma zrobić. Czuła się oszukana. Tak długo czekała na to spotkanie a teraz czuła, że choć jej tata postanowił tu przyjść i ją poznać to teraz tego żałował i próbował się wycofać. Spojrzała na niego, ale unikał jej wzroku. Zupełnie, jakby się bał. Nie rozumiała tylko czego miałby się bać. Przecież ona nie powiedziała niczego, co mogłoby go spłoszyć. Była szczera i otwarta. Nie udawała, że jest taki, jak sobie wymarzyła. Nie znała go przecież. Ale bardzo jej zależało, by go poznać. Chciała odnaleźć w nim cząstkę siebie. Coś więcej niż tylko oczy. Chciała wiedzieć, co mama miała na myśli mówiąc, że odziedziczyła po nim upór. Chciała pokazać mu, że wiele ich łączy.

- Proszę. Ja chcę cię poznać. Chce się dowiedzieć, jakim jesteś człowiekiem.
- Nie wiem, czy powinnaś poznawać kogoś takiego, jak ja.
- Jesteś... Jesteś moim tatą.
- Na to miano muszę sobie zasłużyć.

Dziewczynka zamrugała kilkakrotnie, by odpędzić łzy. Próbowała sobie wmawiać, że Draco wcale jej nie odpychał, choć wszystko na to wskazywało.

- Przepraszam – powiedziała cicho i wybiegła z salonu. Blondyn ukrył twarz w dłoniach. W myślach nazywał się idiotą. Był taki podły. Odbierał jej to, czym żyła przez całe życie. Nie miał do tego prawa. Nie mógł decydować o tym, co powinna wiedzieć a co nie. Nie powinien jej odrzucać. Tak bardzo chciał zasłużyć na to, by mogła nazywać go tatą. By z dumą mówiła o tym znajomym. Ale kompletnie nie wiedział, jak to osiągnąć.

Po chwili w salonie pojawiła się Hermiona. Wyglądała, jakby zastanawiała się czy na niego nakrzyczeć czy od razu wyrzucić za drzwi.

- Nie powinieneś być taki surowy wobec siebie.
- O czym mówisz?
- Julia chce cię poznać bez względu na to, jakim jesteś człowiekiem. Nie odrzucaj jedynej osoby, która jest w stanie kochać cię bezwarunkowo. Ona chce mieć ojca.
- Nie powinna mieć takiego ojca.
- Więc postaraj się, by mogła być z ciebie dumna Draco.
- Ale jak?
- Nie mam pojęcia. Może na początek nie odrzucaj jej. I wpadnij do nas w tygodniu. Julka zawsze zasypywała mnie morzem pytań o to, jak Cię poznałam. Po krótce jej o tym opowiedziałam, ale na pewno chętnie posłucha o tym od ciebie.

Blondyn zastanowił się przez chwilę. Może to nie był taki głupi pomysł. Skoro nawet Hermiona dawała mu szanse zamiast skreślić i wyrzucić za drzwi to może to miało jakiś sens. Uśmiechnął się do niej delikatnie i zauważył, że niepewnie odwzajemniła ten gest. Wiedział, że robiła to tylko i wyłącznie dla córki, ale i tak cieszył się z jej bliskości.

- W porządku. Wpadnę do was w środę popołudniu. A teraz powinienem już iść. Za dużo wrażeń, jak na jeden dzień.

Kobieta zaśmiała się cicho i odprowadziła go do drzwi. Miała nadzieję, że mężczyzna zrobi wszystko, by nie rozczarować Julki, bo inaczej spełni swoje groźby względem tego blondwłosego idioty. Z delikatnym uśmiechem na ustach wróciła do pokoju córki, gdzie Blaise opowiadał małej, jak na czwartym roku Draco zyskał nowe przezwisko – tleniona fretka. Dziewczynka śmiała się a jej oczy na powrót rozjaśniły się. Hermiona postanowiła posłuchać kuzyna i zaufać Draconowi. Może okaże się być dobrym ojcem?

piątek, 11 stycznia 2013

SEKRET - Rozdział 6

24 komentarze:
Przyznam szczerze, że nieco rozczarowały mnie wasze komentarze.

Wiele z was odnosiło się do liczby wyświetleń. Owszem ona jest wyznacznikiem tego, ile osób zagląda na stronę, ale nijak ma się do poczytności. Równie dobrze ktoś mógł tutaj wejść przez przypadek albo zajrzeć tylko raz i więcej nie wrócić. Jestem świadoma, że sama nabiłam też jakąś część tej imponującej liczby zaglądając tu dzień w dzień, by sprawdzić, czy nie pojawił się przypadkiem jakiś komentarz.

I naprawdę zastanawiam się nad usunięciem ramki ze statystyką, by odebrać wam ten argument.

Jestem świadoma, że nie zawsze ma się wene albo chęci, by coś skomentować. Sama mam tak bardzo często, ale mimo to zbieram się w sobie i to robie, bo wierze w to, że tej osobie to pomoże.

Nie chodzi mi o jakieś poematy na temat mojej pracy czy ciągnące się w nieskończoność wytykanie błędów. Zabolało mnie, gdy parę z was napisało, że nie komentuje, bo uważa, że nie obchodzi mnie, co macie do powiedzenia. Zawsze liczyłam się ze zdaniem czytelników i z chęcią czytałam ich sugestie pomysły czy wrażenia, które inspirowały mnie do dalszego pisania. Jeśli cofniecie się do którejkolwiek notki SEKRETU zobaczycie, że pod każdym dodanym przez was komentarzem znajduje się odpowiedź ode mnie. Z reguły jest to podziekowanie za trud związany ze skomentowaniem. Naprawdę doceniam te osoby, które do tej pory komentowały tą historię.

Zapewniam was, że każdy komentarz ma dla mnie znaczenie i każdy czytam. To dla mnie bardzo wiele znaczy. Czuje wtedy, że ktoś docenia moją pracę. Nie macie pojęcia ile czasem trzeba poświęcić, by coś napisać. Ja często rozdziały piszę w nocy, bo tylko wtedy znajduję chwilę spokoju. Teraz zaczynam przygotowywać się do bardzo ważnego egzaminu i tak naprawdę tylko nocami będę miała czas, by przysiąść i napisać kolejny rozdział tej czy każdej innej historii, którą tworzę. Zarywając przy tym czas, który mogłabym poświęcić na wypoczynek. Komentarze są więc dla mnie formą wdzięczności za trud i czas poświecany pisaniu. Proszę nie bagatelizujcie tego.

I nienawidzę się za to, co teraz napiszę, ale muszę to zrobić.
Pojawianie się rozdziałów będzie uzależnione od liczby komentarzy. Nie podam wam konkretnej liczby, która sprawi, że pojawi się kolejny rozdział. To byłoby zbyt proste. Sama zdecyduje, kiedy to nastąpi. Chcę, byście miały świadomość, że to od was zależy, jak szybko przeczytacie ciąg dalszy.

Mam nadzieję, że zrozumiecie moją postawę.


~~ * ~~

Zebranie się w sobie i pójście do Hermiony wbrew pozorom nie było dla Dracona rzeczą prostą. Mimo że tego nie okazywał targały nim sprzeczne emocje. Miał ochotę uciec jak najdalej od tego wszystkiego i zapomnieć, że kiedykolwiek widział tę śliczną, drobną roześmianą twarz okalaną burzą loków. I jego oczy. Chciałby móc udawać, że to nigdy nie miało miejsca i dalej żyć tak, jak to sobie zaplanował. Jak miał teraz skupić się na dobrym rozegraniu sprawy z Astorią jednocześnie bawiąc się w przykładnego tatusia? Skąd on ma u licha wiedzieć, jak być przykładnym ojcem? Nigdy nie był ojcem i takiego ojca nie posiadał. Czuł, że to dopiero początek kłopotów i jeszcze nie jeden sekret wyjdzie na jaw. Wolał nie myśleć, co się stanie, gdy prasa dowie się o Julii.

Zamknął na chwilę oczy i wziął głęboki wdech. Właśnie przez takie myślenie i mówienie o tym głośno stracił je obie na niemal sześć długich lat. Teraz ma szanse wszystko naprawić. Musi w końcu zdecydować, co jest dla niego ważniejsze – rodzina czy pozycja w świecie. Podłością było kazać wybierać Malfoyowi między dwiema równie ważnymi dla niego rzeczami, ale życie nie jest prostą drogą tylko pełną zakrętów i rozdroży ścieżką, która nie zawsze ma zadbane chodniki i asfaltową drogę. Czy jest gotowy by nieco zabłocić sobie buty?

- Jesteś idiotą Malfoy – mruknął do siebie. Skąd takie niedorzeczne porównania brały się w jego głowie? Chyba zaczynał powoli od tego wszystkiego wariować. Jest Malfoyem a oni nie uciekają przed odpowiedzialnością, chyba, że grozi się im Azkabanem. Więc sprawa była przesądzona. W weekend odwiedzi Hermionę i Julię.



- Mamusiu kim był ten pan w szpitalu, z którym szłaś rozmawiać?
- To był twój tata.

Dziewczynka zakryła usta dłonią i poprawiła się na krzesełku nie spuszczając wzroku z rodzicielki. Była tak blisko taty a on nie chciał się z nią nawet przywitać? A potem przypomniała sobie, co mówiła jej kiedyś mama. On nie wiedział, że ma córkę.

- Poznam go?
- Mam nadzieję, że tak, ale proszę nie nastawiaj się na nic dobrze? Nie chce, żebyś się rozczarowała, gdy nie okaże się być taki, jak sobie wyobrażałaś.

Julia nie mówiąc nic zeskoczyła z krzesełka i podeszła do mamy, by przytulić ją mocno.

- Nawet jeśli tata nie będzie mnie chciał nic się nie stanie. Mam ciebie mamusiu.


Hermiona długo nie mogła zasnąć w nocy. Wciąż po głowie krążyły jej słowa Julii. Nawet jeśli tata nie będzie mnie chciał. Obiecała sobie, że własnoręcznie ogoli Malfoyowi głowę, jeśli sprawi przykrość Julce. I lepiej, żeby pojawił się w weekend na progu jej domu. Ona nie zasłużyła sobie na to, by mieć ojca, który jej nie zechce. To takie cudowne dziecko. Hermiona nigdy nie chciała, by mała musiała płacić za błędy, które ona popełniła w młodości. Nie, wcale nie uważała związku z Malfoyem błędem. To był najpiękniejszy czas w jej życiu. Żałowała całej reszty, która miała miejsce po rozmowie z nim. Tej ciągłej ucieczki, okłamywania Julki. Nie miała pewności, czy gdyby Draco wiedział to chciałby brać udział w jej życiu. Dlatego, jak nigdy wcześniej, modliła się żarliwie, by Draco nie okazał się być takim draniem i nie zawiódł jedynej osoby, która kocha go bezwarunkowo.


Kolejne dni nie należały do najspokojniejszych. Hermiona starała się nie dostzregać błysku w oczach dziewczynki, gdy zerkała na kalendarz, który nieubłaganie wskazywał nadchodzący weekend. W szpitalu unikała możliwości natknięcia się na blondyna i opuszczała swój gabinet tylko, gdy naprawdę musiała. Skupiła się na papierkowej pracy, która od jakiegoś czasu zalegała na jej biurku.

- Jesteś cała w nerwach Hermiono. Coś się stało?

To Blaise stał w drzwiach jej gabinetu i przyglądał się jej z troską. Westchnęła cicho i gestem zaprosiła go do środka.

- Martwię się o Julke. Ona bardzo nastawiła się na spotkanie z Draconem. Jeśli nie przyjdzie to spale mu szafe i własnoręcznie zetnę te tlenione pióra. Zabini nie śmiej się, ja mówie poważnie.
- Wiem i dlatego właśnie się śmieje. Chciałbym zobaczyć minę Smoka na widok jego płonącej szafy.
- Rozmawiałeś z nim?
- Tak, jak o to prosiłaś. Wahał się, ale myślę, że się pojawi.
- Skąd ta pewność?
- To Malfoy. Oni się nie poddają, dopóki nie grozi się im Azkabanem albo spaleniem szafy.

Kobieta zaśmiała się cicho spoglądając na kuzyna. Miała nadzieję, że nie mylił się co do blondyna. Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak bardzo cierpiałaby wtedy Julka.


Reszta dnia przebiegła jej spokojnie. Słowa Blaisa podziałały kojąco na jej zszargane nerwy i teraz mogła wreszcie skupić się na swojej pracy. W duchu obiecała sobie, że nigdy więcej nie odłoży na później papierkowej roboty. Nie ma rzeczy gorszej na świecie, niż podpisywanie sterty papierów i stawiania pieczątek szpitala. Niby czarodzieje, a biurokracje mają na gorszym poziomie. Nawet mugole lepiej sobie z tym radzą.


Weekend powitał Hermionę słonecznym porankiem i burzą loków, która zasłaniała jej widoczność.
Zamrugała kilka razy i przyjrzała się córeczce, która stała przy jej łóżku w pełni ubrana.

- To dzisiaj prawda?
- Mam nadzieję, że tak.
- Ale przecież wujek mówił...
- Wiem, co Blaise mówił. Zmykaj do kuchni zaraz zrobię ci śniadanie.

Dziewczyna wyszła w podskokach z sypialni kobiety, która z cichym westchnieniem opadła na poduszki. Miała nadzieję, że entuzjazm Julii nieco osłabnie przez te kilka dni. Zabini nie powinien jej mówić, że przyprowadzi Malfoya. Zrobił jej nadzieję. Serce jej pęknie, gdy on się rozmyśli. I choć próbowała nie potrafiła pokładać wiary w blondyna.

Koło południa rozległ się dzwonek do drzwi. Hermiona nie zdążyła podnieść głowy znad książki, którą czytała w salonie a Julia już stała przy drzwiach. Widziała wahanie w jej oczach, ale w końcu nacisnęła klamkę otwierając drzwi.

- Wujek – zawołała radośnie rzucając się w ramiona bruneta.
- Hej mała, jak minął ci dzień? Byłaś grzeczna?
- Zawsze o to pytasz – powiedziała marszcząc zabawnie nosek. - Problem polega na tym, że mamy z mamą różne zdania na ten temat.

Blaise zaśmiał się cicho i postawił dziewczynkę. Chrząknął nieznacznie i w drzwiach pojawiła się blond czupryna. Hermiona odetchnęła. Odłożyła książkę na stolik i podeszła, by przywitać się z gośćmi.

- Proszę wejdźcie. Nie zamierzacie chyba stać w progu.
- Oczywiście, że nie. Chyba, że zamierzasz nas tak gościć.
- Jakieś tam maniery mam.
- Wujku chodź. Pokaże ci, co ostatnio mama pozwoliła mi robić – zawołała rozentuzjazmowana dziewczynka i pociągnęła go za rękaw w głąb domu. Na ten widok Hermiona tylko pokręciła głową i wstawiła wodę na kawę.

- Uwielbia go.
- To prawda.
- Zawsze tak jest?
- Czasem nawet gorzej.

Zapadła cisza, która nieco krępowała kobietę. Widziała zawód w oczach blondyna, ale nie mógł jej winić za to, że Julka tak uwielbiała Blaise'a. Był namiastką ojca, które przez tyle lat nie miała. A mimo to, było jej szkoda Dracona. Wiedziała, ile musiało go kosztować proszenie Smoka o pomoc i przyjście tutaj.

- Daj jej chwilę. Musi się oswoić z tą sytuacją. Odkąd Blaise powiedział, że cię dzisiaj przyprowadzi odliczała dni i godziny a na nogach dzisiaj była już przed ósmą.

Wypowiedź kobiety chyba podniosła go nieco na duchu, bo rozluźnił się i rozejrzał po salonie. Było w nim przytulnie. Tak rodzinnie. U niego w domu nie było żadnego pomieszczenia, w którym czułby się dobrze a mimo to nadal tam mieszkał, bo nie miał odwagi zerwać do końca z przeszłością. Bał się ruszyć dalej, bo pewne rzeczy wciąż nie dawały mu spokoju. Spojrzał na Hermionę, która krzątała się po kuchni przygotowując napoje i krojąc ciasto. Czy byłby w stanie spędzać tak każdą sobotę? Każdy dzień? Z nią krzątającą się po domu. Małą Julką, która bez przerwy wymyślałaby nowe zabawy i nie dawała mu chwili wytchnienia. Czy naprawdę nadawał się do takiego życia?

- Mamusiu dostanę lemoniadę?
- Oczywiście. A teraz może zajmiesz się swoim gościem?

Dziewczynka spojrzała na mężczyznę siedzącego na kanapie. Nagle ogarnęła ją niepewność. Czekała na niego tyle lat a gdy wreszcie mogła z nim porozmawiać, przytulić go, bała się. Nie chciała, by ją odrzucił nawet jeśli mówiła mamie, że nic się nie stanie. Byłoby jej bardzo przykro i źle, tak jak mamie, gdy czasem widziała, jak płakała w swoim pokoju. Wzięła do ręki szklankę z sokiem i ruszyła w stronę fotela, który stał obok kanapy. Zasiadła na nim, ale dopiero po chwili odważyła się spojrzeć na blondyna. W oczy zupełnie takie same, jak jej.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

INFORMACJA

9 komentarzy:
Jest mi naprawdę przykro, że muszę to pisać, ale nie pozostawiono mi wyboru. Przy tak sporej liczbie wyświetlania strony 1-2 komentarze na rozdział to za mało, bym dalej publikowała tą historię. Nigdy nie wymagałam metrowych komentarzy, ale głupie "pisz dalej, bo ciekawi mnie co się wydarzy" załatwiłoby sprawę. Niestety naprawdę niewielu pofatygowało się, by napisać cokolwiek i przepraszam te osoby. Jeśli będą chciały poznać dalsze losy, które będę spisywać na komputerze niech napiszą do mnie na gg a ja chętnie udostępnie im kolejne rozdziały, gdy takowe powstaną.

Naprawde jest mi cholernie przykro.

A to moje gg dla zainteresowanych 38322779