poniedziałek, 25 lutego 2013

SEKRET - Rozdział 10

21 komentarzy:
Uff udało mi się znaleźć czas, by coś napisać i dodać. Z internetem różnie bywa - raz jest, a raz go nie ma, co pewnie zauważyłyście po moim odpowiadaniu na wasze komentarze. Żeby nie było więcej nieprzyjemności zaznaczam tu i teraz, że nie życzę sobie używania wulgaryzmów w komentarzach i takowe komentarze będą przeze mnie usuwane. Żeby nikt nie był zdziwiony.
A tymczasem zapraszam na kolejny rozdział i pamiętajcie - komentarze karmią wena, który przyspiesza proces tworzenia :)


~ ~ * ~ ~


Udało nam się porozmawiać z panem Malfoyem na temat ostatniego artykułu. Oto, co się dowiedzieliśmy: Owszem Julia to moja córka i nie życzę sobie, by pisano o niej w ten sposób. Panna Riddle w żaden sposób nie przyczyniła się do rozpadu mojego małżeństwa. Przez długi czas ukrywała przede mną fakt, że mam córkę bojąc się reakcji otoczenia. Co natomiast tyczy się mojej żony, Astoria umiera. Nałóg, który wyniszczał ją przez wiele lat, a który ja próbowałem ukrywać przed mediami, w końcu wygrał. Pozostało jej niewiele czasu, więc prosiłbym o powstrzymanie się przed wypisywaniem tego typu bzdur. Teraz najważniejsza dla mnie jest Julia i zamierzam poświęcić jej całą swoją uwagę.”
Hermiona odłożyła na stolik gazetę i uśmiechnęła się do siebie. Bała się trochę tego, co blondyn miał zamiar powiedzieć, ale była z niego dumna. Dobrze to wszystko rozegrał. Wiedziała, że nie było mu łatwo mówić o Astorii, ale taka była konieczność.

- Mamusiu, kiedy przyjdzie tata – zapytała Julka siadając obok kobiety na kanapie. Dawno nie widziała się z ojcem i miała nadzieję, że ten wkrótce ją odwiedzi.
- Myślę, że niedługo nas odwiedzi – powiedziała z delikatnym uśmiechem i przytuliła do siebie córkę. Miała nadzieję, że to na razie koniec ich problemów.


Jak bardzo się myliła uświadomiła sobie dopiero kilka dni później, gdy idąc do pracy natknęła się na tłum reporterów, który na nią czekał, by zasypać ją gradem pytań o jej kontakty z Draco. Próbowała ich wyminąć, ale nie dawali za wygraną. Gdyby nie pomoc Blaise'a, który z okna swojego gabinetu widział całe zdarzenie i przyszedł jej na pomoc, nigdy nie dotarła by do szpitala.

- Dzięki, już myślałam, że mnie tam rozszarpią – powiedziała siadając w swoim gabinecie i oddychając głęboko, by uspokoić nerwy. Liczyła, że wypowiedź Dracona na chwilę powstrzyma dziennikarzy, ale widać byli spragnieni rewelacji z ich sypialni.
- Czego oni od Ciebie chcieli?
- Pewnie dowiedzieć się, jaki Draco jest w łóżku – powiedziała z przekąsem i zerknęła na kuzyna. - Miałam nadzieję na chwilę spokoju. Teraz boje się wyjść do sklepu po bułki, by nie wylądować na okładce jakiegoś szmatławca.
- To w końcu minie. Musisz być silna. W końcu bycie ze Smokiem zawsze wzbudzało sporo zamieszania.
- Ja z Nim nie jestem. My tylko mamy razem dziecko – zaprzeczyła automatycznie kobieta rzucając brunetowi złe spojrzenie.
- Ale to nie znaczy, że o tym nie myślisz. Oboje krążycie wokół siebie niczym nieporadne nastolatki.
- Na litość boską Diable. On za parę dni pochowa żonę, a Ty wyskakujesz z takimi rzeczami. Brak Ci serca.

Mężczyzna tylko pokręcił głową i wrócił do siebie. Miał nadzieję, że tych dwoje pójdzie w końcu po rozum do głowy, bo inaczej dobrowolnie pozwoli się zamknąć na oddziale zamkniętym. Oboje doprowadzali go do szaleństwa tymi ciągłymi unikami i wypieraniem się oczywistości, którą dostrzegali wszyscy prócz nich.


Draco krążył po swoim gabinecie, do którego dotarcie zajęło mu zdecydowanie za dużo czasu. Niemal z ulgą powitał nadjeżdżającą windę, a przecież nienawidził nią jeździć. Było z nim bardzo źle. A tłum dziennikarzy w holu ministerstwa i przed jego wejściem wcale nie poprawiał mu nastroju. Wiadomość, którą wysłał mu Blaise także nie wróżyła niczego dobrego. Miał nadzieję, że jeśli da publiczny komentarz na temat swojej córki, to media dadzą im chwilę spokoju, a okazało się, że tyko spowodował lawinę pytań. A z listu przyjaciela wynikało, że każde kolejne było bardziej bezpośrednie i bezczelne od poprzedniego. Miał ochotę uciec. Zaszyć się gdzieś i przez chwilę zapomnieć o tym, kim jest. Rozsiadł się w fotelu i zaczął wspominać czas, który spędził razem Hermioną w jej letniej rezydencji. Codzienne spacery po plaży, wieczorne rozmowy przy kominku. Jej nocne koncerty. I Jack, który wprowadzał tyle chaosu do ich spokojnego życia. Kto by pomyślał, ze zatęskni kiedyś za tym oszołomem.

Westchnął i zabrał się do pracy. Papiery same się nie podpiszą i nie wyślą.



- Jak doszło do tego, że zaczęła się pani spotykać z panem Malfoyem?
- Dlaczego postanowiła pani od niego odejść?
- Jak długo ukrywała pani przed nim fakt, że jest ojcem?
- Jaki pan Malfoy jest w łóżku?
- Długo byli państwo parą?

Hermiona miała ochotę rwać włosy z głowy. Niekończące się pytania przyprawiały ją o mdłości. W końcu nie wytrzymała. Obróciła się w stronę spragnionych sensacji hien i wysyczała przez zaciśnięte usta.

- Jeśli nie odpuścicie, to obiecuje, że dowiecie się, dlaczego nazwisko Riddle nadal budzi w ludziach strach i respekt. Bo chyba zapominacie, czyją wnuczką jestem.

I szybkim krokiem odeszła zostawiając zdziwionych dziennikarzy. Była niemal pewna, że następnego dnia przeczyta o tym w gazecie, ale nie dbała o to. Miała już serdecznie dość mieszania się w jej życie.


- Możesz mi to wyjaśnić? - zapytał Draco wpadając do gabinetu Hermiony z gazetą w dłoni.
- Nie bardzo wiem, o czym mówisz.
- O tym pieprzonym artykule w gazecie. Groziłaś dziennikarzom?
- Wspomniałam im tylko, z kim mają do czynienia.
- No to pięknie – powiedział pokonany i opadł na wolny fotel. Kobieta przyjrzała mu się i po chwili przywołała dwa kubki z parującą kawą.
- Wyluzuj. Przecież to nie pierwszy raz, kiedy niezrównoważona panna Riddle komuś groziła – powiedziała spokojnie cytując fragment artykułu z nią w roli głównej. Krótko po rebelii, którą wszczął jej ojciec brukowce prześcigały się w wymyślaniu nowych bzdur na jej temat. Nie raz musiała sięgnąć po groźby, by zyskać odrobinę prywatności. Nie miała już siły więcej się tym przejmować. Ludzie wierzyli w to, co chcieli. Nie miało znaczenia, co powie i jak zareaguje.
- Kiedy nas odwiedzisz? Julka tęskni za ojcem.
- Postaram się w weekend. Do tego czasu powinienem pozałatwiać wszystkie sprawy związane z pogrzebem – powiedział cicho blondyn i upił łyk nieco już chłodniejszej kawy. Hermiona kiwnęła głową i zamyśliła się. Wciąż nie wiedziała, jak powinna się zachować w tej kwestii. Z jednej strony było jej przykro, z drugiej zaś czuła ulgę. Czyżby dawno zapomniane cechy jej charakteru dawały o sobie znać? Potrząsnęła głową, by odegnać te myśli i spojrzała na mężczyznę. Siedział zgarbiony na fotelu i spoglądał w swój kubek, jakby miał znaleźć tam odpowiedzi na wszystkie pytania.

- Czasem chciałbym uciec gdzieś daleko. Gdzie czas nie istnieje i nikt nie wie, kim jestem.
- Często o tym myślałam, gdy poznałam prawdę o sobie. Wiesz ludzie nie reagują uśmiechem na moje nazwisko – powiedziała cicho spuszczając wzrok na swoje dłonie. Gdyby nie Julia pewnie wiodłaby podobne życie do swojej siostry. Wciąż zmieniałaby miejsce zamieszkania, otoczenie, przyjaciół. W pewnym momencie miała dość tego, że wszyscy wzdrygali się, gdy padało jej nazwisko i milkli, gdy wchodziła do pomieszczenia. Zupełnie, jakby miała zacząć ciskać w nich avadą tylko za to, że żyją i mają czelność oddychać tym samym powietrzem. Nikogo nie obchodziło, jaka była. Wszyscy z góry założyli, że z takim nazwiskiem musi być zła. Długo pracowała na swoją pozycję w społeczeństwie i szacunek, który zapewniał jej tytuł uzdrowiciela. Tylko, że ludzie nie zapominają. I w najmniej spodziewanym momencie przypominają o tym, kim jest i co tak naprawdę w niej widzą.

- Kiedy to wszystko nieco się uspokoi zabiorę Ciebie i Julkę na wakacje. Zasłużyliśmy na odrobinę odpoczynku – powiedział Draco uśmiechając się delikatnie do kobiety, która po chwili odwzajemniła ten gest. - Teraz jednak muszę wracać do pracy, bo inaczej nasze wakacje będą możliwe dopiero za parę lat.
- Coś o tym wiem – wskazała ze śmiechem stertę papierów piętrzącą się na jej biurku. Mężczyzna kiwnął jej głową i wyszedł. Czy to możliwe, że ludzie przestaną szukać wokół nich sensacji? Że zapomną i znajdą sobie lepszy temat? Czy istniał lepszy temat od wnuczki Voldemorta i syna śmierciożercy, który wyparł się swego Pana? Pokręciła głową i skupiła się na pracy. To jej pozwoliło chociaż na chwilę oderwać się od ponurych myśli.

niedziela, 10 lutego 2013

SEKRET - Rozdział 9

23 komentarze:
Niestety straciłam kontakt ze światem - nie mam netu na mieszkaniu, więc mam ograniczone możliwości. Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie i ten rozdział wynagrodzi wam oczekiwanie :D




Drzwi oddziału zamkniętego cicho skrzypnęły, gdy Draco wychodził. Sam już nie wiedział, co było gorsze. To, że jej na to pozwolił czy to, że w głębi serca odczuwał ulgę. Uzdrowiciele nie dali jej wiele czasu. Kilka dni, może tydzień. W tym czasie blondyn miał przygotować się, by pochować żonę. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miał odwagi patrzeć Hermionie w oczy. Ona nie znała całej prawdy. Nie miała pojęcia, czemu tak naprawdę Astoria się tu znalazła i jakie miał plany. Znienawidziłaby go, gdy o tym wiedziała.

Zapukał cicho do gabinetu przyjaciela. Na szczęście był. Wszedł i niepewnie zajął miejsce we fotelu. Milczeli przez dłuższą chwilę zbierając i porządkując wszystko to, co wiedzieli.

- Ona zawsze taka była? - zapytał cicho Blaise. To pytanie nie dawało mu spać po nocach. Sam nie wiedział dlaczego, ale wolałby usłyszeć potwierdzenie.
- Nie wiem. To zaczęło się rok po ślubie. Częściej wychodziła, późno wracała. Zawsze wstawiona. Owszem lubiła sobie wypić, ale nigdy aż tak. Myślę, że ona po prostu ukrywała to przede mną. A potem było już za późno. Próbowałem jej przemówić do rozumu, ale nic do niej nie docierało. Miała swój świat, a ja robiłem, co mogłem, by rzeczywistość nie dobrała się jej do tyłka. Tuszowałem wszystkie jej wybryki. Znosiłem każde pijackie awantury dopóki... Dopóki nie zdradziła mnie z jakimś pierwszym lepszym facetem na oczach wszystkich gości baru. Wiem, że to nie był pierwszy raz, ale na ogół miała na tyle oleju w głowie, by nie robić tego przy ludziach. Wychodziłem z siebie, by to zatuszować. Nie mogłem jej pozwolić zhańbić nazwiska po raz kolejny. Nie po tym, gdy Hermiona zrobiła wszystko, by mnie oczyszczono. I tak trafiła tutaj. A teraz... Teraz okazuje się, że ona umiera, a ja mimo całego bólu odczuwam ulgę. Już nie będę musiał jej odbierać z imprez, tuszować wybryków i wstydzić się tego, co robiła.

Po raz kolejny zapadło milczenie. Blaise nie wiedział, co powiedzieć. Nie spodziewał się czegoś takiego. Współczuł przyjacielowi. Mógł tylko sobie wyobrazić, przez co przechodził każdego dnia. Sam musiał to znosić przecież tyle lat. Oboje musieli. A potem okazało się, że rzeczywistość wcale nie jest lepsza. Gdyby tylko wiedział, co zrobić, żeby tych dwoje porozmawiało ze sobą szczerze i powiedziało, co do siebie czują. Wszyscy by na tym skorzystali. Oni, on, a najbardziej Julka. Ale nie mógł nic zrobić. Mógł tylko patrzeć i mieć nadzieję, że wszystko się ułoży. Póki co Hermiona postanowiła zaopiekować się blondynem po tym, co opowiedział jej Blaise. Wiedział, że Draco bywał u nich co drugi dzień i przynajmniej wtedy cokolwiek jadał. O to mógł być na razie spokojny. A i Julka musiała mieć na niego dobry wpływ, bo mimo wszystko starał się jakoś trzymać. Może wcale nie musiał niczego robić? Może oni sami to załatwią?



Hermiona chodziła zdenerwowana po swoim gabinecie. Raz po raz rzucała gniewne spojrzenia w stronę dzisiejszego wydania Proroka Codziennego. Jakim cudem się dowiedzieli? I skąd u diabła mieli to zdjęcie? Miała ochotę walić głową w ścianę. Była świadoma, że w końcu to wyjdzie na jaw, ale nie sądziła, że w taki sposób i w takich okolicznościach. Nagle to ona była tą złą, bo rozbiła rodzinę, doprowadziła do szaleństwa i śmierci żony blondyna, by mogła go zagarnąć do siebie. Nikogo nie obchodziło to, że przez tyle lat samotnie wychowywała dziecko i wcale nie spieszyła się, by rozbić czyjąkolwiek rodzinę dla własnych korzyści. Nazywała się Riddle i nikt nie miał prawa traktować jej w ten sposób. Już ona zrobi z tym porządek. W pośpiechu zrzuciła fartuch i opuściła szpital kierując się w stronę Ministerstwa. I niech Merlin ma ich w swojej opiece.


- Gdzie on jest?! - warknęła do sekretarki, która nie potrafiła podać położenia swojego szefa.
- Nnnie wiem, proszę pani. Wyszedł pół godziny temu i jeszcze nie wrócił.
- Nie obchodzi mnie to. Chcę się z nim widzieć natychmiast.

Jej głos niósł się echem po opustoszałych korytarzach Ministerstwa. Miała gdzieś, co ludzie sobie o niej pomyślą. W ich oczach i tak już była tą złą, więc co za różnica?
Nagle w korytarzu pojawiła się osoba, której teraz nie miała ochoty oglądać. Malfoy. Wiedziała, że nie miał z tym nic wspólnego, ale nie potrafiła na niego spojrzeć. Nikt, nawet on, nie ma prawa krzywdzić jej córeczki. Nikt.

- Hermiono? Coś się stało?
- Ty chyba sobie ze mnie żartujesz. Widziałeś dzisiejszego Proroka?
- Nie. Rano byłem w szpitalu i dopiero teraz dotarłem do pracy. Gazeta pewnie leży na biurku. Co napisali?
- A jak Ci się wydaje?

Jej spojrzenie mówiło mu wszystko. Pisali o Julii, a sądząc po iskrach, które ciskała wszędzie na około nie pozostawili na niej suchej nitki.

- Nie sądzę, byś szybko dorwała Davida. Pewnie spodziewał się Twojej wizyty i uciekł. Bądź, co bądź Twoje nazwisko wciąż budzi respekt. Chodź do mojego gabinetu. Napijemy się kawy i razem zdecydujemy, co dalej.
- Dlaczego miałabym to zrobić?
- Bo tak samo zależy Ci na tym, by Julka nie ucierpiała bardziej.

Po chwili milczenia i mierzenia się spojrzeniami skinęła delikatnie głową i ruszyła za nim. Nie wiedziała, czemu to zrobiła. Może podświadomie miała nadzieję, że naprawdę mu zależało i chciał coś naprawić. Co było podłe biorąc pod uwagę okoliczności. Choć przecież sam mówił, że nigdy jej nie kochał. Miała mętlik w głowie i nie wiedziała, co robić.

- Jakieś pomysły?
- Czekaj.

Więc czekała. Piła powoli swoją kawę i rozglądała się po gabinecie. Poza stosem papierów walających się po biurku było tu dość schludnie. Nie tego się spodziewała. Pamiętała, że był z niego straszny bałaganiarz. Uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienie ich przymusowych wakacji w letniej rezydencji. I Jacka, który ciągle droczył się z blondynem. Wtedy wszystko wydawało się takie proste. Musieli tylko nie dopuścić, by jej ojciec stał się następcą Voldemorta. Nadal była w posiadaniu starych pamiętników Toma Riddla. Uwielbiała do nich wracać i od nowa zaczytywać się w słowa, które pisał, gdy jeszcze był normalny i logiczny. Potem wszystko się zmieniło a ona nieświadomie doprowadziła do jego śmierci, czego potem strasznie żałowała. Potrząsnęła głową, by pozbyć się niechcianych obrazów i skupiła wzrok na blondynie, który ze zmarszczonym czołem od nowa odczytywał artykuł.

- Napiszę sprostowanie.
- Słucham?
- Powiem, jak było naprawdę. O tym, jak wyglądało życie z Astorią pod jednym dachem. O decyzjach, które podjąłem zanim pojawiłaś się z powrotem w Londynie. I o tym, że nie miałem pojęcia o Julii dopóki nie wróciłaś. Nikt nie będzie pisał bzdur na temat mojej córki i jej matki.

Hermiona nie wiedząc, co powiedzieć, po prostu rzuciła się blondynowi na szyję i mocno przytuliła.

- Dziękuję – szepnęła starając się powstrzymać łzy. Nie liczyła na to przychodząc do tego gabinetu. Może naprawdę mu zależało? Czy mogła mieć nadzieję?
- Nie ma za co. W końcu chodzi o naszą córkę.

Naszą. To takie dziwne słowo. I tak bardzo bolał go fakt, że tylko Julia ich łączy. Nie miał prawa oczekiwać, że ona wciąż coś do niego czuła. W końcu minęło tyle lat. A jednak czuł się tak dobrze tuląc ją do siebie. Nawet nie sądził, że tak bardzo za tym tęsknił. Nagle Hermiona poruszyła się w jego ramionach i chciała wrócić na swoje miejsce, ale nie pozwolił jej na to. Spojrzała na niego z zaskoczeniem.

- Proszę. Tak bardzo Cię teraz potrzebuję.

Dziewczyna bez słowa wtuliła się w niego bardziej. Też Go potrzebowała, choć nie miała odwagi się do tego przyznać. I wiedziała, jak wiele kosztowały Go te słowa. Doceniała to i nie zamierzała odsuwać się od niego. Nie teraz, choć inni mogli uznać, że wykorzystywała sytuację. Miała to gdzieś. Los dawał jej szansę, a ona zamierzała z niej skorzystać. Już raz Go straciła. Nie zamierzała drugi raz popełnić tego samego błędu.

Później udali się do kawiarni niedaleko Ministerstwa, gdzie po prostu siedzieli i rozmawiali, ciesząc się swoją obecnością. Wiedzieli, że nadciąga burza, ale przecież po każdej burzy wychodziło słońce. I właśnie na to słońce czekali. Oboje byli zdziwieni, jak naturalnie wychodziło im to wszystko. Rozmowy, subtelne, czułe gesty, wzajemne wspieranie się. Zupełnie, jak za starych dobrych czasów.

- Dziękuję Ci za dzisiejsze popołudnie. Naprawdę mi pomogło.
- Nie ma za co. Choć czuję, że przeczytam o nim w jutrzejszym Proroku – powiedziała uśmiechając się delikatnie. Obiecała sobie nie przejmować się takimi rzeczami. Nie teraz, gdy tak wiele się działo, a on tak bardzo potrzebował jej wsparcia. Znosiła przecież gorsze rzeczy.
- Mam nadzieję, że jutro zamiast szczegółowych opisów naszego spotkania będziesz miała szansę przeczytać moje sprostowanie.

Blondyn uśmiechnął się niepewnie żegnając się z Hermioną pod szpitalem. Mimo szczerych chęci, nie mogła wrócić jeszcze do domu. W gabinecie czekało na nią sporo dokumentów, które musiała podpisać. I dopiero zamykając za sobą drzwi zdała sobie sprawę z tego, co uczyniła. Wcale tego nie planowała, to był naturalny odruch. Delikatne muśnięcie policzka mężczyzny. Miała nadzieję, że nie wygłupiła się za bardzo. Z cichym westchnieniem założyła fartuch i opadła na fotel biorąc do ręki pierwszą stertę papierów.