Chciałam was także zaprosić (oczywiście, jeśli macie ochotę) na pierwsze w moim wykonaniu opowiadanie DRARRY, które znajdziecie <<TUTAJ>> Na razie jest tylko prolog, ale pracuję już nad pierwszym rozdziałem :) Miałam tą historię od dawna w głowie, ale dopiero niedawno postanowiłam zacząć ją spisywać.
Nie przedłużając zapraszam na rozdział 8. Mam nadzieję, że się wam spodoba. I pamiętajcie - komentarze karmią wena, który przyspiesza proces tworzenia :)
~~ * ~~
Cały poniedziałek
upłynął Draconowi na przemyśleniach. Nie umiał pozbyć się z
głowy obrazu Hermiony krzątającej się po kuchni z delikatnym
uśmiechem. Ten widok miał w sobie coś, co sprawiało, że jego
serce miękło. Mógłby przywyknąć do oglądania jej takiej.
Spokojnej, uśmiechniętej. I całej jego. Niestety Hermiona już od
dawna nie była jego. I tylko on był temu winny. Zastanawiał się,
co mógłby zrobić, żeby pokazać jej, że wciąż mu zależy.
Wszystko, co do tej pory przychodziło mu do głowy wydawało się
głupie i nieodpowiednie.
Gdy przestawał na chwilę myśleć o Hermionie jego głowę zaprzątała Julka. Bał się kolejnego spotkania z nią. Dziewczynka dostrzegała więcej niż powinna i krępował się rozmawiając z nią. Nie tego się spodziewał, ale może lepiej, że była właśnie taka. Rozmawiał później z Blaisem, który wyjaśnił mu o co chodziło. Dystans. Dlatego rozmowa wyglądała tak a nie inaczej. Dziewczynka miała do niego dystans bojąc się, że ją zrani tak, jak zrobił to Hermionie. Miał ochotę walić głową w ścianę. Nie tak powinno wyglądać ich pierwsze spotkanie. I obiecał sobie, że zrobi wszystko, by kolejne wyglądało inaczej.
Z cichym westchnieniem podpisał ostatnie papiery i wysłał je do biura piętro niżej. Miał teraz chwilę czasu i postanowił wykorzystać ją na odwiedziny w szpitalu. Dawno się tam nie pokazywał, a to źle o nim świadczyło. Musiał utrzymywać pozory. Krzywiąc się nieznacznie opuszczał swoje biuro, by móc się teleportować.
- Lepiej, żebyś teraz tam nie wchodził – powiedział Blaise dostrzegając blondyna zbliżającego się do oddziały zamkniętego. Spojrzał na niego zaskoczony.
- Dlaczego?
- Bo Astoria miała napad. Hermiona stara się opanować sytuację – powiedział spokojnym głosem mając nadzieję, że blondyn załapie aluzję. Zrezygnowany spuścił głowę i udał się za brunetem do jego gabinetu. Postanowił poczekać, aż Hermiona skończy, by z nią porozmawiać o stanie zdrowia jego wkrótce byłej żony.
- Co lubi Julia?
- Dlaczego mnie o to pytasz?
- Bo chciałbym sprawić jej przyjemność, gdy ponownie się spotkamy a kompletnie nie wiem, jak to zrobić.
- Daj jej szanse, by mogła Cię poznać. To będzie dla niej najlepszy prezent.
Między mężczyznami zapadła cisza, którą przerwało dopiero wtargnięcie zmęczonej Hermiony. Kobieta bez słowa opadła na wolny fotel i ukryła twarz w dłoniach. Potrzebowała chwili by dojść do siebie, to co tam widziała wywarło na nią ogromny wpływ. Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, więc uniosła wzrok by napotkać niebieskie oczy kuzyna, który z delikatnym uśmiechem wręczył jej do ręki kubek kawy. Przyjęła go z wdzięcznością i upiła łyk. Dopiero wtedy dostrzegła blondyna siedzącego w kącie gabinetu, który bacznie się jej przyglądał. Nie była zadowolona z takiego obrotu spraw. Miała nadzieję, że to Blaise przekaże mu wszystkie wiadomości. Westchnęła cicho i ponownie spojrzała na blondyna.
- Źle z nią. Po uspokojeniu jej i przebadaniu nie mam dobrych wieści. Nie mam pojęcia, jak długo truła się tym świństwem, ale wyrządziło ono nieodwracalne zmiany w jej mózgu, który zaczął zwalczać cóż... Zaczął ją niszczyć uważając ją za zagrożenie – powiedziała cicho starając się nie odwracać wzroku od chłodnego spojrzenia, które się jej przyglądało. - Po konsultacji z innymi uzdrowicielami doszliśmy do wniosku, że nie pozostało jej wiele czasu. Może miesiąc, może mniej. Przykro mi.
Draco siedział bez słowa słuchając Hermiony, która informowała go o zbliżającej się śmierci jego żony. Nawet jeśli nic do niej nigdy nie czuł, to był bolesny cios. Wiedział, że Astoria przesadzała z niektórymi eliksirami, ale nie sądził, że to było aż tak poważne. Miał ochotę walnąć się jakimś zaklęciem. Był taki głupi. W końcu spuścił wzrok przyglądając się swoim zadbanym dłoniom. W tym wypadku niestosownym było zalecać się do Hermiony. Uznałaby go za drania bez serca. Choć pewnie już tak o nim myślała.
- Czy mógłbym...
- Nie. Stwarza zbyt duże zagrożenie. Przykro mi, ale nie będziesz się mógł z nią zobaczyć w najbliższym czasie. Musimy poczekać, aż... Aż będzie słabsza i niezdolna do skrzywdzenia kogokolwiek.
- W porządku.
Zapadła cisza, którą przerwał trzask zamykanych drzwi. Hermiona poderwała głowę spoglądając na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział Draco. Było puste. To było takie niesprawiedliwe. Najpierw stracił ją a teraz Astorię. Obiecała sobie, że zrobi wszystko, by Draco nie czuł się samotny. W końcu teraz miał jeszcze Julkę, która z całego serca pragnęła mieć ojca. Obie zapewnią mu wsparcie w tym trudnym okresie.
W środę Hermiona wysłała Julkę do dziadków na trochę, by mieć chwilę dla siebie. Chciała w spokoju posprzątać w domu i przygotować się do spotkania z Malfoyem. Z tego, co mówił jej Blaise, nie było z nim najlepiej. Miała nadzieję, że to nie odbije się negatywnie na jego kruchych relacjach z córką. Niemal podskoczyła słysząc dzwonek do drzwi. Nie zdawała sobie sprawy, jak wciągnęło ją rozmyślanie. Poprawiając spódnicę podeszła do drzwi, by je otworzyć.
- Wejdź proszę – powiedziała zapraszając go gestem do środka. Jego mina mówiła jej wszystko. Było bardzo źle. Pogratulowała sobie pomysłu wysłania Julki do dziadków. Musiała najpierw z nim porozmawiać. - Julka niedługo powinna być. Jest u dziadków.
Draco skinął głową i nie czekając na zaproszenie zajął miejsce na kanapie. Jego sztywna postawa sprawiała, że serce Hermiony krwawiło. Stracił już tak wielu ludzi. Kiedy wreszcie przestanie płacić za błędy, które popełnili jego rodzice?
Cicho postawiła przed nim tacę z kawą i ciastem. Zdawała sobie sprawę, że to nie będzie miła rozmowa i miała nadzieję, że ciasto nieco ją osłodzi.
- Jak się czujesz?
- Tak, jak wyglądam.
- Draco?
- Co?
- Nie możesz w takim stanie spotkać się z Julią. Serce jej pęknie, gdy Cię zobaczy.
- Mam sobie pójść?
- Nie. Porozmawiaj ze mną.
- Dlaczego miałbym rozmawiać z tobą o mojej umierającej żonie, której wcale nie kocham a mimo to boli mnie jej strata?
- Bo chcę Ci pomóc.
Zapadła cisza. Draco unikał jej wzroku. Nie chciał litości. Był w stanie znieść wszystko tylko nie litość. Nie chciał spojrzeć jej w oczy, by nie ujrzeć w nich litości. To by go całkiem złamało.
- Nie lituję się nad Tobą Draco – powiedziała cicho Hermiona. Wiedziała, co mężczyzna sobie pomyślał. Znała go aż za dobrze. Jego niepewne spojrzenie to potwierdziło. - Nigdy się nad Tobą nie litowałam i nie zamierzam. Chcę tylko byś wiedział, że możesz liczyć na mnie i Julię.
Skinął głową niezdolny, by powiedzieć cokolwiek. Nie spodziewał się tego. Dlaczego ona była dla niego taka dobra? Dlaczego wciąż dawała mu szanse, choć wszystko popsuł lata temu?
- Mamusiu jestem już – zawołała dziewczynka wchodząc do salonu. - Ooo cześć tato.
To było dla Malfoya za dużo. Wstał i chwycił dziewczynkę w ramiona szlochając cicho. Ta objęła go mocno swoimi drobnymi rączkami i głaskała po włosach.
- Spokojnie tatusiu. Wszystko będzie dobrze. Masz mnie i mamę. Pomożemy Ci.
Hermiona dyskretnie wymknęła się do kuchni, by zając się obiadem. Miała nadzieję, że namówi go, by zjadł z nimi, bo wyglądał, jakby nic nie jadł od kilku dni. Nadsłuchiwała lecz z salonu nie dobiegały żadne niepokojące dźwięki. Odetchnęła i w pełni skupiła się na kurczaku, którego właśnie przyprawiała.
Draco opuszczał dom Hermiony późnym popołudniem. Choć wciąż w to nie wierzył, czuł się szczęśliwy. Na tyle, na ile mógł w tej sytuacji. Po raz kolejny kogoś tracił, ale tym razem także zyskiwał kogoś w zamian. Wciąż miał przed oczami uśmiech Julki, gdy opowiadała mu, jak pocieszała Blaise'a, gdy jakaś kobieta, na której mu zależało zostawiła go dla innego. Wciąż słyszał jej głos, który mówił do niego „tatusiu”. Był taki ciepły i kojący. Tak bardzo nie chciał tego teraz stracić.
Gdy przestawał na chwilę myśleć o Hermionie jego głowę zaprzątała Julka. Bał się kolejnego spotkania z nią. Dziewczynka dostrzegała więcej niż powinna i krępował się rozmawiając z nią. Nie tego się spodziewał, ale może lepiej, że była właśnie taka. Rozmawiał później z Blaisem, który wyjaśnił mu o co chodziło. Dystans. Dlatego rozmowa wyglądała tak a nie inaczej. Dziewczynka miała do niego dystans bojąc się, że ją zrani tak, jak zrobił to Hermionie. Miał ochotę walić głową w ścianę. Nie tak powinno wyglądać ich pierwsze spotkanie. I obiecał sobie, że zrobi wszystko, by kolejne wyglądało inaczej.
Z cichym westchnieniem podpisał ostatnie papiery i wysłał je do biura piętro niżej. Miał teraz chwilę czasu i postanowił wykorzystać ją na odwiedziny w szpitalu. Dawno się tam nie pokazywał, a to źle o nim świadczyło. Musiał utrzymywać pozory. Krzywiąc się nieznacznie opuszczał swoje biuro, by móc się teleportować.
- Lepiej, żebyś teraz tam nie wchodził – powiedział Blaise dostrzegając blondyna zbliżającego się do oddziały zamkniętego. Spojrzał na niego zaskoczony.
- Dlaczego?
- Bo Astoria miała napad. Hermiona stara się opanować sytuację – powiedział spokojnym głosem mając nadzieję, że blondyn załapie aluzję. Zrezygnowany spuścił głowę i udał się za brunetem do jego gabinetu. Postanowił poczekać, aż Hermiona skończy, by z nią porozmawiać o stanie zdrowia jego wkrótce byłej żony.
- Co lubi Julia?
- Dlaczego mnie o to pytasz?
- Bo chciałbym sprawić jej przyjemność, gdy ponownie się spotkamy a kompletnie nie wiem, jak to zrobić.
- Daj jej szanse, by mogła Cię poznać. To będzie dla niej najlepszy prezent.
Między mężczyznami zapadła cisza, którą przerwało dopiero wtargnięcie zmęczonej Hermiony. Kobieta bez słowa opadła na wolny fotel i ukryła twarz w dłoniach. Potrzebowała chwili by dojść do siebie, to co tam widziała wywarło na nią ogromny wpływ. Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, więc uniosła wzrok by napotkać niebieskie oczy kuzyna, który z delikatnym uśmiechem wręczył jej do ręki kubek kawy. Przyjęła go z wdzięcznością i upiła łyk. Dopiero wtedy dostrzegła blondyna siedzącego w kącie gabinetu, który bacznie się jej przyglądał. Nie była zadowolona z takiego obrotu spraw. Miała nadzieję, że to Blaise przekaże mu wszystkie wiadomości. Westchnęła cicho i ponownie spojrzała na blondyna.
- Źle z nią. Po uspokojeniu jej i przebadaniu nie mam dobrych wieści. Nie mam pojęcia, jak długo truła się tym świństwem, ale wyrządziło ono nieodwracalne zmiany w jej mózgu, który zaczął zwalczać cóż... Zaczął ją niszczyć uważając ją za zagrożenie – powiedziała cicho starając się nie odwracać wzroku od chłodnego spojrzenia, które się jej przyglądało. - Po konsultacji z innymi uzdrowicielami doszliśmy do wniosku, że nie pozostało jej wiele czasu. Może miesiąc, może mniej. Przykro mi.
Draco siedział bez słowa słuchając Hermiony, która informowała go o zbliżającej się śmierci jego żony. Nawet jeśli nic do niej nigdy nie czuł, to był bolesny cios. Wiedział, że Astoria przesadzała z niektórymi eliksirami, ale nie sądził, że to było aż tak poważne. Miał ochotę walnąć się jakimś zaklęciem. Był taki głupi. W końcu spuścił wzrok przyglądając się swoim zadbanym dłoniom. W tym wypadku niestosownym było zalecać się do Hermiony. Uznałaby go za drania bez serca. Choć pewnie już tak o nim myślała.
- Czy mógłbym...
- Nie. Stwarza zbyt duże zagrożenie. Przykro mi, ale nie będziesz się mógł z nią zobaczyć w najbliższym czasie. Musimy poczekać, aż... Aż będzie słabsza i niezdolna do skrzywdzenia kogokolwiek.
- W porządku.
Zapadła cisza, którą przerwał trzask zamykanych drzwi. Hermiona poderwała głowę spoglądając na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział Draco. Było puste. To było takie niesprawiedliwe. Najpierw stracił ją a teraz Astorię. Obiecała sobie, że zrobi wszystko, by Draco nie czuł się samotny. W końcu teraz miał jeszcze Julkę, która z całego serca pragnęła mieć ojca. Obie zapewnią mu wsparcie w tym trudnym okresie.
W środę Hermiona wysłała Julkę do dziadków na trochę, by mieć chwilę dla siebie. Chciała w spokoju posprzątać w domu i przygotować się do spotkania z Malfoyem. Z tego, co mówił jej Blaise, nie było z nim najlepiej. Miała nadzieję, że to nie odbije się negatywnie na jego kruchych relacjach z córką. Niemal podskoczyła słysząc dzwonek do drzwi. Nie zdawała sobie sprawy, jak wciągnęło ją rozmyślanie. Poprawiając spódnicę podeszła do drzwi, by je otworzyć.
- Wejdź proszę – powiedziała zapraszając go gestem do środka. Jego mina mówiła jej wszystko. Było bardzo źle. Pogratulowała sobie pomysłu wysłania Julki do dziadków. Musiała najpierw z nim porozmawiać. - Julka niedługo powinna być. Jest u dziadków.
Draco skinął głową i nie czekając na zaproszenie zajął miejsce na kanapie. Jego sztywna postawa sprawiała, że serce Hermiony krwawiło. Stracił już tak wielu ludzi. Kiedy wreszcie przestanie płacić za błędy, które popełnili jego rodzice?
Cicho postawiła przed nim tacę z kawą i ciastem. Zdawała sobie sprawę, że to nie będzie miła rozmowa i miała nadzieję, że ciasto nieco ją osłodzi.
- Jak się czujesz?
- Tak, jak wyglądam.
- Draco?
- Co?
- Nie możesz w takim stanie spotkać się z Julią. Serce jej pęknie, gdy Cię zobaczy.
- Mam sobie pójść?
- Nie. Porozmawiaj ze mną.
- Dlaczego miałbym rozmawiać z tobą o mojej umierającej żonie, której wcale nie kocham a mimo to boli mnie jej strata?
- Bo chcę Ci pomóc.
Zapadła cisza. Draco unikał jej wzroku. Nie chciał litości. Był w stanie znieść wszystko tylko nie litość. Nie chciał spojrzeć jej w oczy, by nie ujrzeć w nich litości. To by go całkiem złamało.
- Nie lituję się nad Tobą Draco – powiedziała cicho Hermiona. Wiedziała, co mężczyzna sobie pomyślał. Znała go aż za dobrze. Jego niepewne spojrzenie to potwierdziło. - Nigdy się nad Tobą nie litowałam i nie zamierzam. Chcę tylko byś wiedział, że możesz liczyć na mnie i Julię.
Skinął głową niezdolny, by powiedzieć cokolwiek. Nie spodziewał się tego. Dlaczego ona była dla niego taka dobra? Dlaczego wciąż dawała mu szanse, choć wszystko popsuł lata temu?
- Mamusiu jestem już – zawołała dziewczynka wchodząc do salonu. - Ooo cześć tato.
To było dla Malfoya za dużo. Wstał i chwycił dziewczynkę w ramiona szlochając cicho. Ta objęła go mocno swoimi drobnymi rączkami i głaskała po włosach.
- Spokojnie tatusiu. Wszystko będzie dobrze. Masz mnie i mamę. Pomożemy Ci.
Hermiona dyskretnie wymknęła się do kuchni, by zając się obiadem. Miała nadzieję, że namówi go, by zjadł z nimi, bo wyglądał, jakby nic nie jadł od kilku dni. Nadsłuchiwała lecz z salonu nie dobiegały żadne niepokojące dźwięki. Odetchnęła i w pełni skupiła się na kurczaku, którego właśnie przyprawiała.
Draco opuszczał dom Hermiony późnym popołudniem. Choć wciąż w to nie wierzył, czuł się szczęśliwy. Na tyle, na ile mógł w tej sytuacji. Po raz kolejny kogoś tracił, ale tym razem także zyskiwał kogoś w zamian. Wciąż miał przed oczami uśmiech Julki, gdy opowiadała mu, jak pocieszała Blaise'a, gdy jakaś kobieta, na której mu zależało zostawiła go dla innego. Wciąż słyszał jej głos, który mówił do niego „tatusiu”. Był taki ciepły i kojący. Tak bardzo nie chciał tego teraz stracić.