niedziela, 23 grudnia 2012

SEKRET - Rozdział 5

3 komentarze:
Na te święta życzę wam tego, co najlepsze. Zdrowia, szczęścia i spełniania marzeń. Wytrwałości w dążeniu do wyznaczonych sobie celów i brania od życia tylko tego, co może dać wam szczęście.
W ramach prezentu odcinek, który myślę, że przypadnie wam do gustu :)

Wesołych Świąt




Niezręczna cisza zapadła między nimi, gdy tylko zamknęły się drzwi. Kobieta zajęła miejsce za biurkiem i spod kurtyny rzęs obserwowała mężczyznę, który nerwowym krokiem przemierzał jej gabinet. Wiele razy próbowała sobie wyobrazić ten moment. Chwilę, w której on się dowie, że jest ojcem. Za każdym razem reagował inaczej. Nie miała pojęcia, który z jej scenariuszy okaże się prawdziwy. Westchnęła cicho i rozsiadła się wygodniej dając mu czas na ochłonięcie. Sama potrzebowała chwili, by uspokoić oddech i przypomnieć sobie te wszystkie rzeczy, którymi karmiła sumienie przez te lata ucieczki.

Blondyn nie potrafił opanować złości. Jak ona mogła mu to zrobić? Ukrywać coś takiego. Dziewczynka pewnie nawet nie wiedziała o jego istnieniu. Nigdy nie sądził, że Hermionę stać na taką podłość. Myślał, że znał ją bardzo dobrze, ale pomylił się. Siedziała teraz na swoim fotelu, w przestronnym gabinecie i obserwowała jego nerwowe ruchy. Zupełnie, jakby ta cała sprawa jej nie dotyczyła. Jakby nie zależało jej, by poznał prawdę.

- Zamierzałaś mi powiedzieć?
- Póki nie przeniesiono mnie do Londynu nie.
- A gdy Cię przeniesiono?
- Uznałam, że i tak w końcu się dowiesz, więc nie zamierzałam tego przyspieszać.
- To podłe.
- Podłe jest to, że pieklisz się o Julkę a zapomniałeś wspomnieć, że na czwartym piętrze za zamkniętymi drzwiami leży Twoja żona.


Hermiona doskonale o tym wiedziała. Raz na nocnej zmianie została wezwana do pomocy przy opornej na eliksiry uspakajające pacjentce. Jej wiedza i doświadczenie pomogły opanować sytuację. Ceną było poznanie prawdy. Wiedziała już, dlaczego blondyn tak często odwiedzał szpital. I diabeł nie miał z tym nic wspólnego. Zabolało ją to. Nie próbowała tego ukrywać przed samą sobą. Przecież tyle razy powtarzał jej, że nie będzie już nikogo poza nią. Widocznie fakt, że uciekła i zaszyła się tam, gdzie nie mógł jej znaleźć zmienił wszystko. Ciekawiło ją, czy to małżeństwo pomogło mu zreperować swoją reputację. Chociaż patrząc na to, w jakim stanie była pani Malfoy szczerze w to wątpiła.

Widziała, jak pobladł i stracił trochę na agresywności. Pewnie miał nadzieję, że uda mu się to ukryć. Musiał być skończonym idiotą myśląc, że w szpitalu da się ukryć cokolwiek.

- Skąd o tym wiesz?
- Pomogłam jej, bo magomedycy z zamkniętego nie potrafili sobie z nią poradzić.

Spuścił wzrok z zainteresowanie przyglądając się swoim dłonią. Nie tego się spodziewał. Przez chwilę zapomniał, dlaczego w ogóle znaleźli się w jej gabinecie. Pierwszy raz od bardzo dawna dopadło go poczucie winy. Czuł ucisk w żołądku, który utrudniał mu oddychanie i wstyd, z którym długo nie będzie potrafił się uporać. Zawiódł jedyną osobę, która kiedykolwiek go kochała. Którą on kochał.

- Dlaczego się ukrywałaś?
- Przecież znasz odpowiedź na to pytanie.

Przed oczami przeleciało mu kilka obrazów. Zatrzymał się przy ich ostatniej rozmowie. Dotyczyła dzieci. Więc już wtedy musiała być w ciąży i próbowała mu o tym powiedzieć. A on uniósł się i wystraszył ją. Nic więc dziwnego, że uciekła i przez tyle lat ukrywała przed nim córkę.

- Powiedziałaś, że jak ma na imię?
- Julia.
- To piękne imię.
- Pasuje do niej idealnie.

Ponownie zapadła niezręczna cisza. Oboje próbowali poradzić sobie z sytuacją, która miała miejsce. Kobieta nadal przyglądała się blondynowi zastanawiając się, jak postąpi teraz. Będzie chciał złapać kontakt z małą czy uzna, że nigdy jej nie widział na oczy.

- Czy ona...
- Wie o Tobie? Oczywiście, że tak. Nie ukrywałam przed nią Twojego istnienia. Wie, jak się poznaliśmy, że jest do Ciebie podobna z charakteru. I że ma Twoje oczy.
- Dziękuję.

Nie tego się spodziewał. Sądził, że skoro się ukrywała to nie chciała, by mała cokolwiek wiedziała. A tymczasem wiedziała więcej niż mógłby przypuszczać.

- Powiedziałam jej też, że gdybyś wiedział o jej istnieniu to bardzo byś ją kochał, ale nie mogłeś się dowiedzieć, bo miałbyś przez to problemy.

Zaskoczenie malujące się w jego oczach nie miało granic. Jak mógł ją ocenić tak pochopnie? Założyć z góry, że zrobiła to celowo, by się na nim zemścić a tak naprawdę chciała mu tylko pomóc. Na pewno nie było jej łatwo. Tyle lat wychowywała ich córeczkę sama. Nie mogła liczyć na jego pomoc, wsparcie. A mimo to nie poddała się. Na pewno pracowała dzień i noc, by małej niczego nie zabrakło a każdą wolną chwilę spędzała razem z nią. Wiedział to, bo taka była Hermiona. Wstyd mu było, że chociaż przez chwilę pomyślał o niej źle.

- Teraz, kiedy już wiesz sam możesz zdecydować, czy chcesz ją poznać czy nie.
- Pozwolisz mi?
- Dlaczego miałabym Ci zabronić? To Twoja córka i tęskni za ojcem.
- Chciałbym bardzo.
- Więc znajdź dla niej czas w weekend. Mam wolne, więc możesz nas odwiedzić. Diabeł wszystko Ci wyjaśni a teraz muszę iść. Obowiązki wzywają.



Blaise długo zbierał się w sobie, by opowiedzieć o wszystkim przyjacielowi. Dziwił go spokój, jaki emanował z blondyna. Spodziewał się pretensji, krzyków, rwania włosów z głowy. Zamiast tego usłyszał cichą prośbę, by wyjaśnić mu wszystko. Więc zrobił to. Opowiedział mu, jak przez te wszystkie lata starał się wspierać Hermionę i odwiedzać ją tak często, jak pozwalała mu na to praca. O kontaktach z Julką. O jej dzieciństwie, dorastaniu, ciągłych pytaniach o wszystko. Była taka podobna do Hermiony i jednocześnie tak samo zadziorna, jak blondyn. Wybuchowa mieszanka, która już nie raz przyprawiała kobietę o załamanie, ale mimo to nie sposób było jej nie kochać. Potwierdził to, co mężczyzna usłyszał do Hermiony. Mała wiedziała o nim. I wierzyła w słowa matki. A mimo to widział wahanie w oczach Dracona. Przecież nie było go przez tyle lat. Czy Julia będzie w stanie mu to wybaczyć?

- Nie przejmuj się tym. Ucieszy się mogąc Cię poznać.
- Jakoś nie jestem tego taki pewny.
- Wie, że nie mogłeś przy niej być. To mądry dzieciak. Rozumie więcej niż powinien.
- Zupełnie, jak jego matka.

Delikatny uśmiech wkradł się na jego usta. Podświadomie już podjął decyzję. Poprosił przyjaciela, by w weekend zaprowadził go do Hermiony. Chciał poznać swoją córkę bez względu na to, czy ona go zaakceptuje czy nie. Musiał, bo inaczej sumienie nie dałoby mu spokoju. Teraz, gdy o niej wiedział, nie mógł udawać, że to nie ma znaczenia. Miał córkę, tak jak zawsze o tym marzył. Z osobą, którą mimo wszystko kochał. Ale czy nadal zasługiwał na jej miłość?

czwartek, 22 listopada 2012

SEKRET - Rozdział 4

8 komentarzy:
Osoby, które chcą być informowane o nowych rozdziałach proszę o pisanie w komentarzach nr gg albo adresu bloga :)

~~ * ~~


- Musisz jej powiedzieć.
- Niby co?
- Wszystko.
- Już widzę jej radość.
- Sam jesteś sobie winien.

Z tymi słowami Blaise opuścił dom przyjaciela. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien tak na niego naciskać, ale miał dość cyrku, który odstawiał blondyn. Oczywiście oboje z Hermioną mieli bardzo wiele do wyjaśnienia, ale jakoś żadnemu się do tego nie spieszyło. Wolał nie wiedzieć, co będzie, gdy Draco dowie się, że ma córkę. Jak u licha Hermiona ma w planach to rozegrać? Będzie musiał z nią o tym porozmawiać przy najbliższej okazji.


- Mamusiu mogę Cię o coś zapytać?
- Oczywiście.
- Jak poznałaś tatę?

Hermiona przez chwile milczała zbierając słowa. Wiedziała, że wcześniej czy później wrócą do tematu ojca, ale miała nadzieję, że poczuje się bardziej gotowa. Niestety powrót do Londynu i widywanie Malfoya wcale jej nie pomogło.

- Chodziliśmy razem do jednej szkoły.
- Od początku się kochaliście?
- Nie misiu. - Kobieta zaśmiała się cicho przypominając sobie początki znajomości z Draconem. - Twój tatuś bardzo mnie nie lubił.
- Więc dlaczego z nim byłaś?
- Bo kto się czubi ten się lubi. Wszystko zmieniło się siedem lat temu. Twój tato miał szansę mnie lepiej poznać i zakochał się. Potem było parę wzlotów i upadków.
- I ja się pojawiłam?
- Tak, ale o tym twój ojciec niestety nie wie.

Dziewczynka zamilkła analizując wszystko, czego się dowiedziała. Dorośli wciąż byli dla niej strasznie skomplikowani. Nie rozumiała, jak mogli się najpierw nie lubić a potem kochać. Po co tak sobie komplikować wszystko? Wierzyła jednak w to, co kiedyś powiedziała jej mama i postanowiła więcej o nic nie pytać. I bez tego miała już mętlik w głowie.

Hermiona spoglądała na swoją córkę, która próbowała zrozumieć to, co przed chwilą usłyszała. Dla jej prostego rozumu musiało to być bardzo nielogiczne. Ale tak to już w życiu bywa. Nie zawsze wszystko układa się tak, jakbyśmy tego chcieli. Czasem zastanawiała się, co powiedziałby Draco, gdyby dowiedział się o Julii. Naprawdę by się ucieszył? A może znienawidziłby ją za to, że tak długo milczała? Nie chciała znać odpowiedzi, choć zdawała sobie sprawę, że ich poznanie jest nieuniknione.



Była zaskoczona tym, jak czas w Londynie szybko biegł. Nagle z poniedziałku robił się piątek a z rana wieczór. Nie miała pojęcia, gdzie uciekały te wszystkie dni, godziny. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że już miesiąc minął, odkąd wróciła do domu.



Julka dzisiejszy dzień miała spędzić z Blaisem. Hermiona została pilnie wezwana do Munga na poważny zabieg a jej rodzice wyjechali na weekend do Vanessy, która wreszcie postanowiła pomieszkać gdzieś dłużej niż trzy dni. Mężczyzna cieszył się z czasu, który będzie mógł spędzić z dziewczynką. Ostatnimi czasy nie miał go zbyt wiele.

- Wujku a mogę pobawić się w pracowni mamy?
- A mama pozwala Ci tam chodzić?
- Samej nie, ale jak pójdziesz ze mną to nie będzie zła.

Blaise dał się namówić. W końcu co mogło się jej stać pod jego nadzorem? Dziewczynka zdecydowanie odziedziczyła po mamie zapał do nauki. Gdy tylko weszli do pracowni pobiegła do półki z księgami i ściągając jedną z nich zaczęła przeglądać. Mężczyzna był zdziwiony tym, jak biegle potrafi już czytać. Miała w końcu niespełna sześć lat.
Odwrócił wzrok tylko na chwilę, by rozejrzeć się po laboratorium, gdy usłyszał pisk i odgłos tłuczonego szkła. Przerażony spojrzał na dziewczynkę, która trzymała się za policzek. Podszedł do niej i aż zamarł.

- Cholera Hermiono po co trzymasz takie rzeczy w domu? - zaklął pod nosem. Nie miał wyjścia, musiał zabrać małą do szpitala. Modlił się w duchu, by Hermiona nie zjadła go na przystawkę.



- Blaise co ty.... Cholera co się stało? - zapytała zaniepokojona Hermiona dostrzegając Julię, która chowała się za Diabłem.
- Mały wypadek przy pracy.
- Mały? MAŁY?! Diable czyś ty do reszty zgłupiał?

Szybko zabrała córkę do sali zabiegowej i podała odpowiednie eliksiry. W duchu modliła się, by to wystarczyło. Rana była stosunkowo świeża. Blaise na szczęście szybko zareagował. W myślach zastanawiała się, jaką klątwą w niego cisnąć.

- Nie gniewaj się mamusiu. To ja namówiłam wujka.
- Już dobrze kochanie. Wujkiem zajmę się później. Teraz możecie wracać do domu.

Wzięła dziewczynkę na ręce i wyniosła z sali, by przekazać skruszonemu mężczyźnie. Właśnie ten moment wybrał sobie Draco, by wejść na oddział.

Jedno spojrzenie na przerażenie w oczach Hermiony. Jedno spojrzenie na dziecko trzymane w dłoniach.

- Ja chyba śnie – wyszeptał spoglądając na dziewczynkę. Malinowe usteczka, burza włosów na głowie i oczy. Jego oczy. Czy to nie ona śniła mu się jakiś czas temu? O co w tym wszystkim chodziło?

- Wydaje mi się, że musimy porozmawiać – warknął podchodząc do kobiety, która otrząsnęła się już z pierwszego szoku.
- Masz rację. Blaise zabierz Julkę do domu. Niedługo do was dołączę – powiedziała podając przyjacielowi dziewczynę, którą ucałowała na pożegnanie.
- Chodźmy do mojego gabinetu.  

środa, 7 listopada 2012

SEKRET - Rozdział 3

11 komentarzy:
Jak na tak sporą liczbę wyświetleń spodziewałam się większej liczby komentarzy. Naprawdę zależy mi na waszej opinii. Mam nadzieję, że tym razem będzie ich więcej :)

~~ * ~~

Pierwszy dzień w pracy był dla Hermiony bardzo stresujący. Nowe miejsce, nowi ludzie. Mimo że często bywała w Mungu podczas wojny z Voldemortem to wciąż nieco się gubiła. Zdziwiła się, gdy po zawędrowaniu na trzecie piętro w poszukiwaniu jednego z pacjentów spotkała Blaise’a. Nie powiedział jej, że dostał tutaj pracę, choć rozmawiała z nim raptem dwa tygodnie temu. Oboje jednak nie mieli czasu na pogawędki, więc Hermiona zaprosiła go wieczorem na kolację. Gdy zniknęła za drzwiami Sali, brunet odetchnął i ruszył w stronę oddziału zamkniętego, gdzie czekał na niego Draco. Rozmawiał z nim kilka dni wcześniej i udało im się wszystko ustalić. Dzisiaj musiał podpisać kilka papierów. Popierał decyzję przyjaciela. Astoria zdecydowanie potrzebowała pomocy a on rozwodu. Gdyby tylko wiedział, że Hermiona jest w Londynie i pracuje w Mungu wysłałby Smokowi papiery pocztą. Będzie musiał z nią poważnie pogadać wieczorem.


Wielką ulgą było wrócenie do pustego domu i myśl, że nie dostanie już ani jednej sowy, by odebrał pijaną żone. Udało mu się także załatwić wszystko w szpitalu i Proroku. To był udany dzień. Teraz aby będzie musiał czasem pojawiać się w szpitalu, by nie robić złego wrażenia a potem zadbać o rozwód. Wszystko to brzmiało, jak plan idealny. Dopiero teraz miał chwilę, by zastanowić się nad dziwnym zachowaniem przyjaciela. Rozglądał się, jakby obawiał się, że ktoś ich może zobaczyć. Co było przecież absurdem. Nie robili niczego nielegalnego. W końcu dał sobie spokój i cieszył się resztą wolnego dnia. Szybko jednak jego radość zamieniła się w smutek. Wspomnienia zaatakowały go, gdy tylko usadowił się wygodnie w salonie z gazetą w ręku.

Pamiętał, jak zawsze siadali w salonie rezydencji jej rodziców, w której pomieszkiwali. Kominek, parująca kawa, gazeta i skradane spojrzenia. To było takie zwyczajne i piękne. Wystarczyło, że wyczuwali swoją obecność. Nie musieli nic mówić. Dlaczego wtedy palnął to, co palnął nie miał pojęcia. To był ciężki dzień a on chciał jedynie odpocząć i zapomnieć o nieprzyjemnościach. Dlaczego nie wybrała innego dnia na tego typu pytania? Jego wzrok nagle zatrzymał się na rubryce poświęconej szpitalowi. Chwilę zajęło mu dojście do siebie.

- To niemożliwe – szepnął czytając po raz kolejny to samo zdanie. A jednak. Tyle lat szukał. Czekał, przeklinał siebie, los czasem i ją za to, że zniknęła. Dlaczego tak po prostu wróciła? Nie potrafił tego zrozumieć. Nawet nie był pewien, czy chce się z nią spotkać. Co miałby jej powiedzieć? Że odwiedza w szpitalu żonę? Przecież zapewniał ją tak często, że jest najważniejszą kobietą w jego życiu. Tak często nawalał i ją ranił. Gdyby jeszcze dorzucił do tego swoje nieudane małżeństwo to na pewno nigdy więcej nie chciałaby z nim rozmawiać. A nie mógł jej teraz stracić.


Blaise zjawił się punktualnie. Był ciekawy tego, co się dowie. Otwarła Julka, która z głośnym piskiem rzuciła mu się w ramiona. Odkąd Hermiona wróciła do domu i powiedziała jej, kto ich odwiedzi dziewczynka koczowała przy drzwiach. Uwielbiała Blaise’a a on ją. Świetnie się dogadywali i bardzo żałowała, że tak rzadko mogli się widywać.

- Mamo wujek już jest – zawołała dziewczynka biegnąc do kuchni.
- Słyszałam – zaśmiała się Hermiona wychodząc z tacą. – Rozgość się Diable i opowiadaj.

Julia przez cały wieczór siedziała u bruneta na kolanach i przysłuchiwała się jego rozmowie z mamą. Nauczona, by nie przerywać czekała cierpliwie aż wujek znajdzie czas dla nie. Nastąpiło to w chwili, gdy Hermiona udała się do kuchni przygotować kolację. Zjedli ją w trójkę a potem, gdy Julka wreszcie wypuściła z objęć mężczyznę ten pożegnał się z panią domu i obiecał małej wpadać tak często, jak obowiązki mu na to pozwolą.

To spotkanie poprawiło Hermionie nastrój, choć czuła, że kuzyn coś przed nią ukrywa. Wolała nie pytać o szczegóły. Nie trudno było się domyślić, że chodziło o Dracona. A póki co wolała o nim nie myśleć, choć on musiał już wiedzieć, że wróciła do miasta. Oby miał odrobinę taktu i nie nachodził jej w domu.


Kolejnego dnia w pracy rozglądała się nerwowy, jakby blondyn miał nagle wyskoczyć spod jakiegoś łóżka albo łazienki. Skarciła się w myślach za te paranoje. W porze lunchu spotkała w stołówce Blaise i po krótkiej rozmowie wróciła do dalszej pracy. Właśnie zmierzała na parter, gdzie ją wezwano, gdy się na niego natknęła. Rozglądał się po korytarzu, jakby sam do końca nie wiedział, gdzie zmierza. Nie miała pojęcia, co zrobić. Chowanie się nie miało sensu. Wziąwszy głęboki wdech ruszyła w jego stronę.

Gdy tylko ją ujrzał zamarł. Zdążył zapomnieć, jak piękna była. Te kilka lat tylko uwydatniło jej atuty. Nie potrafił wydusić z siebie żadnego sensownego słowa. Delikatny uśmiech, który rozjaśnił jej twarz wcale mu nie pomógł. Wszystko po raz kolejny uderzyło w niego. Każda spędzona chwila, skradzione spojrzenie. Wszystko.

- Hej... – powiedział nieśmiało. Pogratulował sobie w myślach, że udało mu się cokolwiek z siebie wyrzucić.
- Hej – odpowiedziała a jej delikatny, melodyjny głos przypomniał mu lepsze czasy, za którymi tak bardzo tęsnił. – Co tutaj robisz? Coś się stało?
Troska w jej głosie zaciekawiła go.
- Nie, nic mi nie jest. Przyszedłem do Blaise’a.
- Pogodziliście się? – zapytała zanim ugryzła się w język. Choć i tak pewnie domyślał się, że miała z nim kontakt.
- Tak. Wpadł jakiś czas temu do mojego biura i tak jakoś wyszło.
Po raz kolejny na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- To dobrze. Wybacz, ale muszę iść. Zostałam wezwana na parter a potem na czwarte piętro do jakiejś wyjątkowo upartej pacjentki – dodała i nie dając mu szansy cokolwiek powiedzieć zniknęła na schodach. Odetchnął i ruszył dalej dopiero po chwili zdając sobie, co powiedziała.
Musiał jak najszybciej pogadać z Blaisem.


Kolejne dni były bardzo stresujące. Draco za wszelką cenę starał się uniknąć spotkania z Hermioną mając jednocześnie nadzieję, że nie zawita na oddziale zamkniętym, gdzie obecnie przebywała jego żona. Hermiona natomiast starała się pozbyć z głowy nieznośne myśli o blondynie i jak najwięcej czasu poświęcać swojej córeczce. Płace w Mungu były na tyle godziwe, że nie musiała brać dodatkowych dyżurów, by utrzymać siebie i Julke. Jej życie stało się dzięki temu o wiele prostsze.

- Ktoś tu wygląda na zadowolonego – zagadnął z uśmiechem Blaise, gdy spotkał swoją kuzynkę przy dyżurce na drugim piętrze.
- Czytasz mi w myślach Diable – zaśmiała się dziewczyna odkładając plik kart spowrotem na swoje miejsce. – Za godzinę kończę zmianę i wybieram się z Julią do ZOO. Chcesz do nas dołączyć?
- Chętnie, ale obiecałem już komuś pomoc w pewnej sprawie. Może wpadnę do was wieczorem? W ramach rekompensaty zabiorę ze sobą lody czekoladowe.
- Jestem pewna, że Julkę nimi przekupisz – powiedziała z szerokim uśmiechem i ruszyła w stronę pierwszego piętra, gdzie miała do załatwienia jeszcze jedną sprawę. A potem tylko czekać aż zegar wybije piętnastą i modlić się, by nie było żadnego nagłego przypadku, który zatrzymałby ją w pracy dłużej. Bycie dobrym uzdrowicielem oznaczało dużo pracy, ale bycie najlepszym uzdrowicielem w swym fachu oznaczało dwa razy tyle pracy za tą samą stawkę. A mimo to Hermiona nie śmiała narzekać. Dzięki swojemu wykształceniu nie musiała się martwić o to, że kiedykolwiek zabraknie jej pieniędzy na jedzenie czy prezent dla najważniejszej osoby w jej życiu. Sama żyła w dostatku i zamierzała nie dopuścić, by jej dziecku czegokolwiek zabrakło.

poniedziałek, 29 października 2012

SEKRET - Rozdział 2

6 komentarzy:
Witam na nowym blogu. Mam nadzieję, że będzie się wam tu podobać tak samo, jak mnie :)
Zapraszam na nowy rozdział w ramach prezentu :)

~~ * ~~


Hermiona siedziała na kanapie w salonie. Spoglądała gniewnie w stronę koperty leżącej na stoliku. Wcale tego nie chciała. Było jej dobrze tu, gdzie była. Nie po to uciekła sześć lat temu i zrobiła, co mogła by nikt jej nie odnalazł, by teraz wrócić do Londynu. Jednak nie bardzo miała wybór. Potrzebowała pracy i pieniędzy. Z cichym westchnieniem wstała i udała się w stronę swojego małego gabinetu obok kuchni, by napisać kilka listów. Powinna też rozejrzeć się za jakimś mieszkaniem albo domkiem. Najlepiej na obrzeżach Londynu. Tak wiele rzeczy musiała zrobić a tak niewiele czasu miała. Za tydzień miała stawić się w Mungu. Nie chcieli nawet z nią rozmawiać. Od razu ruszała do pracy. Wolała nie wiedzieć, co Mark im naopowiadał o niej.

- Mamusiu, co ty tu robisz? – zapytała zaskoczona dziewczynka, gdy spotkała się z mamą na korytarzu. Szła właśnie do kuchni po coś do picia. Nie spodziewała się zobaczyć mamy przed południem.
- Właśnie szłam napisać do babci list. I cioci Vanessy. Ubierz się i poczekaj na mnie w kuchni. Zjemy razem śniadanie i wszystko ci opowiem – powiedziała łagodnym tonem. Ucałowała córkę w czoło i zniknęła za drzwiami swojego gabinetu.

Niemal natychmiast dostała wiadomość od mamy. Bardzo się cieszyła, że będzie je miała bliżej. Hermiona mimo wszystko uśmiechnęła się odkładając list na stół i spoglądając, jak Julka zajada się płatkami. Sama nie była w stanie niczego przełknąć. Piła tylko kawę i czekała. Po pięciu minutach, które ciągnęły się wieczność, Julia odsunęła od siebie miskę i spojrzała wyczekująco na matkę.

- Przeprowadzamy się.

Te dwa słowa zawisły między nimi. Nie tak planowała to zrobić. Chciała jej najpierw wszystko opowiedzieć. A jednak te dwa słowa cisnęły jej się na usta i nie była w stanie się powstrzymać. Czekała, aż do małej to dotrze.

- Dlaczego się przeprowadzamy? Przecież mówiłaś, że nie możemy mieszkać nigdzie indziej, bo to źle wpłynie na życie taty.
- Dostałam awans w pracy. Zamieszkamy niedaleko babci i dziadka. Mam nadzieję, że twój tata na tym nie ucierpi za bardzo – powiedziała cicho kucając przy krzesełku dziewczynki i przytulając ją do siebie. Skłamałaby, gdy powiedziała, że się nie boi. W końcu miała stawić czoła temu, przed czym tak uparcie uciekała. Doskonale wiedziała, że Draco jej szukał. Cały rok, każdego dnia szukał jej absolutnie wszędzie. Starał się także namierzyć Vannesse, licząc, że ona mu pomoże. Jej siostra jednak wciąż miała mu za złe, że tak się zachował i zabawiła się jego kosztem wciąż się wymykając. Westchnęła cicho starając się przywrócić na twarz uśmiech.

Godzinę później Hermiona pomagała Julii pakować swoje zabawki. Część rzeczy postanowiła odesłać już do rodziców, by prościej im było się zabrać. Czasu naprawdę było nie wiele, a dużo prościej będzie jej coś znaleźć osobiście niż przez Proroka.

Dziewczynka była podekscytowana przeprowadzką. Wreszcie będzie mogła widywać się z dziadkami częściej niż dwa, trzy razy do roku, kiedy to jej mamie udało się wziąć w pracy wolne i pojechać wraz z nią. Była też ciekawa nowego miasta. Choć nie mówiła tego na głos to w jej sercu narodziła się nadzieja. Małe, kiełkujące dopiero nasionko, które zawzięcie podlewała. Chciała poznać tatę. Spotkać go i zapytać, dlaczego je zostawił. Jaki miał powód, by unieszczęśliwić jej mamusię. I o jakich kłopotach była mowa. Nie miała pojęcia, jak go znaleźć. Miała tylko jego stare zdjęcie z czasów szkolnych, które znalazła kiedyś w rzeczach mamy. I oczy, które mieli identyczne. To bardzo mało.


Niespełna dwa dni później Hermiona wraz z córką siedziały w salonie państwa Granger. Mimo całej afery z Voldemortem młoda kobieta nadal za jedynych rodziców uważała Grangerów. To oni nauczyli ją wszystkiego o życiu. Dobrze było znów znaleźć się w domu.

- Kochanie mamy dla ciebie dobre wieści – powiedziała pani Granger nie mogąc wytrzymać. Oboje z mężem znaleźli wczoraj idealny dom dla ich córeczki i nie mogli się powstrzymać. Kupili go. Większość rzeczy, które im przysłała już się tam znajdowały czekając, aż obie z Julką pójdą i je rozpakują.
- Mam się bać? – spytała niepewnie. Mimo swojego wieku jej rodzice często wpadali na szalone pomysły.
- Lepiej będzie, jak jej to pokażemy Jane – odezwał się pan Granger z tajemniczym uśmiechem. I Hermiona już wiedziała, że to nie wróży niczego dobrego. Chcąc nie chcąc ubrały płaszcze i wsiadły do samochodu mknąc w nieznane. Po piętnastu minutach zatrzymali się a Jane uparła się, by obie zamknęły oczy i nie podglądały. Pomogła im wyjść z auta i poprowadziła kawałek. Dopiero wtedy mogły spojrzeć i oniemiały. Stały przed ślicznym małym domkiem z poddaszem, wokół którego ciągnął się średnich rozmiarów ogródek. W sam raz na postawienie czegoś dla małej. I zostanie miejsce, w którym będzie można usiąść. Hermiona była w takim szoku, że nie potrafiła wydobyć z siebie słowa.

- Co to babciu? Czy to nasz nowy dom? – zapytała Julia, która szybciej od swojej mamy odzyskała głos. Bardzo jej się podobało to miejsce i miała nadzieję, że będą mogły tutaj zostać. Teraz mama na pewno zgodziłaby się na psa. W poprzednim domu nie miały takich warunków.
- Wejdźcie do środka i same się przekonajcie – powiedział pan Granger i uśmiechnął się zachęcająco. Dziewczynka pobiegła w stronę frontowych drzwi, które otwarły się bez problemu i stanęła w korytarzu czekając na swoją mamę, która wolnym krokiem zmierzała w jej stronę.
- Jak ci się podoba mamusiu? – zapytała niepewnie. Nie potrafiła poznać czy mama jest zadowolona czy nie, co nieco ją niepokoiło.
- Tu jest pięknie – wyszeptała Hermiona wciąż nie wierząc we własne szczęście. Jej rodzice mieli oko do takich rzeczy i idealnie trafili. Była im za to bardzo wdzięczna. Jeszcze tego samego wieczora zabrały się za rozpakowywanie swoich rzeczy i pierwszą noc w Londynie spędziły w nowym domu.



Draco Malfoy nie należał do osób, które łatwo wyprowadzić z równowagi. Jednak wiadomość, którą dostał dzisiejszego popołudnia przelała czarę cierpliwości. I wiedział, że nie będzie łatwo zatuszować tą sprawę. Przeklinając pod nosem wsiadł do znienawidzonej windy i już po chwili stał przed swoim domem. Trzask metalowej bramy niósł się echem po rozległych terenach, które były jego własnością. Wściekłość emanowała z każdego kroku, który stawiał na żwirowanej alejce.

- Gdzie jesteś?! – warknął zamykając z hukiem frontowe drzwi. Niezrozumiały bełkot dobiegł od strony salonu. Starając się oddychać głęboko udał się w tamtą stronę. Na kanapie leżała jego żona. Kompletnie zalana, na wpół rozebrana i nie mająca za dobrego kontaktu z rzeczywistością. Nigdy nie czuł takiego wstydu, jak teraz. Pogarda w jego oczach musiała nieco otrzeźwić Astorię, bo usiadła i co jakiś czas zatrzymywała na nim rozbiegany wzrok.
- Jak mogłaś mi to zrobić? Tyle lat dbam o to, by niczego ci nie zabrakło. Znoszę twoje kaprysy, nałóg i to, że nie pamiętam czy kiedykolwiek widziałem cię trzeźwą od dnia naszego ślubu. Sprowadzam cię do domu, gdy nie jesteś w stanie sama trafić a ty tak mi się odwdzięczasz? Puszczając się z jakimś pierwszym lepszym gościem poznanym w barze? I to jeszcze w miejscu, gdzie wszyscy mogli was widzieć?!

Nie potrafił nad sobą panować. Mógł znieść wszystko, tylko nie zdradę. Widział, jak ona powoli niszczyła jego rodzinę i poprzysiągł sobie, że nigdy nie pozwoli, by wkradła się do jego małżeństwa. Nie miał pojęcia, co robić dalej.

- Od dzisiaj zajmuję drugą sypialnię. I nie licz, bym jeszcze kiedyś się do ciebie zbliżył, chyba że od tego zależałoby twoje życie – powiedział chłodnym tonem wypranym z emocji. A potem po prostu wyszedł. Nie wiedział, gdzie idzie, ale musiał wyjść. Nie mógł na nią dłużej patrzeć. Zastanawiał się, co zrobić by to nie wyszło na jaw, ale będzie ciężko. Po dwóch godzinach chodzenia wokół domu uznał, że najlepiej będzie skłamać. Powie, że Astoria jest chora i dla potwierdzenia zamknie ją w szpitalu. Może odwyk dobrze jej zrobi. Choć doskonale wiedział, że chyba czas najwyższy zakończyć tą parodię małżeństwa. Jeszcze w tym tygodniu postanowił udać się do szpitala. Miał nadzieję trafić na przyjaciela. Wtedy o wiele prościej byłoby mu zamaskować prawdziwy powód pobytu Astorii przynajmniej do czasu uzyskania rozwodu. A potem niech się dzieje, co chce.

SEKRET - Rozdział 1

Brak komentarzy:
Julka obudziła się stosunkowo wcześnie. Na dworze dopiero świtało. Przetarła zaspane oczka i wygrzebała się z ciepłej pościeli. Jej mamusia wróciła wczoraj późno z pracy i nie miały szansy się zobaczyć, dlatego teraz cichutko pobiegła do jej pokoju i usiadła na skraju łóżka, gładząc mamę po włosach. Parę niesfornych loczków wysunęło się podczas snu z warkocza i teraz opadało jej na twarz łaskocząc. Nienawidziła swoich włosów i uwielbiała jednocześnie. Cieszyła się, że była podobna do mamy. Nie rozmawiały dużo o jej tatusiu. Pamiętała jedną z ostatnich rozmów na ten temat, która odbyła się w święta.

- Mamusiu, jestem podobna do taty?- zapytała dziewczynka rozkładając na stole talerze i sztućce. Kolejne święta, które spędziły we dwójkę. Ciocia Vanessa nie dała rady przyjechać. Musiała zostać u dziadków.
- Tak kochanie. Masz oczy swojego taty. I po części charakter - odpowiedziała Hermiona z delikatnym uśmiechem na ustach.Właśnie stawiała na stole misę z parującymi ziemniaczkami.
- Nienawidzę go - rzekła buntowniczo Julia a w jej oczkach zalśniły łzy. – Powinien być tutaj z nami. Dlaczego go nie ma?
- Misiu mój.- Kobieta wzięła na ręce swoją małą córeczkę. – Gdyby tatuś wiedział o Twoim istnieniu na pewno bardzo by Cię kochał.Niestety nie mógł się dowiedzieć. Miałby bardzo duże kłopoty.
- Skąd wiesz, że by mnie kochał?- zapytała Julka ocierając rączką łzy, które spływały jej po policzku.
- Bo znam Twojego tatusia i wiem, że na pewno bardzo by się cieszył - odparła. Odstawiła małą spowrotem na krzeszło i zniknęła w kuchni, by przynieść resztę smakołyków.
Julia nie była pewna, czy mama mówiła prawdę. Niby dlaczego tatuś miałby mieć kłopoty z jej powodu? Ale nie chciała się wypytywać.Widziała, że mamusia zawsze stawała się smutna, gdy pytała o swojego ojca, dlatego zaprzestała. Postanowiła uwierzyć w słowa, które wtedy padły. Przyjrzała się uważniej kobiecie, która tak wiele dla niej robiła. Widać było, że jest zmęczona. Miała cienie pod oczami tak wielkie, że wyglądały, jakby były namalowane. A mimo to uśmiechała się przez sen. Julia postanowiła nie budzić jeszcze mamy. Zasłużyła na odpoczynek. Po cichu wyszła z pokoju kierując się do kuchni. Wyjęła z lodówki sok i powędrowała z nim do salonu. Usadowiła się wygodnie na kanapie i włączyła telewizor.



Draco Malfoy zmierzał właśnie w stronę Ministerstwa. Zapowiadał się kolejny przyjemny dzień z toną papierów do podpisania. Za jakie grzechy zrobiono go kierownikiem tego działu? Nie miał aż takich ambicji. Do pracy poszedł, by mieć wymówkę do spędzania czasu poza domem. Życie z Astorią nie należało do prostych a praca, choć go irytowała, pozwalała mu odpocząć od wiecznie niezadowolonej żony, która albo była na kacu albo właśnie wypiła o wiele za dużo. Westhnął i wszedł do Ministerstwa. Witał się z mijanymi ludźmi zmierzając do znienawidzonej windy. W głowie cały czas miał obraz małej dziewczynki, która mu się dzisiaj śniła. Nie bardzo rozumiał ten sen. Mała dziewczynka była niemal kopią Hermiony. Miała jej włosy, nos a nawet usta. Jedyną rzeczą, która je różniła były oczy. Stalowo niebieskie. Zupełnie, jak jego. Dziwnie było oglądać takie zestawienie. I nie mógł pozbyć się pewnej myśli – czy tak wyglądało by ich dziecko?

- Idiota - mruknął do siebie. Drzwi jego gabinetu zamknęły się z trzaskiem. Gdyby nie był takim skończonym idiotą, nie musiałby teraz gdybać, jak mogłoby wyglądać ich dziecko. Po prostu by je mieli. 

- Co myślisz o dzieciach?- zapytała pewnego wieczora brunetka, spoglądając na swego ukochanego.
- Robią dużo hałasu o nic - odparł blondyn nawet nie unosząc wzroku znad gazety.
- Naprawdę tak uważasz?
- Nie mam czasu na dzieci Hermiono. W tej chwili myśle, jak odbudować swoją reputację. Dziecko wpędziłoby mnie w kłopoty.
- Jak możesz tak mówić?!- kobieta nie wytrzymała.Nie poznawała swojego ukochanego. Dlaczego tak bardzo się zmienił?
- Mówię, jak jest. Jeśli marzy Ci się dziecko, to chyba będziesz musiała poszukać innego ojca dla niego - rzekł chłodno blondyn. Odłożył gazetę na stół i wyszedł z salonu. Potrzebował chwili spokoju. Nie dłużej, jak pół godziny później dobiegł go dźwięk zamykanych z hukiem drzwi. Wybiegł ze swojego gabinetu. Hermiony nigdzie nie było. Na stole w kuchni znalazł krótki list, w którym dziewczyna żegnała się z nim i prosiła,by jej nie szukał.
Tak bardzo nienawidził się za tamtą rozmowę. Gdyby tylko wiedział, że ona tak wiele zmieni, to nigdy nie wypowiedziałby tych słów. Nie wiedział, co go wtedy napadło.Nie myślał tak. A może myślał? To nie było teraz istotne. Hermiony już nie było. Może posłuchała jego rady i znalazła innego ojca dla swojego dziecka. Zaklął cicho pod nosem. Nosiła nazwisko Riddle. Faceci na pewno zabijali się o nią. Wnuczka najpotężniejszego czarownika. Krew czystsza niż łza. Tylko to go uratowało. Jej nazwisko i upór, dzięki któremu pokonała ojca i ostatecznie zamknęła rozdział ze śmierciożercami w roli niemal głównej. Gdyby nie jej pomoc gniłby w Azkabanie tak, jak jego ojciec. Ciekawiło go, czy wciąż miała kontakt z Blaisem. Odkąd odeszła Hermiona nie widział się z nim ani razu. Przyjaciel miał mu za złe, że tak ją potraktował. Chyba nawet wyjechał gdzieś. Tak przynajmniej słyszał. To zabawne, jak jego życie posypało się, gdy zabrakło w nim jednej osoby. Tak, jakby to właśnie ona łączyła wszystko w jedną całość.

Z cichym westchnieniem zabrał się do roboty. Papiery same się nie podpiszą. A im szybciej się ich pozbędzie tym lepiej dla niego. Wtedy mógłby w spokoju zastanowić się, co dalej ze sobą począć. Może udałoby mu się dotrzeć do kogoś, kto miał kontakt z Hermioną w ciągu tych ostatnich sześciu lat. Nie miał już obsesji na punkcie znalezienia jej tak, jak wtedy gdy zniknęła. Teraz chciał tylko wiedzieć, czy żyje i jak jej się powodzi. Nic więcej. Chciał mieć pewność, że sobie poradziła.

- To absurd. Hermiona jest ostatnią osobą, która miałaby sobie nie poradzić - mruknął do siebie mężczyzna przekładając kolejne podpisane świstki na właściwy stosik.
- Źle z tobą smoku. W sumie nigdy nie było dobrze, ale od kiedy gadasz do siebie? Czyżby brakowało ci towarzyszy do rozmów? - dobiegł go od progu aż nazbyt znajomy głos. Uniósł gwałtownie głowę spoglądając na dawnego przyjaciela, który jak gdyby nigdy nic stał w jego drzwiach z bezczelnym uśmiechem na ustach.
- Diable, co ty tutaj robisz? - zapytał Draco otrząsając się nieco z szoku. Świat się chyba naprawdę kończy, skoro on pojawił się w jego gabinecie tak sam z siebie.
- Póki co stoję, bo pewnej tlenionej fretce zabrakło manier i nie zaprosiła mnie do środka - odparł brunet tłumiąc śmiech. Stęsknił się za przyjacielem. Co prawda za Hermioną tęsknił jeszcze bardziej, ale wiedział, że dokonała świadomego wyboru i szanował go.
- Nie miałeś oporów, by wejść tu bez pukania a teraz nagle potrzebujesz zaproszenia? - powiedział blondyn wstając i podchodząc do przyjaciela – Dobrze cię widzieć, stary.

Już po chwili siedzieli przy kawie rozmawiając o minionych sześciu latach, podczas których nie mieli ze sobą kontaktu. Tak wiele się zmieniło. Blaise był zaskoczony słysząc, że jego przyjaciel się ożenił. Sądził, że po tym, jak odeszła Hermiona już z nikim się nie zwiąże. Postanowił jednak przemilczeć tę kwestię. Draco natomiast dziwił się, że brunet spędził ten czas na podróżowaniu, studiowaniu magomedycyny i praktykach w różnych zakątkach świata.

- Dlaczego wróciłeś?
- Znudził mnie koczowniczy tryb życia. Poza tym dostałem propozycję pracy w Mungu. Dobrze mi zrobi powrót do rodzinnych stron - odparł brunet dopijając swoją kawę. Powoli zbierał się do wyjścia. Miał jeszcze parę spraw do załatwienia i musiał stawić się w szpitalu. Wymienili się uściskami dłoni i już go nie było. Przez szok Draco zapomniał zapytać kumpla o Hermionę. Miał nadzieję, że jeszcze będzie ku temu okazja. Przecież musiał wiedzieć, co u jego kuzynki albo chociaż, czy żyje.



Hermiona stawiła się w pracy na 21. Nienawidziła nocnych zmian. Zawsze była po nich padnięta i nie miała sił, by bawić się z Julką. Cudem znalazła siły na spacer do pobliskiego parku i obejrzenie z nią komedii. Stała teraz przy kontuarze w recepcji i przeglądała pocztę. Natknęła się na krótką wiadomość od szefa. Coś czuła, że to nie wróży niczego dobrego. Zabrała listy zaadresowane do niej i ruszyła w stronę gabinetu ordynatora.

- Chciał mnie szef widzieć? - zapytała siadając w fotelu przed biurkiem. Mark milczał przez chwilę próbując dobrać odpowiednie słowa. W końcu poddał się i powiedział najprościej, jak się dało.
- Przenosimy cię Hermiono. Marnujesz się u nas. Jest miejsce, w którym bardziej cię potrzebują. Potraktuj to, jako awans.

SEKRET - Prolog

1 komentarz:
Życie Hermiony stanęło na głowie we wakacje, przed siódmym rokiem nauki w Hogwarcie. Na warsztatach muzycznych spotkała Malfoya, z którym coś ją połączyło. W dniu swoich urodzin dowiedziała się, że jest wnuczką jednego z najpotężniejszych czarodziei, jakich oglądał magiczny świat, i wcale nie chodziło o Dumbledore'a. Później jej ojciec wszczął rewolucję, którą ona postanowiła zniszczyć. Nie mogła dopuścić, by po raz kolejny jej rodzina ucierpiała. 

Nikt tak naprawdę nie wiedział, co się z nią stało po skończeniu nauki w Hogwarcie. Przepadła niczym kamień w wodę. Po ostrej kłótni z Draconem, w której padło za wiele bolesnych słów, teleportowała się w tylko sobie znane miejsce. Blondyn spędził niemal rok szukając jej wszędzie. Zaczął nawet zakładać najgorsze. W końcu dał za wygraną. Hermiona nie chciała być znaleziona. Musiał się pogodzić z tym, że ją stracił.

Zaczął żyć własnym życiem. Poszedł na studia, skończył je. Zaczął pracę w Ministerstwie, jednak nie odnalazł w tym ukojenia. Sterty papierów walały się po jego biurku czekając, aż je przejrzy i podpisze. Znowu zalegał z potwierdzeniami. Westchnął cicho i przetarł dłonią zmęczone oczy. Gdyby bardziej przykładał się do eliksirów, wiedziałby, co sobie uważyć na pobudzenie. Niestety w tym dobra była Hermiona. Planowała nawet studiować magomedycynę. Marzyła o zostaniu Uzdrowicielem. Tak bardzo chciała zrobić coś dla ludzi, by odkupić nie swoje winy.
- Gdzie ty się podziewasz?- szepnął do siebie zerkając przez małe okno, które wychodziło na tłoczne ulice Londynu. Powoli zapadał zmierzch. Wiedział, że już niczego więcej dzisiaj nie przejrzy. Zabrał teczkę, płaszcz i zamknąwszy za sobą drzwi ruszył w kierunku windy. Jedyną rzeczą, której nienawidził bardziej od papierkowej sterty czasopochniaczy piętrzącej się na jego biurku, była podróż windą. Jego życie byłoby prostsze, gdyby mógł się teleportować z biura do domu i na odwrót. Od windy kręciło mu się w głowie. Nie przywykł do tak małych pomieszczeń. Oczywiście mógł podróżować kominkiem, ale osobie o jego nazwisku nie przystoi tarzać się w popiele. To dobre dla Weasleya i spółki. 

Ze zniecierpliwieniem spoglądał na guziki, które jeden po drugim zapalały się wskazując, gdzie aktualnie się znajdował.

-W piekle na pewno jest przyjemniej- mruczał pod nosem. Wreszcie upragniony hol. Niemal przebiegł odległość, która dzieliła go od drzwi wyjściowych. Świeże powietrze, uliczny gwar. Kto by pomyślał, że kiedyś doceni tą normalność, która każdego dnia czaiła się za oknem jego gabinetu i tylko czekała, by wciągnąć go w swój szary wir codzienności. 

Spokojnym krokiem kierował się w stronę domu. Potrzebował chwili, by pomyśleć. Od dawna nie wspominał Hermiony. Starał się wyprzeć ją ze swoich myśli. Wmawiał sobie, że odeszła. Że umarła. Tak było prościej. Łatwiej pogodzić się ze śmiercią niż porzuceniem.
"Jesteś żałosny Draco. Zachowujesz się, jak pięciolatek"- myślał blondyn, skręcając w kolejną ulicę. "Odeszła, zostawiła cię. Może żyje, może nie. To już nie twoja sprawa. Ona dokonała wyboru. Nie ma, co tego roztrząsać. Skup się na teraźniejszości". Gdyby tylko to było takie proste. Nie widział jej już sześć lat. Sześć długich, pieprzonych, wypełnionych próbami zapomnienia i topienia smutków w alkoholu lat. A ona przez ten czas nie odezwała się do nikogo. Jedyną osobą, która mogła wiedzieć, gdzie szukać Hermiony była jej siostra – Vanessa, ale ta także przepadła. Rok po nich skończyła naukę i ruszyła w świat. Próbował się z nią skontaktować, ale za każdym razem wymykała mu się z rąk, jakby celowo pozwalała mu trafić na swój trop tylko po to, by pokazać mu, że zawsze będzie krok przed nim.

Przyspieszył kroku, by po chwili stanąć przed okazałym budynkiem, który potocznie ludzie nazywali domem. Dla niego jednak była to tylko sterta gruzu, ułożona w przyjemną dla oka kupkę, która dawała mu schronienie przed światem. Stuknął różdżką w bramę wypowiadając cicho zaklęcie. Ciche skrzypnięcie i już był bezpieczny. Z dala od czujnych oczu współpracowników, którzy mimo tak wielu lat, wciąż nie potrafili zaufać byłemu śmierciożercy. Mimowolnie potarł lewe przedramię i ruszył w stronę drzwi wejściowych. W salonie paliło się światło. Miał nadzieję, że Astorii nie będzie jeszcze w domu. Miała spotkać się z przyjaciółkami w SPA. Widocznie szybko im poszło.

-Wróciłem- powiedział z rezygnacją w głosie blondyn i ruszył w stronę salonu. Na kanapie siedziała piękna brunetka, z nogami do nieba. W ręce trzymała kieliszek z winem. Na stoliku przed nią stała niemal już pusta butelka. - Widzę, że zaczęłaś imprezować beze mnie- warknął podchodząc do stolika i zabierając resztkę trunku, którym raczyła się jego żona. 

Draco Malfoy popełnił największy błąd swojego życia. Ożenił się z Astorią dla wygody. Była młoda, piękna, chętna i dobrze urodzona. A on musiał odbudować swoją reputację. Kobieta miała jedną wadę – nie znała umiaru w piciu. Jedna butelka, druga, trzecia. A potem przylatywała sowa z prośbą, by on, Draco Malfoy, raczył odholować swoją wstawioną żonę do domu, bo sama nie jest w stanie tego zrobić. A mimo wszystko prościej było utrzymywać w sekrecie nałóg żony niż zmagać się z plotkami i oszczerstwami, które miałyby miejsce, gdyby doszło do rozwodu.

~~*~~

Hermiona przeciągnęła się zerkając na zegarek. Jeszcze dwie godziny i skończy zmianę. Wróci do domu, odpocznie i zajmie się kolejnymi obowiązkami. Przyjrzała się kartom przyjęcia, które leżały na biurku. Musiała się nimi zająć teraz, póki sytuacja w szpitalu została opanowana. Nie wiadomo, co wydarzy się za chwilę. Z reguły godziny szczytu były stałe, jakby ludzie z zegarkiem w ręku planowali wypadki. Westchnęła, wzięła do ręki pióro i zaczęła wypisywać karty. Jednak nie dane jej było skończyć. Ledwo odłożyła trzecią na mały stosik a ktoś zapukał do drzwi jej gabinetu. Nieco zirytowana odłożyła pióro i zaprosiła gościa do środka.

- Hermiono potrzebujemy cię. Mamy chłopca, który poparzył się wywarem z czykwobulwy. Nikomu nie pozwala do siebie podejść. Może ty jakoś do niego dotrzesz.

Kobieta przewróciła oczami i ruszyła za młodą pielęgniarką na dyżurkę. Tak wyglądała jej praca odkąd na jaw wyszło, że ma dziecko. Julka miała niespełna sześć lat i była całym światem Hermiony. Poświęciła dla niej absolutnie wszystko. Zadbała o to, by miały spokój. Odcieła się od dawnego życia. Dała małej wszystko to, co była w stanie jej dać. Wszystko, prócz ojca.

- Ciekawi mnie, kiedy zaczniecie mnie wzywać do przypadków, które mają więcej niż 5 lat- powiedziała Hermiona wchodząc do małego pokoiku. Na krzesełku siedział mały, przestraszony chłopiec. Ręce pokrywały liczne bąble. W oczach szkliły się łzy i ból. Podeszła do niego i kucnęła, by znaleźć się na wysokości jego twarzy.

- Hej mały, jak masz na imię?- zapytała ciepłym głosem, którym zawsze uspokajała córeczkę, gdy ta się czegoś wystraszyła.
- Mat. Jestem Mat- wyszeptał chłopiec spoglądając na nią z niepewnością.
- Miło mi cię poznać, Mat. Ja jestem Hermiona i chciałabym ci pomóc. Pozwolisz, że obejrze twoje ręce?
Chłopiec po chwili wahania skinął głową. Kobieta odetchnęła i obejrzała bąble. Nie było tak źle. Nie doszło jeszcze do zakażenia. Wystarczyło tylko ostrożnie pozbyć się ropy z bąbli i podać maść gojącą. Uwinęła się z tym raz dwa. Chłopiec na pożegnanie ucałował ją w oba policzki i obiecał więcej nie zbliżać się do warsztatu ojca. Hermiona pokręciła z uśmiechem głową. Doskonale wiedziała, że były to słowa rzucone na wiatr. Wcześniej czy później mały Mat wróci tu z innym urazem. Dzieci ciężko jest upilnować. Zwłaszcza w tym wieku. Są ciekawe świata i najchętniej zbadałyby go dotykając każdą rzecz, która wpadnie im w łapki. Nie raz nie dwa musiała zabierać Julkę do szpitala, by podać jej odpowiednie maści, eliksiry i leki. Ciekawość odziedziczyła po niej. Hermiona w jej wieku była dokładnie taka sama. Chciała wiedzieć, jak najwięcej się da. Denerwowała się, gdy czegoś jej zabraniano. Julia w ten sam sposób marszczyła nos, gdy była niezadowolona. Była niemal kopią swojej matki. Te same bujne, brązowe włosy, mały zadarty nosek i malinowe usta, które rzadko kiedy milczały. Jedyną cechą odziedziczoną po ojcu były oczy. I upór. Hermiona nie należała do osób łatwo się poddających, ale ojciec dziewczynki bił ją na głowę. Mimo tego, że była samotną matką, pracowała czasem po dwadzieścia godzin na dobę i porzuciła wszystko, co kochała, by jej mały skarb miał szanse na normalne życie, cieszyła się, że było w niej coś, co przypominało jej mężczyznę, który przyczynił się do stworzenia tego cudu, który od niemal sześciu lat nadawał jej życiu sens.

Rozdział 17

1 komentarz:
Tydzień mijał wszystkim w miarę spokojnie. Między jedną kłótnią Draco i Jacka a drugą Hermiona zjednywała sobie sprzymierzeńców. W między czasie przeglądała papiery, które znalazła w gabinecie taty. Znalazła wśród sterty starych proroków pamiętnik Toma Marvolo Riddla. Była zaskoczona. Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego, że jej dziadek prowadził pamiętnik. Usiadła przy biurku i zaczęła przeglądać ów zeszyt. Nie był prowadzony systematycznie. A jednak czuła, że te zapiski mają wielkie znaczenie.
Zatopiona w lekturze nawet nie zauważyła, kiedy minął cały dzień. Nie słyszała nawoływań chłopaków. Ocknęła się, gdy zegar wybił dziewiętnastą. Odłożyła zeszyt na biurko i zeszła na dół. Wreszcie spełniło się jej marzenie. Poznała dziadka od zupełnie nowej strony. Tej, która miała uczucia. Nadal nie rozumiała, dlaczego robił to, co robił, ale czuła, że wiele ich łączy. Miłość do nauki. Zapał. Upór. To wszystko odziedziczyła właśnie po nim. Była do niego tak bardzo podobna. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyła?
– Już jestem – powiedziała wchodząc do kuchni. Zastała siedzących w ciszy chłopaków, którzy nawet się na nią nie spojrzeli. Coś było nie tak. Coś się stało. – O co chodzi?
– Odpowiedź czeka na ciebie w salonie – odparł martwym głosem Draco. Dziewczyna spojrzała na niego przestraszonym wzrokiem i czym prędzej udała się do salonu. Na kanapie siedział Lestat. Hermiona mimowolnie uśmiechnęła się na jego widok. Usiadła obok niego spoglądając w jego piękne oczy. Zawsze się w nich zatracała. Tak to kochała. Kochała i chyba nadal kocha. W myślach zganiła się za to. Przecież kocha Draco. Ale Lestat był pierwszy odezwał się jakiś głosik w głowie. Dziewczyna potrząsnęła głową.
– Co tu robisz? – zapytała szeptem. Starała się na niego nie patrzeć. Bała się zatracić znowu w jego spojrzeniu.
– Mamy problemy z... eee... Smerfami – powiedział spuszczając wzrok. Uśmiechnęła się.
– Co konkretnie masz na myśli?
– Nie chcą nikogo słuchać poza tobą. Planują jakąś niebieską rewolucję – odparł chłopak spoglądając na dziewczynę. Czy za nią tęsknił? Tak, bardzo. Uśmiech właśnie zagościł na jego twarzy. Uśmiech, który ona tak bardzo kochała.
– Rewolucja mówisz? Chyba muszę w końcu wpaść do waszej siedziby i ustalić parę szczegółów. Robisz coś teraz? 
- Jestem do twojej dyspozycji. 
Dziewczyna wstała z kanapy i udała się do kuchni. Spojrzała na swojego kuzyna, który uśmiechał się do niej delikatnie. Draco nie było. A Jack był na dworze. Dziewczyna westchnęła.
– Lecę z Lestatem. Muszę uciszyć powstańców – powiedziała uśmiechając się uroczo.
– Rebeliantów? – zapytał zaskoczony ślizgon.
– Smerfowa rewolucja. Powstań im się zachciało. A tylko mnie słuchają.
Spojrzała na chłopaka, który stał za nią. Nie czuła się najlepiej z myślą, że znowu zatraci się w chłodzie jego ciała, ale nie miała za bardzo wyjścia. Spojrzała przepraszająco na kuzyna po czym wskoczyła Lestatowi zwinnie na plecy. Przeszył ją dreszcz. Zapomniała już jak to jest czuć ten chłód. Zamknęła oczy modląc się, by jak najszybciej znaleźli się na miejscu.
***
Draco siedział w swojej sypialni. Czy czuł się zagrożony? Owszem. W porównaniu z Lestatem był nikim. On ryzykował dla niej życie. Poświęcał się. Draco nie robił nic. Bał się, że po tym wszystkim oni znów będą razem. Bał się, że ona odejdzie. Usłyszał pukanie do drzwi. Zawahał się. chciał być teraz sam. Zanim zdążył wysłać do diabła tego, kto mu przeszkadza ów gość wszedł. Spojrzał w oczy przyjaciela i załamał się. nawet nie wie, kiedy wtulał się w ramiona przyjaciela mocząc mu koszulę słonymi łzami. Nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Co się z nim dzieje? Gdzie ten Malfoy, którego znał? Ten zimny arystokrata bez serca?
***
Nowa Zelandia. Idealne miejsce na ich “bazę”. Dokoła same lasy. Nikt się tu nie zapuszcza. To taki cywilizowany Madagaskar. Hermiona zeskoczyła z pleców wampira i ruszyła przed siebie. Już stąd słyszała krzyki niebieskich sprzymierzeńców. Westchnęła i wkroczyła do lasu. Czuła, że wampir kroczy za nią, choć nie słyszała go. Kalkulowała wszystko w głowie. Swoje uczucia, uczucia Dracona. Pewna była tylko uczuć Lestata, ale starała się nie brać ich pod uwagę. Nie chciała znowu wracać do tego, co było. Zdecydowała się iść do przodu. I nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.
Przyspieszyła chcąc jak najszybciej załatwić sprawę i wrócić tam, gdzie jej miejsce. W ramiona Dracona. Stanęła na skraju niewielkiej polany. Rozejrzała się. na drugim końcu polany widziała szeregi niebieskich stworków ćwiczących musztrę. Westchnęła i podeszła do nich.
– Mogę wiedzieć co wy robicie? – zagadnęła kucając przy nich. Wszyscy aż podskoczyli a po chwili podbiegł do niej Papa Smerf i uściskał jej dłoń.
– Wybacz Hermiono to zamieszanie. Zgrywus podburza resztę.
– Zajmę się nim – odparła dziewczyna. Wyciągnęła dłoń i pochwyciła nią smerfa – musimy pogadać – dodała odchodząc z nim w głąb lasu
– Miona wybacz – wyszeptał Zgrywus spuszczając wzrok.
– Ej nic się nie stało. To dobrze, że jesteście gotowi, ale oszczędzajcie siły na ostateczne starcie. I proszę nie podejmujcie żadnych działań bez mojej zgody. A no i jeszcze jedno. Pod moją nieobecność macie słuchać się Lestata. On jest moim zastępcą.
Smerf pokiwał głową. Dziewczyna wypuściła go i wróciła na polanę. Spojrzała po tych wszystkich, którzy byli gotowi oddać dla niej życie. Była im tak wdzięczna. Uśmiechnęła się do nich. Nie była w stanie wyrazić słowami ile dla niej znaczą. Spojrzała na Lestata. Na jego idealne ciało, śliczną twarz, hipnotyzujące oczy. Kochała go i zawsze będzie dla niej kimś ważnym, ale już nie najważniejszym. Teraz liczył się tylko Draco. I chciała już móc wtulić się w jego ramiona. Podeszła do wampira.
– Wracajmy – szepnęła mu do ucha wskakując na jego plecy. Lestat pokiwał smutno głową i ruszył w podróż do jej domu. Wiedział, że przegrał. Ale cieszył się, że mimo wszystko może ją widywać. Może słuchać jej głosu. Nie sądził, że przyjaźń okaże się lekarstwem na złamane serce. Dopiero teraz zrozumiał, że potrzebuje jej obecności bez względu na to kim dla niej był.
***
Draco leżał już w łóżku. Chciał czekać na Hermionę, ale zdał sobie sprawę, że wraz z nią pojawi się Lestat. Zrezygnowany wrócił do swojej sypialni. Nie miał z nim szans. Przegrał. Łudził się, że ma jakieś szanse. Był taki głupi. Hermiona jest najcudowniejszą osobą, jaką spotkał na swojej drodze. Zasłużyła na coś więcej niż jego marna osoba. Usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi. Nie zareagował. Nie chciał teraz z nikim gadać. Zamknął oczy udając, że już śpi. Poczuł, jak ktoś unosi kołdrę i kładzie się obok niego. Nie no Blaise posunął się za daleko pomyślał odwracając się twarzą do przybysza. Jednak zamiast przyjaciela ujrzał uśmiechniętą twarz Hermiony.
– Nie chciałam cię obudzić – wyszeptała gładząc dłonią jego twarz. Wreszcie czuła, że jest tam, gdzie być powinna.
– Nie spałem. Gdzie Lestat? – zapytał blondyn czekając jej reakcji. Uśmiechnęła się przybliżając się do niego.
– Pilnuje porządku na wyspie. Jest moim zastępcą. W sumie powinnam tam być razem z nim, ale nie mogę.
– Dlaczego?
– Bo ciebie tam nie ma. A moje miejsce jest tu. W twoich ramionach – odparła dziewczyna całując ją delikatnie.
– Sądziłem, że Lestat jest dla ciebie ważny.
– Bo jest. To mój przyjaciel. Ale ty jesteś tym najważniejszym – odparła dziewczyna wtulając się ufnie w ramiona blondyna i zamykając oczy. Była pewna, że już nigdy się nie zawaha. Będąc na wyspie przed oczami migały jej wspomnienia, w których główną rolę odgrywał Draco. Wspólne wakacje. Potem szkoła. Widziała, jak oboje próbowali zwrócić na siebie uwagę. Uśmiechnęła się pod nosem odpływając do krainy snu.

THE END

Rozdział 16

Brak komentarzy:
Kolejny słoneczny poranek. Draco otwarł oczy rozglądając się po pokoju. Szukał. Sam nie wiedział czego. Sensu życia? Nie. Przecież już go znalazł. Przy Hermionie. Westchnął. Ciche skrzypnięcie drzwi oznajmiło blondynowi przybycie tajemniczego gościa. Już zamierzał się go pozbyć, gdy poczuł, że ów gość wślizguje mu się pod kołdrę. Odwrócił się w stronę przybysza, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć jego usta został zamknięte pocałunkiem. I w jednej chwili zapomniał o zamiarach wywalenia nieproszonego gościa.
– Czemu zawdzięczam tą miłą wizytę? – zapytał, gdy dziewczyna odsunęła się od niego delikatnie. Na jej ustach zakwitł tak dawno niewidziany uśmiech. 
– A mam sobie pójść? – zapytała zerkając na chłopaka ze strachem. Może on tylko udawał? Może to wszystko tylko po to, by w końcu ją zaliczyć? Poczuła, jak blondyn przytula ją do siebie. Nie, on nie mógł udawać. Wtuliła się ufnie w jego ramiona. Zapadła chwila milczenia. Dziewczyna zbierała się w sobie, by odpowiedzieć na pytanie blondyna.
– Miałam koszmary – powiedziała cicho. Draco nic nie powiedział. Nie przerywał jej. Gładził delikatnie jej ramiona – znowu śniła mi się ta noc, gdy...
– Cii... Nie musisz mówić. Rozumiem – przerwał jej blondyn przytulając do siebie jeszcze mocniej. Gdyby tylko mógł dorwałby tą przeklętą krzyżówkę rodziny Adamsów i Einsteina. I skopał mu tak tyłek, że nie wiedziałby, jak się nazywa i którędy na scenę. Westchnął cicho i pocałował dziewczynę w czoło.
– Czołem szczury lądowe. Co dziś ciekawego porabiamy? – zapytał Jack wpadając do sypialni Dracona bez pukania. Przyodziany był w czarną koszulę i dopasowane ciemne jeansy. Dziwnie znany zestaw ciuchów.
– Co ty tu.... Chwila! Czy ty masz na sobie moje ubrania?! – wrzasnął blondyn zrywając się na równe nogi.
– Ojoj – pisnął Jack i błyskawicznie wyskoczył z pokoju uciekając przed rozwścieczonym chłopakiem. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Nie sądziła, że będzie miała z tą dwójką aż tyle kłopotów. 
– O co tym razem poszło? – zapytał Blaise stając w drzwiach. Hermiona podeszła do niego. 
– Jackowi przypadły do gustu ciuchy tlenionego. Ale jemu chyba się to nie spodobało – odparła. Wzięła kuzyna za rękę i razem z nim zeszła do kuchni na śniadanie. Jack i Draco gonili się po rozległych terenach otaczających rezydencję Riddlów. Pewnie trochę im na tym zejdzie. Nastawiła wodę na herbatę i wzięła się za szykowanie kanapek. Mimo, że mogła w tym celu używać czarów nie robiła tego. Już dawno doszła do wniosku, że jedzenia przyrządzone samemu dużo lepiej smakuje. 
***
- Cholera – warknął Daniel. Chodził zły po pokoju. Właśnie otrzymał odmowę współpracy od wampirów. Tego się nie spodziewał. Myślał, że przylecą do niego, jak na skrzydłach. I co i licha oznacza, że otrzymali ciekawszą propozycję? Kto mu się miesza w interesy?
– Uspokój się. Może to i lepiej. Oni są nieobliczalni. Mogli by skrzywdzić kogoś nam bliskiego –powiedziała Jane gładząc męża po ramieniu. Ten bez słowa opuścił pokój. Tak być nie może. Nikt nie będzie mu kradł sprzymierzeńców. Jak się dowie, kto to, zamorduje. Marny los czeka tego, który spróbował podważać autorytet syna wielkiego Lorda Voldemorta.
***
Hermiona i Blaise siedzieli w kuchni. Zajadając kanapki i rozmawiając, co jakiś czas zerkali w stronę drzwi do ogrodu. Raz po raz przebiegali przed nimi Draco i Jack na zmianę. Hermionie w końcu znudziło się czekanie na nich. Podeszła do drzwi w chwili, gdy zbliżał się do niej Draco. Uchwyciła go za koszulkę. Efekt tego był taki, że oboje wylądowali na ziemi. Hermiona podniosła się. otrzepała ubrania i spojrzała karcąco na blondyna. Kawałek dalej stał Jack, który nie bardzo wiedział, czy wolno mu się roześmiać.
– Dosyć tego. W kuchni czekają na was kanapki. Im szybciej uporacie się ze śniadaniem ty szybciej zrobimy sobie małą wycieczkę do Nowego Jorku – powiedziała Hermiona. Chłopacy spojrzeli po sobie. Ich spojrzenie mówiła jedno “jeszcze z tobą nie skończyłem”. Hermiona pokręciła z rezygnacją głową.
– Ale on musi wyskoczyć z tych ciuchów – zarządził Draco.
– Boli, że wyglądam w nich lepiej od ciebie? – zagadnął niewinnie Jack. Armagedon pomyślała Hermiona.
– Osz ty...
– Uspokójcie się. Draco marsz na górę się ubrać. Jack do kuchni na śniadanie. Wybacz kochanie, ale on musi zostać w tych ciuchach. Nie może wparować do NY w stroju pirata. Mielibyśmy kłopoty – powiedziała Hermiona uśmiechając się przepraszająco do blondyna. Na twarzy Jacka zakwitł wyraz triumfu. Hermiona widząc to czym prędzej wepchnęła Dracona do domu.
***
Nowy Jork. Miasto piękne i przerażające zarazem. Pełne wieżowców do nieba i butików, których wystawy wręcz krzyczały zachęcając do wejścia. Hermiona postanowiła odwiedzić Piątą Aleję. To przy niej i w jej okolicach znajdowało się najwięcej sklepów wartych obejrzenia. Zresztą tęskniła za starymi kątami. Ze smutkiem spojrzała na mijany przez nią właśnie apartamentowiec. Tu się wychowała. W samym centrum betonowej dżungli. A potem odwiedzała to miejsce tylko we wakacje. Westchnęła cicho. Zapłaciła zależne taksówkarzowi po czym dołączyła do chłopaków stojących na chodniku. Draco i Blaise z szeroko otwartymi oczami rozglądali się po okolicy. Wyglądali jak dzieci w sklepie pełnym najpiękniejszych zabawek. Za to Jack wydawał się być nieco znudzony. 
– Może ja skoczę sobie do Museum of Art.? A wy potem do mnie dołączycie? – zaproponował.
– Spotkamy się w tej kawiarni niedaleko Museum – powiedziała Hermiona uśmiechając się – no chłopcy czas na wycieczkę.
– Prowadź o pani – rzekł Blaise kłaniając się delikatni. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i poprowadziła ich w stronę swojego ulubionego centrum handlowego. Bendels. Jej życie.
***
- Nie Draco... Daj spokój Blaise... Och z wami gorzej jak z dziećmi – mówiła do siebie Hermiona. Zmierzali właśnie w stronę Central Parku. Jednak na ich drodze stanęła budka z lodami. I za nic nie dało się od niej odciągnąć dwójki ślizgonów.
– Proszę. Jeden malutki lód – skomlał Draco. Jack wyglądał na zakłopotanego. Wyraźnie zachowanie chłopaków przypominało mu niemiłe obrazy z przeszłości. Dziewczyna w końcu dała za wygraną. Zapłaciła za lody i ruszyli w stronę parku. Na łące grupa chłopaków w ich wieku grała właśnie w piłkę. Na ławce, nieopodal łąki siedziała śliczna dziewczyna o długich włosach w kolorze blond. Wyglądała niczym roszpunka.
– O mamo – szepnął Draco nie mogąc oderwać wzroku od dziewczyny.
– Wiem stary – zawtórował mu Blaise. Obaj wlepiali oczy w nieznajomą. Przestali interesować się lodami, których żywot dobiegł końca na trawie. Hermiona zmrużyła oczy.
– Ekhem. Ja tu nadal jestem Draco – powiedziała. Nic. Zero odzewu – dobra to wy napalajcie się na naszą roszpunkę a ja idę pograć z chłopakami.
– Co? Ani mi się waż – powiedział Draco spoglądając na gryfonkę. Ale było za późno. Hermiona już witała się z chłopakami. Po krótkiej rozmowie rozpoczęli grę. Draco zszokowany patrzył, jak jego dziewczyna wymija przeciwników i strzela gol za golem. Gdzie ona u diabła się tego nauczyła? Zachodził w głowę blondyn.
– Jestem królem betonowej dżungli! – wrzasnął Blaise. Wszyscy w promilu kilku metrów zamarli spoglądając na chłopaka ze strachem. Czyżby kolejny uciekinier z wariatkowa? Ów tajemnicza blondynka spojrzała na chłopaka litościwie. Pomachała do Hermiony i odeszła w nieznane.
– Dobra dość już narozrabialiście – powiedziała Hermiona podbiegając do nich. Nie była nawet zmęczona. To nazywa się kondycja.
– Przez najbliższy miesiąc się tu nie pokaże. Wstyd mi – dodał Jack spuszczając smutno wzrok.
– Hej, ty znałaś tą blondynę? – zagadnął Blaise ożywiając się nieco.
– Tak. Oni kupili od nas apartament. Mniejsza, wracamy do domu – zarządziła. Chłopcy marudząc pod nosem udali się za nią. Im wcale nie było nigdzie śpieszno. Chętnie poszukaliby tej blond piękności prosząc o numer telefonu.

Rozdział 15

Brak komentarzy:
“Kolejne porwania i morderstwa. Czyżby Czarny Pan powrócił? A może znalazł sobie godnego zastępcę zanim pożegnał się z tym światem? Czy możliwe jest, by jego miejsce zajął Daniel Riddle, jego syn? Co wspólnego z tymi wydarzeniami mają jego córki, Hermiona i Vanessa? Czy i one biorą udział w rodzinnym interesie? Niedawno doniesiono nam, że zaginęła dwójka uczniów z Hogwartu, które swego czasu dokuczała najstarszej córce Daniela, Hermionie. Czyżby dziewczyna postanowiła mścić się na tych wszystkich, którzy poniżali ją przez minione lata? I gdzie się podziali jej przyjaciele? Czy nie powinni jej przemówić do rozumu?...”

Harry ze złością rzucił na stół dzisiejsze wydanie Proroka Codziennego. Nie miał ochoty zagłębiać się w owy artykuł. Nie podobało mu się to, o czym rozpisywali się od tygodni. Te wszystkie zniknięcia i zgony. Czuł się, jakby miał deja vu. Z Voldemortem zaczęło się tak samo. Zniknięcia morderstwa a potem akcje na większą skalę. Ciekawe kiedy jego syn upomni się o więzionych w Azkabanie śmierciożerców. Westchnął. I co u diabła ma z tym wszystkim wspólnego Hermiona? Przecież ona taka nie jest. A może jest? Może nie znał jej na tyle, by być pewnym, jak tak wielka zmiana wpłynie na nią. Zamiast ją zrozumieć odszedł. Zostawił ją z tym wszystkim samą. Czy możliwe, że postanowiła dać sobie spokój i przyłączyć do ojca? W końcu rzuciła mu prosto w twarz, że “Voldemort jest jeden a ich jest trzech”. Pokręcił z niedowierzaniem głową. Ona nie jest taka. Nie może być. Rozejrzał się po sali. Brakowało w niej dwójki ślizgonów, którzy zawsze zaśmiewali się w głos z głupoty innych uczniów. I brakowało Hermiony. Tęsknił za jej karcącym wzrokiem i pełnym godności głosem. Za tymi iskrzącymi się oczami i piękną duszą. Ona nie mogła być zła...
***
Hermiona przetarła zaspane oczy i wyjrzała przez okno. Na dworze było już całkiem jasno. Z dołu dobiegały jakieś podejrzane dźwięki. Przeklinając w duchu wszystko i wszystkich wstała i z ociąganiem zeszła na dół. Ledwo stanęła w holu a już musiała spowrotem wskoczyć na stopnie by nie zostać stratowaną przez Jacka. Ów pirat uciekał przed wściekłym Draconem, który wymachiwał pięściami i warczał pod nosem. Przyjrzała się dokładnie owej dwójce nie bardzo rozumiejąc ich zachowanie. Dopiero po chwili dojrzała w dłoni Jacka sporej wielkości opakowanie żelu do włosów. Czyżby zachciało mu się złupić łazienkę ślizgona? Na to wygląda. Uśmiechając się do siebie przeszła przez hol i weszła do kuchni. Liczyła na odrobinę spokoju, ale niestety. Chwilę po niej do kuchni wbiegli obaj chłopcy i stanęli po przeciwnych stronach wielkiego stołu.
– Oddawaj to parszywy piracie – warknął Draco odgarniając z czoła niesforne blond kosmyki.
– Wybacz szczurze lądowy, ale i to ci nie pomoże. W życiu nie widziałem tak tragicznego przypadku. Przy tobie nawet sam Davy Jones uchodzi za przystojniaka – powiedział Jack kręcąc głową w akcie bezsilności. Mina blondyna mówiła sama za siebie. Jeszcze chwila a eksploduje.
– Czy ty porównałeś mnie właśnie do tego mackowatego potwora?
– I owszem
– Uspokójcie się i posłuchajcie – powiedział Blaise chodząc do kuchni z gazetą w ręce – nie jest dobrze. Mamy kłopoty. Ministerstwo już się domyśliło, że to twój ojciec Miona stoi za tymi morderstwami. Podejrzewają ciebie o porwanie mnie i Smoka. Twoją siostrę też próbują w to wkręcić.
– No to pięknie. Wy się tu o głupi żel sprzeczacie a tam ludzie giną w imię chorej wyobraźni mojego ojca – powiedziała zrezygnowanym tonem dziewczyna chowając twarz w dłoniach. Nie minęła sekunda a już przytulała się do piersi kuzyna uspokajana jego cichym szeptem.
***
- Daniel musisz coś z tym zrobić. Oni nie mają prawa ich osądzać. One nie mają z tym wszystkim nic wspólnego. Przez twój upór Hermiona ukrywa się nie wiadomo gdzie a Vanessa nie daje znaku życia już od miesięcy. Straciłeś ojca, chcesz stracić i dzieci? – zapytała z rozpaczą w głosie Jane. Odpowiedziała jej martwa cisza i trzask zamykanych drzwi.
***
Hermiona siedziała w swoim pokoju. Próbowała dojść do siebie. Niestety. Nie rozumiała ojca ani jego postępowania. Nie sądziła, że jest do tego zdolny. Zaczęła powoli przypominać sobie początki powrotu Voldemorta. Zaczęło się od zniknięć i morderstw. Potem jej dziadek zaczął sobie zbierać zwolenników. Wampiry, wilkołaki, olbrzymy, potępieńcy. Cała ciemna strona społeczeństwa. Musi coś z tym zrobić. I to natychmiast. Tylko jak to powstrzymać.
– Gdyby Lestat zechciał mi pomóc – wyszeptała patrząc w sufit. Aż podskoczyła, gdy ujrzała Lestata stojącego niedaleko drzwi.
– Co ty tu robisz? – zapytała zaskoczona.
– Wzywałaś więc jestem. Jak mogę ci pomóc? – zapytał wampir siadając na skraju łóżka.
– Masz wpływ na inne wampiry? – zapytała dziewczyna. Chłopak pokiwał głową – możesz im rozkazać, by pod żadnym pozorem nie przyłączyły się do Daniela Riddla?
– Dlaczego tak ci na tym zależy?
– Nie chcę, by tata żałował później swoich czynów. Póki nie będzie miał armii niewiele zdziała.
– Zamierzasz tak prosić całą resztę tej ciemnej zgrai? Przecież cię nie posłuchają – powiedział z powątpiewaniem Lestat – zrobią ci krzywdę.
– Nie zrobią jeśli im życie miłe – powiedziała szeptem dziewczyna – zrobisz to dla mnie?
– Przecież wiesz, że dla ciebie zrobię wszystko – odparł miękko Lestat i wyskoczył przez okno. Dziewczyna westchnęła i zeszła na dół, by zapoznać chłopaków ze swoim planem.
– Ale niby jak zamierzasz ich do tego przekonać? – zapytał Blaise patrząc ze strachem na kuzynkę. Bał się o nią. Dawno nie widział w jej oczach tych złowrogich błysków.
– Wampiry mamy z głowy. Lestat mnie wyręczył. Co do wilkołaków będę musiała odwiedzić starego znajomego i zapytać o jego samopoczucie. Z olbrzymami też nie powinno być problemu. Wpadłam kiedyś jednemu w oko a tego, co wiem ma on wysoką pozycję w grupie – odparła dziewczyna uśmiechając się przebiegle.
– I co, myślisz, że posłuchają i będą bezczynnie przyglądać się temu wszystkiemu? – zapytał Draco.
– Nie, myślę, że przyłączą się do mnie i pomogą mi pozbyć się wszystkich niebezpiecznych czarodziejów.
– To się tyczy twojego ojca – wyszeptał Blaise.
– Wiem, ale nie po to mój dziadek się poświęcił, by on wszystko psuł. Musimy też odwiedzić Azkaban zanim on to zrobi. I wyciągnąć stamtąd waszych ojców.
– Naprawdę możesz to zrobić? – zapytał z błyskiem w oku blondyn.
– Pod jednym warunkiem. Że staną po mojej stronie...

Rozdział 14

Brak komentarzy:

Owy nocny gość równie bezszelestnie zeskoczył z fortepianu i usiadł koło dziewczyny. Położył swoje dłonie na klawiszach. Wyglądał, jakby się wahał. Jednak po chwili zaczął grać melodię. Melodię, która poruszyła Hermionę. Spojrzała gniewnie na chłopaka.
– Przecież znasz tę piosenkę. Zaśpiewaj dla mnie. Tak dawno nie słyszałem twojego głosu – poprosił. Jego aksamitny baryton niósł się echem i zlewał z dźwiękami wydawanymi przez fortepian. Dziewczyna pokręciła przecząco głową. Nie była gotowa, by powrócić do tej piosenki. Zbyt wiele bolesnych wspomnień się z nią wiązało. I tych starszych i tych całkiem nowych.
– Wybacz. Mimo że piosenka ma te same słowa, zmienił się adresat. Ona już nie jest o tobie. Przykro mi Lestat.
– Wiedziałem, że tak będzie – odparł chłopak. Przestał grać. Wpatrywał się smutnym wzrokiem w swoje nienaturalnie blade dłonie – nie liczyłem na wiele przychodząc tu dzisiaj. Chciałem cię tylko ujrzeć. Tak dawno nie widziałem twojej twarzy. Tych błyszczących oczu i słodkiego uśmiechu. Tęskniłem. Wiem, że wszystko zepsułem. Odszedłem. Zostawiłem cię samą, choć tak bardzo mnie potrzebowałaś. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
– Lestat, my nie możemy być razem. Ty... ty jesteś wampirem. Bardziej pociąga cię zapach mojej krwi niż ja sama. Oboje wiemy czym by się to wszystko skończyło. Wystarczy, że na chwilę przestałbyś nad sobą panować... – głos jej się załamał. Nie była w stanie dokończyć. Wolała nawet nie myśleć co by się stało, gdyby on nagle stracił nad sobą panowanie.
– Kiedyś chciałaś być taka jak ja – wyszeptał patrząc jej w oczy.
– Owszem, chciałam. Ale to było zanim mnie zostawiłeś. Jak już mówiłam piosenka zmieniła adresata. Już nie ty jesteś na pierwszym miejscu.
– Zaśpiewasz dla mnie? Ten ostatni raz. Potem odejdę i już mnie więcej nie ujrzysz – wyszeptał kładąc ponownie palce na klawiszach.
– Nie chcę być odchodził. Potrzebuje cię. Jesteś... jesteś moim przyjacielem – powiedziała Hermiona. Z trudem panowała nad głosem. Miała ochotę wtulić się w jego chłodne ramiona. Ale wiedziała, że to by tylko pogorszyło sprawę. Cierpiałaby jeszcze bardziej. Lestat zaśmiał się ponuro.
– Nie chcę cię narażać. Nigdy nie przestanę cię kochać. Wystarczy, że wyszeptasz moje imię a zjawię się obok ciebie. Ale jeśli masz cierpieć z każdym moim odejściem to będzie najlepiej, jeśli zapomnisz jak mi na imię. Jeśli wyrzucisz mnie z pamięci – powiedział smutnym głosem i po raz kolejny zaczął grać.
***
Draco przewracał się boku na bok. Znów słyszał muzykę. Delikatne dźwięki, które może wydawać tylko fortepian. Tak ukochany przez niego instrument. Zrezygnowany usiadł na łóżku nadsłuchując. Na chwilę dźwięki ucichły. Bał się, że już nie wrócą. A tak bardzo chciał się dowiedzieć, kto je wygrywa. Wstał i po cichu wyszedł z pokoju. Teraz przynajmniej wiedział, gdzie ma szukać tajemniczego muzyka. Znał już drogę do głównego salonu. Starając się stąpać jak najciszej zszedł po schodach i skierował się w stronę prawego skrzydła nasłuchując. Im był bliżej, tym wyraźniej słyszał, że znajdują się tam dwie osoby. Szeptały, jakby bały się wypowiadać słowa głośniej. Gdy stał już za drzwiami znowu usłyszał melodię. Nie była to ta sama, której wysłuchiwał każdej nocy, ale była równie piękna. Po chwili wraz z melodią popłynął śpiew. Aż za dobrze wiedział, do kogo należy ten piękny głos. Hermiona.
Budząc się widzę, że wszystko jest okej
Pierwszy raz w moim życiu i teraz jest takie fajne
Zwalniając odwracam się i jestem tak zachwycona
Myślę o małych rzeczach, które sprawiają, że życie jest świetne
Nic bym w tym nie zmieniła
To najlepsze uczucie

Ta niewinność jest olśniewająca, mam nadzieje, że taka zostanie
Ten moment jest idealny, proszę nie odchodź, Potrzebuje cię teraz
I będę się tego trzymać, nie pozwól temu minąć

Znalazłam miejsce tak bezpieczne, nie pojedynczą łzę
Pierwszy raz w moim życiu i teraz jest takie czyste
Poczuj się spokojny I bądź, Jestem tu taka szczęśliwa
Jestem taka silna i teraz pozwolę sobie na szczerość
Nic bym w tym nie zmieniła
To najlepsze uczucie

Ta niewinność jest olśniewająca, mam nadzieje, że taka zostanie
Ten moment jest idealny, proszę nie odchodź, Potrzebuje cię teraz
I będę się tego trzymać, nie pozwól temu minąć

To jest stan szczęścia, myślisz, że śnisz
To jest szczęście w środku tego co czujesz
To jest takie piękne i sprawia, że chce ci się płakać

To jest stan szczęścia, myślisz, że śnisz
To jest szczęście w środku tego co czujesz
To jest takie piękne i sprawia, że chce ci się płakać

To jest takie piękne i sprawia, że chce ci się płakać

Ta niewinność jest olśniewająca, to sprawia, że chce ci się płakać
Ta niewinność jest olśniewająca, proszę nie odchodź
bo teraz cię potrzebuje
I będę się tego trzymać, nie pozwól temu minąć

Ta niewinność jest olśniewająca, mam nadzieje, że taka zostanie
Ten moment jest idealny, proszę nie odchodź, Potrzebuje cię teraz
I będę się tego trzymać, nie pozwól temu minąć”

Stał jak sparaliżowany. Za drzwiami zaległa martwa cisza. A on nadal był myślami przy owej piosence. Jej słowa. To, z jakim uczuciem wyśpiewywała je Hermiona. Ile by dał, by śpiewała tak o nim. By z taką samą pasją wyznawała mu uczucia. Zapewniała o swojej miłości. Choć w piosence ani razu nie padło słowo miłość doskonale wiedział, że była zakochana. Westchnął.
– Chyba mamy towarzystwo – dobiegł go męski głos. Zanim zdążył choćby drgnąć drzwi otwarły się z cichym skrzypnięciem.
***
Hermiona patrzyła ze strachem na Malfoya. Co ten idiota tu robi? Marny los go czeka. Zaciskając ze zdenerwowania dłonie w pięści zerkała to na Dracona to na Lestata, czekając aż któryś wykona pierwszy ruch. Jednak żaden się do tego nie palił.
– Malfoy poznaj Lestata – wyszeptała dziewczyna. Lestat wyciągnął do Malfoya dłoń uśmiechając się przebiegle. Hermiona aż za dobrze znała ten uśmiech. W mgnieniu oka znalazła się pomiędzy nimi. Draco patrzył na nią zdezorientowany. Lestat z nieukrywaną wściekłością. Położyła mu ostrożnie dłonie na chłodnych ramionach.
– Spokojnie Lestat. Nie rób głupstw – szeptała. Podziałało. Chłopak rozluźnił się i spojrzał z niesmakiem na Malfoya.
– Zostawiasz mnie dla niego? – zapytał. W jego głosie słychać było wątpliwości. Dziewczyna pokiwała głową nie patrząc na ślizgona.
– Masz niesamowite szczęście. Ona jest wyjątkowa. Nie schrzań tego. Jeśli się dowiem, że znowu przez ciebie cierpi to odnajdę cię a wtedy nie ręczę za siebie. Marny twój...
– Wystarczy Lestat. Lepiej będzie jeśli już pójdziesz – powiedziała stanowczo dziewczyna. Nie chciała, by sytuacja wymknęła się spod kontroli.
– Żegnaj – wyszeptał jej do ucha całując delikatnie w policzek. Mimowolnie się wzdrygnęła. Tak dawno nie czuła na skórze dotyku jego chłodnych, twardych warg.
– Nie żegnaj tylko do zobaczenia – powiedziała uśmiechając się nieśmiało. Lestat wyciągnął dłoń do Malfoya, który ją uścisnął. Wzdrygnął się pod wpływem zimna, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć Lestata już nie było. Patrzył zszokowany na miejsce, w którym przed chwilą stał ten dziwny chłopak. Pogubił się. Usiał na kanapie chcąc sobie poukładać fakty. Nie bardzo rozumiał słowa tego całego Lestata. Co miał na myśli mówiąc “zostawiasz mnie dla niego”. Tylko jedna osoba mogła udzielić mu odpowiedzi. Spojrzał na Hermionę, ale ta uparcie unikała jego spojrzenia. Coś mu się nie zgadzało.
– Hermiono? Możesz mi coś wyjaśnić?
Dziewczyna westchnęła, ale podeszła do kanapy i usiadła na jej skraju. Nadal nie patrząc na blondyna zaczęła mówić.
– Lestat jest moją dawną, wielką miłością. Poznałam go trzy lata temu. Wpadliśmy na siebie w Nowym Jorku. Byłam tu na wakacjach i strasznie się nudziłam, więc postanowiłam odwiedzić przyjaciół w NY. Wpadłam na niego w ciemnym zaułku. Na początku się bałam. Myślałam, że chce mnie skrzywdzić. Nie stało się tak. Od początku czułam, że nic mi przy nim nie grozi, choć on twierdził inaczej. Bo widzisz Lestat jest wampirem. Żywi się ludzką krwią a mimo to nigdy nawet nie próbował dobrać się do mojej. Choć widziałam, jak mu trudno nad sobą panować. Wszystko pięknie się układało. Aż rok później na warsztatach spotkałam Billa. To nie była miłość. Raczej zauroczenie. On to wykorzystał. Wiesz w jaki sposób. Pomińmy to. Lestat nie był na mnie zły, ale jeśli chodzi o Billa. Chciał mu oderwać głowę, gdy się dowiedział, co się stało. Z trudem odwiodłam go od tego pomysłu. Prosiłam, by zrobił to dla mnie. Posłuchał. Nie żałuję, że darowałam mu życie. Może uznasz mnie za potwora, ale teraz uważam, że śmierć byłaby dla niego wybawieniem. Bo tylko umierając mógłby się wreszcie pozbyć wyrzutów sumienia, jakie nim targają. Byłam szczęśliwa mając u swojego boku Lestata. Był przy mnie codziennie. Zakradał się do mojej sypialni, gdy cała reszta już spała i porywał do miejsca, gdzie byliśmy sami. Ale wszystko, co piękne kiedyś się kończy. Pewnego dnia przepadł bez śladu. Czekałam na niego, ale nie zjawił się. a rano znalazłam na poduszce list, w którym przepraszał, że odszedł bez pożegnania, ale uznał, że tak uchroni mnie przed jeszcze większym cierpieniem. Byłam wściekła i załamana. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Długo nie umiałam dojść do siebie. Aż w ostatnie wakacje natrafiłam na ciebie. Z początku nie brałam tego wszystkiego na poważnie. Sądziłam, że się zgrywasz. Ale niestety nie umiem panować nad swoim sercem, które mimo protestów rozumu zakochało się w tobie. Nie masz pojęcia, jak było mi źle, gdy i ty odszedłeś bez pożegnania. Zafundowałeś mi powtórkę z rozrywki. I choć nie byłeś przy mnie tak długo, jak Lestat to zabolało mnie nie mniej niż wtedy. On wiedział o wszystkim. Zjawił się u mnie w nocy. Próbował pocieszyć. Zapewnić, że będzie dobrze, że już mnie nie zostawi. Ale nie uwierzyłam mu. Z dwóch powodów. Po pierwsze, nie chciałam znowu przez niego cierpieć. A po drugie jego miejsce w moim sercu zająłeś ty. Nie spodziewałam się, że go jeszcze ujrzę. Ale zjawił się dziś w nocy. Skruszony i gotowy błagać na kolanach, bym dała mu szanse. Ale za bardzo się bałam. No i ta piosenka. Ona była kiedyś o nim. Ale, kiedy zniknął z mojego życia wyrzuciłam ją z pamięci. Nie chciałam go wspominać, bo to sprawiało mi ból. Przypomniałam sobie o niej dopiero będąc przy tobie. Wiem, że go zraniłam, mówiąc, że piosenka zmieniła adresata, ale nie chciałam go okłamywać. Miał prawo poznać prawdę.
– Hermiono ja... Ja nie wiem co... – zaczął Draco. Dziewczyna pokręciła głową.
– Niczego od ciebie nie oczekuję. Wiem, jak jest. Nie opowiedziałam tego po to, by coś na tobie wymusić. Uznałam, że powinieneś znać prawdę. A skoro nadarzyła się okazja skorzystałam z niej – wyszeptała spuszczając wzrok. Nie chciała znów poczuć odrzucenia. I choć wmawiała sobie, że nie będzie tak źle wiedziała, że się załamie i będzie potrzebować sporo czasu, by dojść do siebie.
***
Draco był w szoku. Nie wiedział co powiedzieć. Zaskoczyła go szczerością. Żałował, że nie potrafi zdobyć się na to samo. Tak wiele chciał jej powiedzieć. Tak wiele wyjaśnić. A najnormalniej w świecie nie umiał wykrztusić słowa.
– Hermiono... Miona... Nawet nie wiesz, jak tęskniłem. Jak bardzo chciałem wykrzyczeć ci w twarz, co czuję. Ale bałem się odrzucenia. Bałem się, że po tym co zrobiłem nie mam u ciebie szans. Nie masz pojęcia, jak cierpiałem. Jak bardzo brakowało mi twojej bliskości. Czas spędzony z tobą... Te wspomnienia. To najpiękniejsze, co w życiu mam. Tylko dzięki nim udało mi się przetrwać nie doprowadzając się do obłędu. Choć stałem już na granicy szaleństwa – wyszeptał chłopak. Gubił się w tym co mówił. Chciał jej tak wiele powiedzieć. Wszystko wydawało mu się ważne. Wątpił, czy cokolwiek z tego zrozumiała. Patrzył uparcie w podłogę bojąc się podnieść wzrok. Poczuł, że Hermiona wstała a chwilę później już klęczała przed nim biorąc jego twarz w dłonie i unosząc tak, by mogła spojrzeć mu w oczy.
– Nigdy bym cię nie odrzuciła głuptasie. Przecież dawałam ci sygnały – powiedziała uśmiechając się. sięgnęła dłonią do łańcuszka, który wisiał jej na szyi. Pokazała mu go. Patrzył zaskoczony. To ten sam, który podarował jej na urodziny. W delikatnym świetle księżyca migotały diamenciki przywieszek. Trzech liter, które dla kogoś niewtajemniczonego nie miały sensu, ale dla nich znaczyły tak wiele.
DHL.
Draco
Hermiona
Love
Nim zdążył coś opowiedzieć dziewczyna pocałowała go delikatnie, z utęsknieniem. Tak bardzo brakowało jej tych pocałunków. Tak bardzo tęsknił ja jej bliskością.