poniedziałek, 29 października 2012

SEKRET - Rozdział 1

Julka obudziła się stosunkowo wcześnie. Na dworze dopiero świtało. Przetarła zaspane oczka i wygrzebała się z ciepłej pościeli. Jej mamusia wróciła wczoraj późno z pracy i nie miały szansy się zobaczyć, dlatego teraz cichutko pobiegła do jej pokoju i usiadła na skraju łóżka, gładząc mamę po włosach. Parę niesfornych loczków wysunęło się podczas snu z warkocza i teraz opadało jej na twarz łaskocząc. Nienawidziła swoich włosów i uwielbiała jednocześnie. Cieszyła się, że była podobna do mamy. Nie rozmawiały dużo o jej tatusiu. Pamiętała jedną z ostatnich rozmów na ten temat, która odbyła się w święta.

- Mamusiu, jestem podobna do taty?- zapytała dziewczynka rozkładając na stole talerze i sztućce. Kolejne święta, które spędziły we dwójkę. Ciocia Vanessa nie dała rady przyjechać. Musiała zostać u dziadków.
- Tak kochanie. Masz oczy swojego taty. I po części charakter - odpowiedziała Hermiona z delikatnym uśmiechem na ustach.Właśnie stawiała na stole misę z parującymi ziemniaczkami.
- Nienawidzę go - rzekła buntowniczo Julia a w jej oczkach zalśniły łzy. – Powinien być tutaj z nami. Dlaczego go nie ma?
- Misiu mój.- Kobieta wzięła na ręce swoją małą córeczkę. – Gdyby tatuś wiedział o Twoim istnieniu na pewno bardzo by Cię kochał.Niestety nie mógł się dowiedzieć. Miałby bardzo duże kłopoty.
- Skąd wiesz, że by mnie kochał?- zapytała Julka ocierając rączką łzy, które spływały jej po policzku.
- Bo znam Twojego tatusia i wiem, że na pewno bardzo by się cieszył - odparła. Odstawiła małą spowrotem na krzeszło i zniknęła w kuchni, by przynieść resztę smakołyków.
Julia nie była pewna, czy mama mówiła prawdę. Niby dlaczego tatuś miałby mieć kłopoty z jej powodu? Ale nie chciała się wypytywać.Widziała, że mamusia zawsze stawała się smutna, gdy pytała o swojego ojca, dlatego zaprzestała. Postanowiła uwierzyć w słowa, które wtedy padły. Przyjrzała się uważniej kobiecie, która tak wiele dla niej robiła. Widać było, że jest zmęczona. Miała cienie pod oczami tak wielkie, że wyglądały, jakby były namalowane. A mimo to uśmiechała się przez sen. Julia postanowiła nie budzić jeszcze mamy. Zasłużyła na odpoczynek. Po cichu wyszła z pokoju kierując się do kuchni. Wyjęła z lodówki sok i powędrowała z nim do salonu. Usadowiła się wygodnie na kanapie i włączyła telewizor.



Draco Malfoy zmierzał właśnie w stronę Ministerstwa. Zapowiadał się kolejny przyjemny dzień z toną papierów do podpisania. Za jakie grzechy zrobiono go kierownikiem tego działu? Nie miał aż takich ambicji. Do pracy poszedł, by mieć wymówkę do spędzania czasu poza domem. Życie z Astorią nie należało do prostych a praca, choć go irytowała, pozwalała mu odpocząć od wiecznie niezadowolonej żony, która albo była na kacu albo właśnie wypiła o wiele za dużo. Westhnął i wszedł do Ministerstwa. Witał się z mijanymi ludźmi zmierzając do znienawidzonej windy. W głowie cały czas miał obraz małej dziewczynki, która mu się dzisiaj śniła. Nie bardzo rozumiał ten sen. Mała dziewczynka była niemal kopią Hermiony. Miała jej włosy, nos a nawet usta. Jedyną rzeczą, która je różniła były oczy. Stalowo niebieskie. Zupełnie, jak jego. Dziwnie było oglądać takie zestawienie. I nie mógł pozbyć się pewnej myśli – czy tak wyglądało by ich dziecko?

- Idiota - mruknął do siebie. Drzwi jego gabinetu zamknęły się z trzaskiem. Gdyby nie był takim skończonym idiotą, nie musiałby teraz gdybać, jak mogłoby wyglądać ich dziecko. Po prostu by je mieli. 

- Co myślisz o dzieciach?- zapytała pewnego wieczora brunetka, spoglądając na swego ukochanego.
- Robią dużo hałasu o nic - odparł blondyn nawet nie unosząc wzroku znad gazety.
- Naprawdę tak uważasz?
- Nie mam czasu na dzieci Hermiono. W tej chwili myśle, jak odbudować swoją reputację. Dziecko wpędziłoby mnie w kłopoty.
- Jak możesz tak mówić?!- kobieta nie wytrzymała.Nie poznawała swojego ukochanego. Dlaczego tak bardzo się zmienił?
- Mówię, jak jest. Jeśli marzy Ci się dziecko, to chyba będziesz musiała poszukać innego ojca dla niego - rzekł chłodno blondyn. Odłożył gazetę na stół i wyszedł z salonu. Potrzebował chwili spokoju. Nie dłużej, jak pół godziny później dobiegł go dźwięk zamykanych z hukiem drzwi. Wybiegł ze swojego gabinetu. Hermiony nigdzie nie było. Na stole w kuchni znalazł krótki list, w którym dziewczyna żegnała się z nim i prosiła,by jej nie szukał.
Tak bardzo nienawidził się za tamtą rozmowę. Gdyby tylko wiedział, że ona tak wiele zmieni, to nigdy nie wypowiedziałby tych słów. Nie wiedział, co go wtedy napadło.Nie myślał tak. A może myślał? To nie było teraz istotne. Hermiony już nie było. Może posłuchała jego rady i znalazła innego ojca dla swojego dziecka. Zaklął cicho pod nosem. Nosiła nazwisko Riddle. Faceci na pewno zabijali się o nią. Wnuczka najpotężniejszego czarownika. Krew czystsza niż łza. Tylko to go uratowało. Jej nazwisko i upór, dzięki któremu pokonała ojca i ostatecznie zamknęła rozdział ze śmierciożercami w roli niemal głównej. Gdyby nie jej pomoc gniłby w Azkabanie tak, jak jego ojciec. Ciekawiło go, czy wciąż miała kontakt z Blaisem. Odkąd odeszła Hermiona nie widział się z nim ani razu. Przyjaciel miał mu za złe, że tak ją potraktował. Chyba nawet wyjechał gdzieś. Tak przynajmniej słyszał. To zabawne, jak jego życie posypało się, gdy zabrakło w nim jednej osoby. Tak, jakby to właśnie ona łączyła wszystko w jedną całość.

Z cichym westchnieniem zabrał się do roboty. Papiery same się nie podpiszą. A im szybciej się ich pozbędzie tym lepiej dla niego. Wtedy mógłby w spokoju zastanowić się, co dalej ze sobą począć. Może udałoby mu się dotrzeć do kogoś, kto miał kontakt z Hermioną w ciągu tych ostatnich sześciu lat. Nie miał już obsesji na punkcie znalezienia jej tak, jak wtedy gdy zniknęła. Teraz chciał tylko wiedzieć, czy żyje i jak jej się powodzi. Nic więcej. Chciał mieć pewność, że sobie poradziła.

- To absurd. Hermiona jest ostatnią osobą, która miałaby sobie nie poradzić - mruknął do siebie mężczyzna przekładając kolejne podpisane świstki na właściwy stosik.
- Źle z tobą smoku. W sumie nigdy nie było dobrze, ale od kiedy gadasz do siebie? Czyżby brakowało ci towarzyszy do rozmów? - dobiegł go od progu aż nazbyt znajomy głos. Uniósł gwałtownie głowę spoglądając na dawnego przyjaciela, który jak gdyby nigdy nic stał w jego drzwiach z bezczelnym uśmiechem na ustach.
- Diable, co ty tutaj robisz? - zapytał Draco otrząsając się nieco z szoku. Świat się chyba naprawdę kończy, skoro on pojawił się w jego gabinecie tak sam z siebie.
- Póki co stoję, bo pewnej tlenionej fretce zabrakło manier i nie zaprosiła mnie do środka - odparł brunet tłumiąc śmiech. Stęsknił się za przyjacielem. Co prawda za Hermioną tęsknił jeszcze bardziej, ale wiedział, że dokonała świadomego wyboru i szanował go.
- Nie miałeś oporów, by wejść tu bez pukania a teraz nagle potrzebujesz zaproszenia? - powiedział blondyn wstając i podchodząc do przyjaciela – Dobrze cię widzieć, stary.

Już po chwili siedzieli przy kawie rozmawiając o minionych sześciu latach, podczas których nie mieli ze sobą kontaktu. Tak wiele się zmieniło. Blaise był zaskoczony słysząc, że jego przyjaciel się ożenił. Sądził, że po tym, jak odeszła Hermiona już z nikim się nie zwiąże. Postanowił jednak przemilczeć tę kwestię. Draco natomiast dziwił się, że brunet spędził ten czas na podróżowaniu, studiowaniu magomedycyny i praktykach w różnych zakątkach świata.

- Dlaczego wróciłeś?
- Znudził mnie koczowniczy tryb życia. Poza tym dostałem propozycję pracy w Mungu. Dobrze mi zrobi powrót do rodzinnych stron - odparł brunet dopijając swoją kawę. Powoli zbierał się do wyjścia. Miał jeszcze parę spraw do załatwienia i musiał stawić się w szpitalu. Wymienili się uściskami dłoni i już go nie było. Przez szok Draco zapomniał zapytać kumpla o Hermionę. Miał nadzieję, że jeszcze będzie ku temu okazja. Przecież musiał wiedzieć, co u jego kuzynki albo chociaż, czy żyje.



Hermiona stawiła się w pracy na 21. Nienawidziła nocnych zmian. Zawsze była po nich padnięta i nie miała sił, by bawić się z Julką. Cudem znalazła siły na spacer do pobliskiego parku i obejrzenie z nią komedii. Stała teraz przy kontuarze w recepcji i przeglądała pocztę. Natknęła się na krótką wiadomość od szefa. Coś czuła, że to nie wróży niczego dobrego. Zabrała listy zaadresowane do niej i ruszyła w stronę gabinetu ordynatora.

- Chciał mnie szef widzieć? - zapytała siadając w fotelu przed biurkiem. Mark milczał przez chwilę próbując dobrać odpowiednie słowa. W końcu poddał się i powiedział najprościej, jak się dało.
- Przenosimy cię Hermiono. Marnujesz się u nas. Jest miejsce, w którym bardziej cię potrzebują. Potraktuj to, jako awans.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz