poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 6


Wieczór. Cały zamek szykował się do snu. Uczniowie powoli rozchodzili się. Pokoje Wspólne pustoszały. Wszyscy byli wyczerpani pierwszym dniem. A jednak. Szóstka uczniów równo z wybiciem godzimy 22 stawiła się pod gabinetem nauczycielki transmutacji. Patrzyli na siebie uważnie. Harry i Ron unikali przyjaciółki. Nadal nie wiedzieli, co o tym wszystkim myśleć. To był dla nich szok. Musieli ochłonąć. Potrzebowali czasu.
***
Hermiona stała z boku. Po chwili podeszli do niej Pansy i Blaise. Spojrzeli na nią i wszystko zrozumieli. Harry i Ron. Odsunęli się od niej. I to się nazywają przyjaciele. Blaise westchnął cicho i przytulił ją do siebie. Dziewczyna wtuliła twarz w jego ramiona. Pansy gładziła ją po włosach.
- Nie martw się Miona. Masz jeszcze nas – szeptała patrząc ze współczuciem na dziewczynę. Ona na to nie zasłużyła. To nie jej wina, że nazywa się tak a nie inaczej. Sama była w wielkim szoku. Teraz, jak nigdy potrzebowała przyjaciół. A oni opuścili ją w potrzebie. Zawsze uważał gryfonów za wzór cnót. Zmieniła zdanie.
***
Pojawiła się profesor McGonagall. Spojrzała ze zdziwieniem na Hermionę i Blaisa, po czym dała im znak, by ruszyli za nią. Udali się do sali wejściowej.
- Podzielę was na trzy dwuosobowe grupy – zaczęła nauczycielka – Panno Riddle? Z kim pani chce odbyć patrol?
- Ja? Niech będzie Malfoy. Już się do niego przyzwyczaiłam – odparła beznamiętnie. Spojrzała na Blaisa. Uśmiechnął się do niej. Przeczuwał, co planuje. Nie chciał stawać jej na drodze.
- Dobrze. Więc będziecie patrolować zachodnio-północną część zamku. Możecie już odejść. Przyjdę po was – powiedziała a oni odeszli.
***
Draco starał się nie patrzeć na dziewczynę, co wcale nie było łatwe. Zastanawiał się, skąd w niej ten smutek. Przecież jest kimś. Wszyscy ją szanują. Nawet nauczyciele. Nie rozumiał. Ona nadal była dla niego zagadką. No i zastanawiał się, co ją łączyło z Zabinim. Spojrzał na nią ukradkiem i dostrzegł na szyi znajomy naszyjnik. Wspomnienie tamtego wieczora uderzyło w niego z wielką mocą. Przypomniały mu się słowa, które wtedy do niej skierował “...D jak Draco. H jak Hermiona. I L jak Love czyli miłość. Chciałem dać ci coś, co będziesz mogła mieć zawsze przy sobie”. Zabolało. Czy ona też tak cierpiała? Chyba tak. A może nawet jeszcze bardziej. W końcu odszedł bez pożegnania. Nie chciał tego kończyć. Ale stało się.
- Granger wszystko w porządku? – zapytał cicho. Nie zareagowała. Tak, jakby myślami była gdzieś daleko. Spojrzał na nią. Na jej twarz. Miękkie usta. Czekoladowe oczy ukryte za zasłoną czarnych rzęs. Jej idealne, drobne ciało. Kasztanowe włosy, które teraz były idealnie proste. Tęsknił za nią. Za tym, co zrodziło się między nimi we wakacje.
***
Hermiona była pogrążona w swoich myślach. Nie wiedziała od czego zacząć. Czuła na sobie jego badawczy wzrok. Tak chciała poczuć jego bliskość. Dotyk jego czułych dłoni. Smak jego ust. Tylko, jak miała mu to wyjaśnić? Sama się jeszcze w tym nie odnajdywała.
- Co jest między tobą a Zabinim Granger? – usłyszała pytanie blondyna. Spojrzała na niego. Jej czekoladowe oczy natknęły się na stalowo-niebieski wzrok Malfoya. I choć bardzo chciała, nie spuściła wzroku.
- To nie twoja sprawa Malfoy. A nazywam się Riddle. Zapamiętaj to sobie – odparła odwracając wzrok.
- Od jak dawna wiesz?
- Od swoich urodzin. Rodzice zostawili mi list...
- Wiesz o tym z listu? A gdzie wtedy byli twoi rodzice?
- W letniej rezydencji na Bermudach – odparła takim tonem, jakby miała doczynienia z przedszkolakiem.
- Macie letnią rezydencję? – zdziwił się Draco. No, no, no. Widać na serio byli bogaci.
- Zimowa także. W Zakopanem. W polskich górach – odparła przystając. Chłopak zrobił to samo – Teraz stałam się ciebie godna. Prawda? Teraz nie wstydziłbyś się ze mną pokazać publicznie. Chwaliłbyś się mną na prawo i lewo.
- A wakacje? Przecież nie chowałem się z tobą po kątach – powiedział podirytowany blondyn.
- Prawda w oczy kole. Fakt, po co miałeś się ukrywać? Dookoła sami mugole. Jak okiem sięgnąć żadnego czarodzieja. Przed kim niby miałbyś się wstydzić? Odszedłeś w moje urodziny. Bez pożegnania. Zabolało. Chciałam ci o wszystkim powiedzieć. Nie dałeś mi szansy. Pomyślałeś o tym, jak ja się czułam?
- A myślisz, że mnie to nie zabolało? Że nie tęskniłem?
- To ty odszedłeś. Podjąłeś decyzję za nas oboje – powiedziała i ruszyła przed siebie.
- Jeszcze nie skończyłem! – zawołał blondyn doganiając ją
- Ale ja owszem Draco. Nie mam ci już nic więcej do powiedzenia.
- Myślisz, że skoro nazywasz się Riddle to możesz innymi pomiatać?
- Nie mam wpływu na swoje nazwisko. I nawet nie przyszło mi do głowy, by je jakoś wykorzystać. Nie jestem tobą.
***
Niezręczna cisza. A do końca patrolu jeszcze tak daleko. Pochodnie rzucały łagodne światło na kamienne ściany zamku. Wiatr cicho świszczał w nieszczelnych oknach. Niebo na zewnątrz było idealnie granatowe, przybrane złotymi gwiazdami. Hermiona usiadła na parapecie i zapatrzyła się w nieboskłon. Potrzebowała teraz chwili wytchnienia. Czuła się podle. Wiedziała, że będzie ciężko. Ale nie sądziła, że aż tak. Miała nadzieję, że przyjaciele zrozumieją. Że będą ją wspierać. Ale oni odeszli. Zostawili ją, bo tak prościej. Łatwiej uciekać przed problemami, niż stawiać im czoła. Zawiodła się na nich.
***
Draco czuł się urażony. Dlaczego ona to powiedziała? Miała rację? Przypomniał sobie te wszystkie momenty, w których znęcał się nad innymi. Co wtedy myślał? Jestem Malfoyem i wszystko mi wolno. To nazwisko było dla niego przepustką do świata, w którym był panem. I uwielbiał ten świat. Ale... No właśnie. Pojawiły się wątpliwości. Hermiona znienawidziła go właśnie z tego powodu. Bo bardziej interesowało go zdanie innych niż to, co naprawdę czuł. A przecież był przy niej szczęśliwy. Dlaczego z tego zrezygnował? Nie wiedział...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz