poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 11


Weekend. Jak wszyscy kochają ten czas wolny od zajęć. Ale ten weekend był szczególny. Właśnie w sobotni, poimprezowy poranek mieli zjawić się uczniowie z wymiany. Ośmiu uczniów z Niemiec. Wszyscy wyczekiwali ich wizyty. Byli ciekawi, jakie obyczaje panują w ich szkole. Dlaczego uczniowie przybyli po Nocy Duchów? Ponieważ chcieli spędzić ją w swojej szkole. Pożegnać się ze znajomymi, których nie zobaczą przez najbliższy miesiąc. Prawie wszyscy uczniowie siedzieli już w Wielkiej Sali. Prawie wszyscy ponieważ paru uczniów nie było w stanie podnieść się o tak wczesnej godzinie z łóżka. Widać nie wszystkim służą imprezy do rana, zimny szampan i nadmiar Ognistej wypity na prywatce w pokoju wspólnym. Dyrektor uśmiechnął się pod nosem patrząc na zaspanych uczniów.
– Kochani. Za chwilę zjawią się nasi goście. Chciałbym, abyście się nimi zaopiekowali. Żeby nie było spięć, przybysze zamieszkają w przygotowanych dla nich komnatach na szóstym piętrze – powiedział dyrektor uśmiechając się pogodnie. Drzwi sali otwarły się z cichym skrzypnięciem. Po chwili ukazali się w nich uczniowie. Czterech chłopców i cztery dziewczyny. Stali i przyglądali się ze zdumieniem wszystkiemu do okoła. Sami przybysze byli również bardzo zjawiskowi i nieszablonowi. Wśród chłopców wyróżniała się dwójka. Blondwłosy z dredami na głowie i workowatych ciuchach oraz czarnowłosy z nastroszoną czupryną. Na tle dziewczyn tylko jedna się wyróżniała. Loki w kolorze ciemnego blondu opadały jej kaskadą do pasa. Bystrym, orzechowym okiem spoglądała na uczniów obecnych w sali. Szukała wzrokiem kogoś konkretnego. Szukała, ale nie znalazła. Zawiedziona spuściła wzrok. Po chwili poczuła na ramieniu dłoń. Spojrzała w górę napotykając czekoladowy wzrok czarnego.
– Nie martw się. Pewnie jeszcze śpi – wyszeptał jej chłopak do ucha i skierował się do stołu, który stał najbliżej. Zajął wolne miejsce a zaraz obok niego usadowiła się reszta jego ekipy. Blondyn, brunet, dredziarz oraz owa dziewczyna, którą przed chwilą pocieszał.
***
- Spójrz na nich – szeptał Ron patrząc z niesmakiem na przybyszów, którzy zajęli miejsce przy ich stole. Wcale a wcale nie przypadli mu do gustu. Po co ci faceci są tacy przystojni? Wszystkie dziewczyny do nich wzdychają. Tylko, co one w nich widzą? Jacyś dziwacy, którzy nawiali ze św. Munga. Prychnął głośno.
– Daj spokój Ron. Zachowujesz się jak dziecko. Nie znasz ich. Może są w porządku – odparł znudzonym głosem Harry – a tak w ogóle widziałeś Hermionę?
Rudy pokręcił przecząco głową zajmując się na powrót jedzeniem i mrucząc pod nosem. Zapewne na temat nowoprzybyłych. Harry natomiast zaczął się zastanawiać, gdzie podziała się jego przyjaciółka. Ostatni raz widział ją... No właśnie. Kiedy? Na scenie, gdy śpiewała na rozpoczęcie balu. Potem gdzieś przepadła. Widział za to Malfoya i Ginny, którzy tańczyli ze sobą jakiegoś przytulańca. Gryfon pokręcił głową chcąc wyrzucić to wspomnienie z pamięci.
– Świat się kończy – mruknął do siebie zerkając na stół ślizgonów w nadziei, że tam odnajdzie przyjaciółkę. Ale nie było jej tam. Westchnął cicho wstając od stołu i opuszczając Wielką Salę.
***
Blaise rozglądał się z niepokojem po sali. Nigdzie nie dostrzegał Hermiony. Martwił się o nią. Wczoraj wypadła z Wielkiej Sali ja burza i już jej nie zobaczył. Głupi tleniony myślał brunet patrząc gniewnie na swojego niby przyjaciela. Pansy także nie miała wesołej minki. Martwiła się o przyjaciółkę. Ale nasuwało się pytanie, czy Hermiona była dla niej tylko przyjaciółką. Bała się sama przed sobą przyznać, że czuje do niej coś więcej. To w końcu niedorzeczne. Hermiona ją wyśmieje. W końcu one udawały. No dobra. Hermiona udawała. Pansy nie do końca. Gubiła się już w swoich uczuciach. Uczuciach, które dalekie były normy.
Do Wielkiej Sali weszła właśnie Hermiona. Stanęła w drzwiach, spojrzała na swój stół i zamarła.
– To nie może być prawda – wyszeptała do siebie. Obróciła się i wybiegła czym prędzej nie zwracając uwagi na krzyki i nawoływania znajomych. Po prostu biegła przed siebie. Dlaczego akurat teraz świat zaczął jej się walić?
***
Wieża Astronomiczna.
Panował tam niczym niezmącony spokój. Zakazany Las wyglądał ujmująco, gdy spoglądało się na niego z góry. Nawet Bijąca Wierzba zdawała się być mniej groźna. Błękitne niebo, po którym leniwie sunęły puchate chmury zachęcało do wyjścia z zamku i zaczerpnięcia świeżego powietrza. Mimo że listopad należy do chłodnych i burzliwych miesięcy, dzisiejszy dzień był nadzwyczaj spokojny i pogodny. Uczniowie spacerowali po błoniach ciesząc się wolnym dniem. Pokazywali przybyszom najciekawsze miejsca w zamku. Oprowadzali ich. Opowiadali o szkole i zwyczajach w niej panujących. O imprezie, która miała być organizowana za tydzień w sobotę. Prowadzili od tak, luźne rozmowy o wszystkim i o niczym. Nie mieli pojęcia, że niedaleko ktoś przeżywa koszmar.
Hermiona siedziała na wieży i szlochała cicho. Dlaczego przyszła akurat tam? Nie wiedziała. Tu przyprowadziło ją serce. Siedziała pod barierką otaczającą wieże i analizowała wszystko, co do tej pory miało miejsce. Wakacje, które namieszały. Prawda, która wyszła na jaw. Rok szkolny, który przyniósł jej już tak wiele łez. Bal, na którym zobaczyła za wiele. No i jeszcze ci uczniowie z wymiany a wśród nich on. Miała nadzieję, że już więcej go nie ujrzy. Dlaczego los tak okrutnie z niej drwił? Dlaczego on przyjechał na tą przeklętą wymianę? On, czyli kto? Ów czarnowłosy chłopak z nastroszonymi włosami. Bill. Skąd go znała? Głupia sprawa. Dwa lata temu prowadził warsztaty wokalne w Niemczech, na które pojechała ze znajomymi. Całe dwa miesiące poza domem. O niczym więcej nie marzyła. Zwłaszcza, że w domu było wtedy nie za wesoło. Od razu zwrócił jej uwagę. Był taki inny. Czuły, delikatny. Nie spotyka się takich kolesi na pierwszym, lepszym zakręcie. Czy go kochała? Trudno stwierdzić. Wtedy myślała, że tak. Ale teraz miała co do tego wątpliwości. Zwłaszcza po tym, co jej zrobił. Jak ją skrzywdził. Sądziła, że on jest ostatnią osobą, która ją tak potraktuje. Myliła się. Myliła się bez przerwy. Wstała i oparła się o barierkę zerkając w dół. Było wysoko. A gdyby tak wypadła? Byłoby o jednego popełniającego błędy człowieka mniej. Zawahała się. z jednej strony chciała skoczyć. Z drugiej cierpiała na samą myśl o tym, że już nigdy więcej nie spojrzy w te zimne, pełne pogardy oczy Malfoya. Nagle poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się stając twarzą w twarz z Billem. Nie miała ochoty z nim gadać. Wyminęła go i zbiegła po schodach. Słyszała, że bieg za nią, ale nie oglądała się. Chciała jak najszybciej znaleźć się na błoniach. Ukryć się wśród uczniów. Ale niestety nie udało się jej. Bill dopadł ją w sali wejściowej. Złapał za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
– Musimy pogadać – powiedział patrząc jej w oczy. Jak bardzo za nią tęsknił? Jak bardzo żałował tego, co się wtedy wydarzyło? Bardzo...
– Nie mamy o czym. Puść mnie – warknęła gryfonka próbując wyrwać się chłopakowi z objęć. Dla niej rozdział, w którym on coś znaczył zamknął się w chwili, w której ją zranił. I nie chciała go na nowo otwierać.
– Owszem mamy kochanie
– Nie mów tak do mnie nigdy więcej – wysyczała przez zęby. Wokół nich zebrała się spora grupka zaciekawionych uczniów. Hermiona spojrzała na chłopaka z obrzydzeniem. I pomyśleć, że kiedyś kochała.
– Zraniłeś mnie – wyszeptała cichutko spuszczając wzrok.
– Nie chciałem – odparł łagodnie Bill przytulając ją do siebie – byłem pijany. Nie wiedziałem co robię. Cholernie tego żałuję. Maleńka. Nawet nie wiesz, jak za tobą tęskniłem.
- Wiem, bo ja za tobą też. Ale to było kiedyś. Nie wiem, czy chce do tego wracać – odparła dziewczyna i wyrywając się z objęć czarnego przedarła się przez tłum uczniów ciągnąc za sobą dredowatego – potrzebuje cię – szepnęła mu na ucho kierując się w stronę Zakazanego Lasu.
***
Wieść o tym, że Hermiona Riddle zna sławnego na cały świat Billa obiegła szkołę błyskawicznie. Najmniej zadowolonym z tej informacji był pewien blondyn, o zimnych oczach, któremu ta sytuacja krzyżowała plany. Jak miał wkurzać Hermionę, skoro ona nawet nie zwracała na niego uwagi zajęta próbami z tym przeklętym zespołem? A nawet jeśli nie mieli prób to i tak wszędzie włóczyła się z tymi dziwakami.
– Draco dobrze się czujesz? – zapytał Diabeł patrząc z niepokojem na kumpla. Nie wyglądał najlepiej. Ciągle chodził zamyślony i bez przerwy warczał.
– Nie. Ta głupia szmata ma mnie w dupie – wysyczał rzucając kumplowi mordercze spojrzenie.
– Hermiona nie jest szmatą, za to ty jesteś palantem. A myślisz, że niby o kim śpiewała na balu? – zapytał wkurzony brunet. Dlaczego do niego nic nie docierało? Dlaczego starał się wszystko psuć na siłę?
– Zapewne o tobie. W końcu wyglądacie razem tak uroczo – powiedział z kpiącym uśmiechem blondyn.
– Ty idioto. Ona jest moją kuzynką. A ja nie wiąże się z bliską rodziną. I cholernie żałuję, że nie mogę z nią być, bo to niesamowita dziewczyna. Szkoda, że ty marnujesz swoją szansę – odparł brunet i wyszedł ze salonu ślizgonów. Miał jak na razie dość wrażeń. Musiał nieco ochłonąć.
Draco wyglądał, jakby oberwał w twarz. Oni byli rodziną. Ona go nie zdradzała. Ona go kochała. Ona... No właśnie. Ona chciała, by za nią zatęsknił. Stąd to jej zachowanie, chłód. Dlaczego był takim idiotą? Dlaczego zrozumiał to tak późno? Dlaczego tak ją zranił? Gdyby tylko wiedział. Gdyby wiedział. Przecież mógł z nią być. Był Malfoyem, nikt by mu nie podskoczył. Mógł być taki szczęśliwy. Ale jego pieprzona duma wzięła górę. I ukochaną osobę. Tak, kochał ją szalenie. I zdał sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy ją stracił.
***
Vanessa przemierzała samotnie szkolne korytarze. Nie chciało jej się siedzieć na próbie z Mioną i chłopakami. Postanowiła się przejść. Podziwiała siostrę. Tyle wycierpiała przez Billa a mimo to mu wybaczyła. Była niesamowitą dziewczyną. Zawsze ją podziwiała. Niby taka delikatna i silna zarazem. Od zawsze chciała być taka, jak ona. ale była zupełnie inna. Ostry język, prowokujące ciuchy. Demon seksu, jak mówili na nią znajomi. Zero delikatności czy niewinności. Nie, ona nie była taka. Od zawsze lubiła być w centrum. I zostało jej to do dziś. Tylko jaką cenę musiała za to zapłacić? Za wysoką.
Nagle wpadła na kogoś. Chwila zaskoczenia, otrząśnięcie się i przed oczami stanął jej niebieoskooki blondyn.
– Malfoy – wysyczała wymijając go.
– A ty to kto? – zapytał blondyn idąc za nią.
– Św. Mikołaj
– Nie sądzę
– O jaki postęp
– O co ci się rozchodzi?
– O ciebie i moją siostrę, którą ranisz – odparła znikając za zakrętem. Zostawiła blondyna samego z tysiącem pytań bez odpowiedzi. Hermiona ma siostrę. Dlaczego on o tym nie wiedział? Dlaczego nie powiedziała mu o tym? Nie ufała mu? A może tu chodziło o coś zupełnie innego? Tylko o co...
***
Hermiona siedziała samotnie w sali prób. Miała mętlik w głowie. Co ona zrobiła. On ją zgwałcił a ona mu wybaczyła. To nie jest normalne. Powinna go nienawidzić nad życie a nie umie. Co z nią jest nie tak? Dlaczego zawsze ulega? Nigdy nie stawia na swoim. Dlaczego Vanessa ma w sobie tyle determinacji i siły a ona jest taka słaba. Dlaczego brak jej pewności siebie? A przecież już było dobrze. W końcu nazywa się Riddle. Nie wolno jej się mazać i szlochać. Jest kimś.
***
Wieczór. Zapomniana przez Boga wyspa. Na niej grono zakapturzonych postaci wpatrujących się w napięciu w mężczyznę stojącego na niewielkim postumencie. Czego od nich chciał. Czemu ich wezwał.
– Witajcie przyjaciele. Zastanawiacie się pewnie, kim jestem. Otóż nazywam się Daniel Riddle. Jestem synem waszego Pana, który odszedł w chwale z tego świata. Zamierzam kontynuować zacne dzieło mego ojca. Czy jesteście ze mną? – zapytał mężczyzna spoglądając na tłum. Wszyscy krzyknęli z uciechy. Czyżby nadchodziły nowe, lepsze dla nich czasy? Możliwe. W końcu jaki ojciec taki syn. Czy i w tym przypadku sprawdzi się to powiedzenie?
– Zasada jest prosta. Nie zabijacie tych, którzy są dla mnie ważni. Nie zabijacie osób ważnych dla moich córek. Złamanie tej zasady kosztuje życie. Reszta jest bez zmian. I oczekuję szacunku wobec moich córek. Tak panie Malfoy, to się tyczy głownie pana – rzekł Daniel patrząc uważnie na mężczyznę w masce, spod której wypływały jasne włosy. Ten skłonił się głęboko w akcie zrozumienia i szacunku.
Nadchodzą nowe czasu. Koniec sielanki, która panowała od trzech miesięcy. Czas to zakończyć. Bo przecież nie ma dobra i zła. Jest tylko władza i potęga. Ludzie zdążyli już o tym zapomnieć, ale to nic. Oni z chęcią odświeżą im pamięć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz