poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 5


Malfoy przeciągnął się leniwie na swoim wielkim łożu. Było mu tak dobrze. Do szczęścia brakowało tylko długonogiej blondynki, która gładziłaby jego nagie ciało i szeptała do uszka, że jest bogiem w ludzkiej skórze. Niestety. Trzeba było poczekać z przyjemnościami chociaż kilka dni. Niechętnie wstał i udał się do łazienki. Ułożył włosy i uśmiechając się do swojego odbicia wrócił do pokoju. Założył na siebie pierwsze lepsze ciuchy i wyszedł z dormitorium. Nie musiał się przejmować wyglądem. W końcu nazywa się Malfoy. Jemu we wszystkim jest do twarzy. On w każdej szmacie wygląda, jak bóg. Zdziwił się, gdy w salonie ślizgonów nie zastał Parkinson ani Zabiniego. Sądził, że na niego poczekają. Widać głód nie wybiera. Dostojnym krokiem opuścił salon i samotnie ruszył ku Wielkiej Sali. Jakież było jego zdumienie, gdy i tam nie zastał znajomych. Gdzie oni do diabła się podziali? zastanawiał się nalewając sobie mleka do płatków. Zaczynali go irytować. Wczoraj też zniknęli na kilka godzin i nic mu na ten temat nie powiedzieli. A przecież z Malfoyem się tak nie postępuję. To on zlewa innych, nie na odwrót.
***
Hermiona przeciągnęła się w łóżku otwierając oczy. Uśmiechnęła się do siebie mimowolnie przypominając sobie wydarzenia wczorajszego dnia. Zgaszony Malfoy. Odmowa dyrektorowi. Rozmowa z Blaisem i Pansy. I ich wielkie plany na dzisiaj. Pierwszy dzień nauki nigdy nie wydawał się aż tak cudowny. W dobrym humorze zwlokła się z łóżka i podchodząc do szafy załamała dłonie. I co ja mam niby na siebie założyć? Pomyślała. Klasyczny dylemat dziewczyny. Szafa pęka w szwach od nadmiaru ubrań a ona nie ma co założyć. W końcu skompletowała garderobę i zamknęła się w łazience. Kolejne plusy bycia prefektem. Łazienka do dyspozycji o każdej porze dnia i nocy. Bez limitów i ograniczeń. Cholera. Zaczynam gadać, jak ci z reklam o internecie. Może mnie zatrudnią do następnej? Mniejsza. Hermiona wzięła szybki prysznic, ubrała wybrane przez siebie rzeczy i wróciła do pokoju, by obejrzeć całość w wielkim lustrze wiszącym na szafie. Efekt końcowy prawie ją zadowolił. Krótka, plisowana, czarna spódniczka świetnie się układała, ukazując zgrabne nogi dziewczyny. Srebrne wzorki tylko dodawały jej uroku. Różowa bluzeczka dopasowana w biuście a luźniejsza na brzuchu, delikatnie zakreślała szczupłą figurę, zostawiając miejsce dla wyobraźni. Dekolt nie był wielki. Chciała tylko, by odsłaniał łańcuszek. Dopełnieniem okazała się prosta, biała marynareczka, kilka bransoletek i czarne szpilki. Włosy wyprostowała jednym, prostym zaklęciem. Usta delikatnie musnęła błyszczykiem. Jeszcze raz przejrzała się w lustrze, po czym opuściła pokój.
***
W salonie gryfonów panowało niemałe zamieszanie. Wszyscy w pośpiechu szukali znajomych. Każdy chciał już iść na śniadanie. Nagle wszyscy zamarli i spojrzeli z niedowierzaniem na Hermionę, która spokojnie schodziła po schodach. Uśmiechnęła się delikatnie i podeszła do przyjaciół.
- Hermi? To na pewno ty? – zapytał szeptem Harry, zerkając na niezdolnego do użytku Rona. Niezdolnego? Już tłumaczę. Otóż Ron stał z nieprzytomnym wyrazem twarzy. Jego usta były tak szeroko otwarte, że z powodzeniem powinien dolną szczękę zacząć szukać na podłodze. Nie potrafił wykrztusić z siebie słowa i wyglądał, jakby miał paść na zawał.
- Źle z nim – zawyrokowała dziewczyna uśmiechając się do przyjaciela przepraszająco.
- Cóż śniadanie będzie musiało poczekać. Wybacz Hermiono. Odbierzesz za nas plany?
- Jasne Harry. Zresztą i tak jestem umówiona – odparła dziewczyna i wyszła przez dziurę pod portretem razem z innymi gryfonami, którzy ciągle szeptali za jej plecami. Pod portretem czekała dwójka ślizgonów. Jak było do przewidzenia, nie umknęło to nikomu. Hermiona podeszła do ślizgonów i każdego z nich cmoknęła w policzek, czym zaskoczyła gryfonów. Złapała Blaisa pod lewe a Pansy pod prawe ramię i razem udali się do Wielkiej Sali rozmawiając, żartując i śmiejąc się. Ich głosy odbijały się echem od zszokowanych uczniów, którzy na ten niecodzienny widok stawali, jak wrośnięci, albo wpadali na innych. Czas na wielkie wejście pomyślała dziewczyna po czym przekroczyli próg Wielkiej Sali. Wszyscy uczniowie zamarli. Co niektórym powypadały sztućce z rąk. Hermiona uśmiechnęła się do przyjaciół i ruszyli w kierunki stołu ślizgonów. Ślizgonów? Tak. Nie, nie. Spokojnie. Hermiona nie jest ślizgonem. Jeszcze. Ona po prostu odprowadzała przyjaciół. Zresztą musiała coś przekazać pewnej bardzo tchórzliwej fretce.
***
Draco patrzył oniemiały na Hermionę i JEGO przyjaciół, którzy właśnie weszli do sali. I TRZYMALI SIĘ POD RĘCE. O co do cholery chodzi? Myślał chłopak patrząc, jak zmierzają w stronę ich stołu. Czyżby Granger się zgubiła? Niemożliwe. Pani Idealna nigdy się nie gubi. A propos idealności. Jest strój. Fryzura. Całokształt. Na sam jej widok miał dreszcze i czuł narastające w nim podniecenie. Ona robi mu to specjalnie. Zamierza się nad nim pastwić. Ukarać. A on będzie musiał spokojnie to znosić. Cholera spokojnie?! Niby jak? Mamy pierwszy dzień nauki a on już prawie dostał zawału. Aż się bał, co będzie działo się potem. Nie rozumiał tylko jednego. Dlaczego ona idzie w jego kierunku z Blaisem i Pansy? Przecież oni się nienawidzą. No hello. O co tutaj chodzi? Dlaczego nikt mnie nie kocha? Niech mnie ktoś przytuli. Dobra Malfoy spokój. Zaczynasz powoli świrować mówił do siebie w myślach blondyn. Jak na mój gust, to upominają się o niego w Mungu.
***
Pansy i Blaise zajęli swoje miejsca po obu stronach blondyna uśmiechając się do niego. Poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Odwrócił się powoli i... omal nie spadł z ławki. Chyba umarł i jest w niebie. Jeśli ta dziewczyna już na odległość działa na niego, jak ognista w nadmiarze, to wole nie myśleć, jak to wygląda z bliska.
- Witaj Tleniony – uśmiechnęła się do niego uroczo. Pochyliła się łaskocząc go długimi włosami w rękę – Dzisiaj mamy pierwszy patrol. Jesteś na niego gotowy?
- Gotowy? Wątpię, że będę potrzebował przygotowania – odparł starając się, by jego głos brzmiał chłodno. Uśmiechnął się do tego ironicznie i niby od niechcenia przejechał wzrokiem po jej ciele.
- Żebyś się nie zdziwił kochanie – powiedziała uwodzicielsko prostując się. Cmoknęła Blaisa w policzek, szepnęła coś Pansy na ucho i wróciła do swojego stołu. Nie było na sali faceta, który by się za nią nie obejrzał. A Malfoy po raz pierwszy zatęsknił za szkolnymi szatami. Co ty mi robisz dziewczyno pomyślał patrząc smętnie w owsiankę, jakby to w niej ukryta była przyszłość. Ten rok będzie dużo trudniejszy, niż to sobie wyobrażał. Nie tak to zaplanował. Śmiech. Ubiegła go gryfonka. Taka ujma na honorze. Chyba już nigdy się nie pozbiera. Choć osobiście uważam, że jakaś ładna, zgrabna i powabna laska skąpo odziana poprawiła by mu humor i przywróciła wysoką samoocenę.
***
Profesor McGonagall właśnie szła wzdłuż stołu gryfonów rozdając im plan tegorocznych zajęć.
- A gdzie się podział pan Potter i pan Weasley? – zapytała stając przy Hermionie.
- Harry musiał zająć się Ronem. Nienajlepiej rano wyglądał. Mogę im podać plany – powiedziała dziewczyna uśmiechając się przepraszająco. McGonagall podała jej trzy pergaminy i odeszła mrucząc coś pod nosem na temat słabej odporności dzisiejszej młodzieży. Hermiona spojrzała na plan. Idealnie. Praktycznie wszystkie lekcje mają ze ślizgonami. Chyba po raz pierwszy cieszył ją ten fakt. Zerknęła na stół ślizgonów. Profesor Snape właśnie rozdawał im plany lekcji. Dojrzała przerażenie Malfoya, gdy zauważył, że większość lekcji będzie mieć z gryfonami. Dziewczyna pochwyciła wzrokiem Blaisa, który posłał jej buziaka i zwrócił się do Pansy dyskutując z nią o czymś zawzięcie.
Hermiona dokończyła śniadanie, zawinęła w serwetkę kilka tostów dla przyjaciół i wróciła do wieży, by się spakować. Nie chciała się spóźnić na pierwszą lekcję. A trzeba dodać, że były to eliksiry. Lepiej trafić nie mogła. Już widziała oczami wyobraźni minę Snapea, gdy natknie się na jej nazwisko. Tylko... jak zareagują jej przyjaciele?
***
Draco wracał właśnie do swojego pokoju. Musiał spakować książki. Był zły. Chociaż nie, zły to za mało powiedziane. Był wściekły. Chciał unikać Hermiony a tymczasem będzie ją widywać praktycznie na każdej lekcji. Na dodatek jego tak zwani przyjaciele paradują po Hogwarcie ze szlamą i są z tego bynajmniej dumni. O co im chodzi? O co tu w ogóle chodzi? Co wstąpiło w Hermionę? Co się stało jego przyjaciołom? Czy ten świat już całkiem zwariował. Przecież tak nie wolno. Hermiona nie powinna się tak zachowywać. Nie poznawał jej. Fakt udowodniła mu we wakacje, że jej nie znał. Ale wakacje przy tym, co działo się teraz to pikuś. Teraz to on przeżywał katusze. Jej ponętne ciało prześladowało go na każdym kroku. Gdy kładł się spać miał przed oczami jej twarz. Jej idealne ciało odziane w skąpe bikini. Wstawał z uśmiechem na ustach. Bo ona znowu mu się przyśniła. I tak w kółko od wakacji. Naprawdę dostawał świra. Przez szlamę! Tego jeszcze nie grali.
***
- No nie! Znowu to samo. Oni nie mają litości. Za jakie grzechy? – marudził Ron, gdy całą czwórką szli na pierwszą tego dnia lekcje – eliksiry. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Choć... w głębi duszy odczuwała niepokój. Teraz wszystko wyjdzie na jaw. Wszyscy dowiedzą się, kim jest naprawdę. Czy przyjaciele zrozumieją? A może odejdą? Może Blaise miał racje? Nie... przecież tyle razem przeżyli. Nie mogą jej tak po prostu zostawić. A może mogą? Stanęli pod klasą. Dziewczyna mimowolnie spojrzała na ślizgonów. Uśmiechnęła się do Blaisa i Pansy. Czuła, że ją wspierają. Gdyby nie oni nie dałaby sobie rady. Była im wdzięczna. Zmienili się tak z dnia na dzień. Nawet nie. Z minuty na minutę. Dla niej.
***
Ciche skrzypnięcie drzwi. Wystraszony wzrok uczniów. Wszyscy starali się jak najciszej zająć swoje miejsca. Wypakowali podręczniki i czekali. Profesor spojrzał po wszystkich po czym zabrał się za sprawdzenie obecności. Hermiona była niespokojna. Za chwilę wszystko się wyda.
- Hermiona... – przeczytał nauczyciel i zwątpił. Czyżby błąd? Niemożliwe. Ale... Ona nie może... Jakim cudem? Przecież to niemożliwe. Spojrzał na dziewczynę, która uśmiechała się uroczo. Ona nie mogła. Po prostu nie mogła. Chociaż... Zaczął sobie przypominać. Przed ucztą powitalną dyrektor wziął wszystkich na rozmowę. Mówił, że ten rok będzie pełen niespodzianek. Że ktoś okaże się zupełnie inna osobą. Czyżby chodziło właśnie o nią? – Hermiona Riddle – dokończył po chwili.
- Jestem – odpowiedziała dziewczyna. Po sali przebiegł cichy pomruk. Wszyscy zwrócili wzrok w jej stronę. No to się zaczęło pomyślała dziewczyna.
***
Draco patrzył na nią z niedowierzaniem. To nie mogła być prawda. Ona... Przecież... Nie wiedział, co o tym myśleć. Spojrzał na przyjaciół. Tylko oni nie wyglądali na zaskoczonych. Wiedzieli. Stąd to dziwne zachowanie. Czyżby się jej zlękli? W końcu TO nazwisko budzi respekt, wręcz strach. Spojrzał ponownie na dziewczynę, która uśmiechała się. Nie rozumiał jej. Wyglądała na... dumną. Tylko jak można być dumnym z TAKIEGO nazwiska?
***
Hermiona patrzyła rozbawionym wzrokiem na przerażonych uczniów. Snape nawet nie starał się ich uspokoić. Sam był w ciężkim szoku. Spojrzała na przyjaciół. Patrzyli na nią z niedowierzaniem. Dlaczego wcześniej im nie powiedziała? Dlaczego ją to cieszy? Czy ona do reszty zgłupiała? Nie potrafili jej zrozumieć. W jednej chwili wydała się im zupełnie obcą osobą. Patrzyli na nią tak, jakby widzieli ją po raz pierwszy w życiu. Zabolało ją to.
- Panno Gra... Riddle może mi to pani wytłumaczyć? – zapytał po chwili profesor. Doszedł już trochę do siebie. Dziewczyna widziała w jego oczach strach. Czego się bał? Przecież był wiernym sługą Voldemorta. Nie musiał się niczego obawiać.
- Oczywiście profesorze – powiedziała dziewczyna wstając. Wszyscy zamilkli. Zachowywali się tak, jakby miała za chwilę zacząć ciskać w nich avadami. Hello to nie ta bajka. I nie ten bohater – Mój ojciec jest synem Toma Marvola Riddle. A co za tym idzie ja jestem jego wnuczką – powiedziała spokojnie siadając z powrotem. Wszyscy szeptali między sobą. No tak. Teraz była sławniejsza od swojego dziadka i Pottera razem wziętych. W końcu tego jeszcze nie grali. Szlama, która okazuje się być wnuczką najpotężniejszego czarodzieja? Nazwisko Riddle nadal budziło w ludziach strach. I ona miała tego świadomość.
***
Salon ślizgonów. Na kanapie przed kominkiem siedział Malfoy. Towarzyszyli mu Blaise i Pansy. Był na nich wściekły. Dlaczego to oni poznali prawdę pierwsi? Przecież to on spędził z nią wakacje. To on całował ja i tulił. To on był przy niej. A ona? Zdradziła swoją tajemnicę jego przyjaciołom. Chciała go zranić? No to jej się udało.
- Daj spokój Draco. Wkurzasz się tak, jakby ci na niej zależało – odezwał się Blaise. Wiedział, co było między nim a Hermioną. Ale postanowił zachować tą wiedzę dla siebie.
- To szlama Blaise. Bez względu na to, jakie nosi nazwisko – odparł wstając. Czas na patrol. Cholera. Miał już dość dzisiejszego dnia. Chciał, by się jak najszybciej skończył. Miał nadzieję, że nie będzie skazany na Gran... Riddle. Cholera. Dla niego już zawsze będzie szlamą Granger. Zawsze będzie jego szlamą Granger.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz