poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 12


- Muszę z tobą pogadać – powiedział Bill łapiąc Hermionę za rękę.
– Łapy przy sobie – powiedziała buntowniczo, ale on nadal ją trzymał. W jej oczach zebrały się łzy. Nagle wszystko wróciło. Ta noc. Strach. Ból. Nie wytrzymała tego. Miała dość.
– Zostaw mnie. Wystarczająco mnie już skrzywdziłeś! – wrzasnęła. Ich dość głośna rozmowa przyciągnęła tłumy gapiów.
– O czym ty mówisz? – zapytał zdziwiony chłopak.
– Ty już dobrze wiesz o czym. A może odświeżyć ci pamięć? – zapytała z kpiną Hermiona. Musiała wykrzyczeć mu to w twarz. Inaczej nigdy się od tego nie uwolni. A niczego nie pragnęła bardziej.
– To było dawno i już przeprosiłem – zaczął Bill.
– Przeprosinami nie wrócisz mi cnoty. Ufałam ci. Kochałam. A ty mnie wykorzystałeś – powiedziała głośno akcentując każde słowo – zgwałciłeś mnie i zostawiłeś. Pojechałeś w trasę. Zaliczałeś co popadnie. A o mnie zapomniałeś. Problem w tym, że ja do tej pory nie potrafię zapomnieć tego, co mi zrobiłeś. Co noc budzę się z krzykiem. Wiesz dlaczego? Bo śni mi się tak przeklęta noc, w której nie posłuchałeś. Prosiłam, błagałam. Ale i tak postawiłeś na swoim. Mam nadzieje, że jesteś z siebie dumny. Byłeś tym pierwszym. Pierwszym, który mnie wykorzystał. Który mnie zgwałcił. Nigdy cię nie zapomnę kochanie – powiedziała dziewczyna wybiegając na błonia. Musiała odetchnąć świeżym powietrzem. Miała dość wrażeń, jak na jeden dzień. Potrzebowała spokoju.
***
Na korytarzu zawrzało. Wszyscy patrzyli na Billa z niedowierzaniem. Jak on mógł tak potraktować tę dziewczynę. Co z niego za facet? Chłopak spuścił wzrok i odszedł w tylko sobie znanym kierunku. Pozostawił za sobą groźne spojrzenia, wstyd. Chciał zapaść się pod ziemię. Przeklęty alkohol....
Draco był wstrząśnięty tym, co właśnie usłyszał. On ją zranił. Zranił jego Hermionę. Niech no tylko go dorwie.
– Spokojnie kowboju. Mamy większy problem – powiedziała Vanessa podchodząc do blondyna, który spojrzał na nią wymownie.
– Co masz na myśli?
– Ty już dobrze wiesz co. Idziemy pogadać z Hermioną – powiedziała ciągnąc go za sobą. Nie miał wyjścia. Wolał nie stawiać oporu. Ona nie wyglądała na naiwną panienkę, która nabierze się na jego piękne oczy i słodkie słówka. Chociaż pozory czasem mylą. Znaleźli Hermionę nad jeziorem. Siedziała skulona i kołysała się lekko w rytm tylko sobie znanej piosenki. Na dźwięk zbliżających kroków odwróciła się. ulżyło jej, gdy ujrzała swoją siostrę i Malfoya. Była w stanie znieść wszystkich prócz Billa. Po tym wszystkim, co dzisiaj powiedziała bała spojrzeć się mu w oczy.
– Miona mamy problem – powiedziała bez wstępów Nessa.
– Co masz na myśli? – zapytała ze strachem Hermiona. Spojrzała na Malfoya, ale jego niezbyt inteligentna mina świadczyła o tym, iż nie wie, o co chodzi Vanessie.
– To – powiedziała. Złapała Malfoya za lewą dłoń i podciągnęła jego szatę ukazując mroczny znak. Znak, którego nie powinno być prawie widać a tymczasem wyglądał, jakby wypalono go przed sekundą.
– Pogięło cię?! – wrzasnął Malfoy zakrywając ramię.
– Och przymknij się – powiedziała Vanessa i przywaliła mu z otwartej dłoni w twarz. Chłopak zachwiał się patrząc na nią ze wściekłością. Nerwy go poniosły. Choć nigdy nie był damskim bokserem. Oddał jej. I pożałował tego. Ostatnie, co zobaczył zanim stracił przytomność, to przestraszony wzrok Hermiony. Potem pochłonęła go ciemność...
***
- Nessa na litość boską, mogłaś go zabić. Dobrze, że nic mu nie jest – powiedziała gryfonka wychodząc ze Skrzydła Szpitalnego.
– Mniejsza o tlenionego. Mamy większy problem na głowie. W naszym tatusiu obudziły się geny dziadka.
- Wiem, ale co my możemy?
– Z tego, co się orientuję, to wiele. Gorzej będzie z tymi, którzy są na wolności a nie zjawili się na zebraniu – odparła Vanessa spuszczając wzrok.
– Trzeba powiedzieć Dumbledorowi – zawyrokowała Hermiona udając się do jego gabinetu. Jakby i bez wybryków tatusia nie miała wiele na głowie. Nie mógł opanować tej chęci mordu jeszcze przez tydzień?
***
Malfoy obudził się po dwóch dnia. Ale uraz pozostanie mu do końca życia. Już nigdy nie podniesie ręki na dziewczynę. Nawet, gdyby mu zapłacili.
– Dobrze, że się pan obudził. Dyrektor pana oczekuje – powiedziała pani Pomfley podchodząc do blondyna. Podała mu jakiś eliksir i wypuściła. Chłopak niepewnie zmierzał w stronę gabinetu dyrektora. Nie wiedział, co czeka go za drzwiami. Oberwie za bójkę z siostrą Miony?
– Witamy, panie Malfoy. Proszę zająć miejsce koło panny Riddle – powiedział dyrektor uśmiechając się dobrotliwie. Draco spojrzał na niego z niesmakiem i usiadł obok Hermiony. Rzucił na nią szybkie spojrzenie, po czym utkwił wzrok w dyrektorze.
– Mamy kłopoty. Daniel postanowił kontynuować dzieło swojego ojca. Odbyło się już pierwsze zebranie, na którym ani pan, ani pan Zabini się nie stawiliście. A to oznacza, że wylądowaliście na czarnej liście. Jesteście pierwsi do odstrzału, jak to ujęła przed chwilą panna Riddle.
– Czy twojego tatusia już całkiem przygrzało? Dlaczego twoja rodzina nie może być normalna? – zapytał z wyrzutem blondyn.
– Ty się mojej rodziny nie czepiaj, bo twoja nic lepsza nie jest – wysyczała przez zęby dziewczyna. Rzuciła mu mordercze spojrzenie, którego nie powstydziłby się nawet sam Lord Voldemort. Chłopak skulił się na swoim miejscu przenosząc wzrok ponownie na dyrektora.
– Vanessa mówiła, że wasza letnia rezydencja stoi pusta. Możecie się tam przenieść na jakiś czas.
– My? Czyli kto? – zapytał Malfoy patrząc ze strachem na Hermionę.
– Pan, panie Malfoy, pan Zabini i panna Riddle – odparł spokojnie dyrektor.
– Pan chyba kpi – warknęła Hermiona – nie zamierzam doprowadzić rezydencji do ruiny. Tata by się wściekł.
- Musicie nauczyć się współpracować – powiedział dyrektor zerkając groźnie na uczniów.
- Jasne a potem dosiądziemy różowych kucyków i pognamy na sam koniec tęczy - odpowiedziała z kpiną Hermiona. Jednak wzrok dyrektora mówił sam za siebie - czyli mamy już siodłać kucyki?
– Dokładnie panno Riddle. Jutro się przenosicie. A teraz dobranoc.
No to pięknie. Ale się urządziłam myśli dziewczyna zmierzając do swojej sypialni. Tata się wkurzy, jak się dowie. A dowiedzieć się nie może.
***
Zimowa rezydencja państwa Riddle. Daniel siedział przy kominku notując coś zawzięcie w notesie. Jane, jego żona krzątała się po kuchni szykując kolację. Niepokoiło ją zachowanie męża. Dawno nie widziała w jego oczach takiej pasji. I to zaczynało ją powoli przerażać.
– Dan, może zostawisz na chwilę ten przeklęty notes i porozmawiajmy – powiedziała siadając koło męża.
– O czym chcesz pogadać? – zapytał Daniel przeglądając swoje notatki – coś ci się w tym wszystkim nie podoba?
– Nie o to chodzi, choć nie pochwalam tego. Myślałam, że zasady Toma to historia. A myślałeś może o dziewczynkach. O tym, co one na to?
– Spokojnie. Włos im z głowy nie spadnie. To główna zasada. Maja takie same prawa, jak ja. Nikt ich nie skrzywdzi. Ani nie skrzywdzi tych, którzy są dla nich ważni. O wszystko zadbałem – powiedział Daniel wychodząc z pokoju. Jednak według Jane nie o wszystko zadbał. I z całą pewnością dziewczyną się to nie spodoba. Ale w tej sytuacji niewiele mogła zrobić...
***
Hermiona wpadła do salonu gryfonów niczym burza. Warczała i szeptała coś sama do siebie ostro przy tym gestykulując. Wszyscy schodzili jej z drogi patrząc na nią z przerażeniem. W końcu to wnuczka Voldemorta. Nie wiadomo, co jej odbije.
– Ekhem, Hermiono? Wszystko w porządku? – zapytała niepewnie Ginny podchodząc do przyjaciółki?
– NIE! Nic nie jest w porządku! – wrzasnęła Miona – w moim tacie obudziły się geny dziadka. Zapragnął mordować a ja muszę się ukrywać w debilami ślizgonami!
– Twoja rodzina nie jest normalna Granger – powiedział Harry – no to powtórka z rozrywki.
– Po pierwsze nazywam się Riddle a po drugie trzymaj się z daleka od mojej rodziny. Już pozbawiłeś mnie dziadka. Ojca nawet nie tkniesz – warknęła dziewczyna.
– Słyszycie ją? Zabiłem jej dziadka. A ciekawe co by było, gdyby Voldemort żył? Co byś zrobiła?
– Nie wiem, bo go nie ma. Nawet nie miałam okazji z nim pogadać – powiedziała dziewczyna spuszczając wzrok.
– O to dziadziusiem Voldziusiem da się rozmawiać? Nie zauważyłem. We mnie tylko ciskał avadami – zadrwił Harry podchodząc do dziewczyny – w rzeczywistości był nikim. Tak, jak twój ojciec.
– Nie igraj ze mną Potter dobrze ci radzę – wysyczała dziewczyna rzucając w jego stronę mordercze spojrzenie.
- A to niby dlaczego?
– To jestem ulubienicą tatusia. Jedno słówko a już po tobie. Voldemort był jeden. Nas jest troje – powiedziała i pobiegła do swojej sypialni. No to się wkopała. Choć w sumie, czemu nie? Może być fajnie. Gorzej już na pewno nie będzie, więc czemu by nie spróbować? Ale to potem. Na razie musi pilnować dwóch śmierciożerców od siedmiu boleści. I to w dodatku w letniej rezydencji. A co jeśli nadal mieszka tam Jack? Nie chciała się z nim na razie widzieć. Za dużo tego wszystkiego, jak na jedną nastolatkę. Może ten wyjazd dobrze jej zrobi? Zespoli się ze ślizgonami. A potem założą rodzinę i będą żyli długo i szczęśliwie mordując niewinnych ludzi. Tak jasne, a Dumbledore kochał się we Voldemorcie. Chociaż po tym zbzikowanym starcu można się wszystkiego spodziewać.
***
Bill wrzucał bez składu i łady swoje rzeczy do torby. Rozglądał się dokoła, czy ma już wszystko. Nagle drzwi otwarły się i stanął w nich Tom. Jego twarz ułożyła się w znak zapytania.
– A ty to niby co robisz?
– Pytasz a widzisz. Pakuję się. spadam stąd. To nie miejsce dla mnie – powiedział czarny zapinając torbę.
– Chodzi o Mionę prawda? Narobiła ci obciachu i zszargała reputację, więc uciekasz. Szkoda, że ona nie może uciec od wspomnień – rzucił dredziarz zatrzaskując za sobą drzwi. A chrzanić go pomyślał Bill. On nie zamierzał spędzić w tym zamku ani sekundy więcej. Miał dość do końca życia. Jak ona śmiała ośmieszyć go przed tymi frajerami? Co z tego, że ją skrzywdził. Przeprosił. Niby co jeszcze powinien zrobić? Błagać na kolanach o przebaczenie? Litości. On nie zamierza się płaszczyć przed dziewczyną. Nawet jeśli ją kocha...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz