poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 13

Zamknij oczy cofnę czas
by nie było dawno nas...


Hermiona stawiła się w Sali Wejściowej z niewielkim bagażem. Miała nadzieje, że ich wycieczka nie potrwa zbyt długo. Już na samą myśl o mieszkaniu ze ślizgonami dostawała palpitacji. Gdyby tylko tatuś wiedział kogo ona przygarnęła pod ich dach. Dobrze, że on nie może się o niczym dowiedzieć. Czekała tupiąc niecierpliwie nogą. Niegrzecznie jest się spóźniać. Dlaczego co niektórym brak ogłady i odrobiny kultury? Powinny być dodatkowe zajęcia z wychowania. Zza rogu wyłonili się oczekiwani chłopacy. Obaj ziewając tak szeroko iż dziewczyna bez problemu mogła sprawdzić, czy posiadają wszystkie zęby. Obowiązkowe zajęcia z wychowania dodała w myślach przewracając oczami.
– Kochanie nie tak ostro. Zapowiada się ciekawa wycieczka – powiedział Draco uśmiechając się zabójczo.
– Zależy dla kogo cudownie – warknęła i wyszła na błonia. Ślizgoni podążyli za nią. Zatrzymała się dopiero za bramą.
– No dobra podajcie mi dłonie – powiedziała starając się ukryć obrzydzenie.
– A po co? – zapytał inteligentnie Zabini. Uwielbiał drażnić swoją kuzynkę. I coraz częściej zaczynał działać jej tym na nerwy.
– By się teleportować kochanie. Chyba, że wiesz, gdzie znajduje się nasza ukryta przed światem letnia rezydencja – odparła kpiąco. Zaczynała żałować, że jest tym, kim jest. Dużo bardziej odpowiadała jej rola szlamy. Przynajmniej nikt nie liczył się z jej zdaniem i na ogół ignorował. Nadal przeszkadzało jej to, że budzi spore zainteresowanie. I pomyśleć ile może zmienić nazwisko.
Chłopacy bez słowa podali jej swoje dłonie. Zabini wspaniałomyślnie złapał jej bagaż.
***
O cholera
Tylko na takie słowa zdobył się Malfoy, gdy wylądowali w przestronnym salonie letniej rezydencji państwa Riddle.
– Daj spokój Malfoy. Nie takie rzeczy już widziałeś, prawda? – zakpiła dziewczyna kierując się na piętro. Chłopcy udali się za nią w nadziei, że pokaże im ich pokoje. I nie zawiedli się. A co do ich pokoi. Były przestronne, gustownie urządzone. Było widać, że ludzie mają kasę, ale nie afiszowali się z nią. Wszystko zdystansowane. Zero przesady. Wszystko było niezwykle urzekające i takie proste zarazem. Praktycznie niemożliwe do opisania. Draco nie potrafił z niczym porównać tego wrażenia, które wywarł na nim ten dom. Czuł się w nim dobrze. I bezpiecznie. Jak nigdy wcześniej. Mógłby tu zostać do końca życia. A jednak do pełni szczęścia brakowało jeszcze czegoś. A raczej kogoś.
Pierwszej nocy nawet nie zmrużył oka. Wciąż mu się zdawało, że słyszy, jakby ktoś grał na fortepianie. Ale muzyka dobiegała z daleka i nie był pewien, czy działo się to naprawdę. A mimo to melodia urzekła go. Była taka spokojna i trudna do rozszyfrowania. Niby niosła ze sobą ukojenie a jednak wyczuwało się w niej nuty smutku, tęsknoty. Czegoś trudnego do opisania. Po raz kolejny w ciągu zaledwie kilkunastu godzin zabrakło mu epitetów. Aż się bał, co będzie, gdy pomieszka tu dłużej.
***
Hermiona leniwie oderwała palce od klawiszy. Wcale nie chciała, ale czuła, że powinna już zakończyć swój koncert. Choć tak dawno nie grała nadal świetnie jej szło. Tęskniła za wakacjami, które tu kiedyś spędzała. Za wieczorami w towarzystwie mamy, która sadzała ją sobie na kolanach i uczyła pierwszych akordów. To dzięki niej pokochała muzykę. To właśnie mama zaszczepiła w niej to, co uwielbiała w sobie najbardziej. Bo muzyka tak wiele wnosiła do jej życia. Była obecna w najważniejszych momentach jej życia. Wyrażała uczucia lepiej niż puste słowa rzucane na wiatr. Dawała nadzieję. Pomagała się pozbierać.
Muzyka to najlepsze, co ją w życiu spotkało. Bo dzięki niej, jej życie nie było takie ponure. Nie musiała dusić w sobie wszystkich trosk i smutków. Zamieniała je na nuty i wygrywała. Czasem pisząc również piosenki. O tym, co było dla niej ważne. A ostatnio o kimś, kto był całym jej życiem.
***
Draco obudził się dość wcześnie. Pogoda za oknem dopisywała. Miał nadzieje, że uda mu się popływać trochę w basenie na tarasie. Zszedł do kuchni. Ten dom do przerażał. Był taki wielki. Póki co potrafił bez problemu trafić do swojej sypialni, kuchni, która była połączona z jadalnią. Nigdzie indziej się nie zapuszczał w obawie, iż się zgubi. Był ciekawy, jak urządzono salon, ale z tego, co mówiła mu Hermiona znajdował się w prawym skrzydle, czyli tam, gdzie jeszcze nie zawędrował i nie zamierzał wędrować samemu.
– O Malfoy, jak miło, że wstałeś. Śniadanie czeka w jadalni – powiedziała Hermiona wchodząc do kuchni przez drzwi, które znajdowały się obok tych od jadalni. Dracona zaciekawiło skąd wracała. Ten dom był jedną wielka zagadką. I coraz bardziej pragnął ją zgłębiać.
– Eee dzięki – bąknął spuszczając wzrok. Mimo wszystko krępowało go, że ona szykowała mu śniadanie. Ruszył w stronę drzwi od jadalni, ale zawahał się.
– Hermiono? Pokażesz mi później dom? Trochę mnie przeraża nadmiar nieznanej przestrzeni – powiedział cicho bojąc się reakcji dziewczyny. Ta tylko uśmiechnęła się delikatnie i skinęła głową.
– Czekaj na mniej w jadalni za godzinę. Teraz musze gdzieś wyjść, ale jak wrócę, to z chęcią pokażę ci resztę domu – powiedziała wychodząc.
***
Bermudy. Tak bardzo kochała te wyspy. Miały w sobie to coś. A może chodziło o wspomnienia? W końcu tutaj spędziła najpiękniejsze chwile swojego życia. Nie licząc ostatnich wakacji. Chwil spędzonych z Malfoyem. Od razu wyrzuciła te wspomnienia z głowy. To przeszłość. Nigdy nie wróci. Pokręciła głową. Śmiała się z własnej naiwności. Liczyła, że ten wyjazd zbliży ich do siebie. Jak mogła być aż taka głupia? Przecież to Malfoy, który teraz płaszczy się przed nią, bo boi się o własny tyłek. Nie dlatego, że mu zależy. Bo zależy, ale na własnym życiu. Nie na tym, co kiedyś między nimi chyba było. Bo już nawet tego nie była do końca pewna. Może po prostu wtedy tylko śniła?
***
Draco rozejrzał się po kuchni. I co on ma robić przez godzinę? Zanudzi się. spojrzał na zegarek. Nie minęło nawet pięć minut a on już miał dosyć czekania. Postanowił zobaczyć, co kryje się za drzwiami, w których pojawiła się niedawno Hermiona. Rozejrzał się. Zabini pewnie nadal smacznie spał. Oprócz nich nikogo nie było w domu. jeśli postara się nie zgubić drogi to wróci na czas do kuchni. Odetchnął i otwarł drzwi. W korytarzu panowała ciemność. Ruszył niepewnie przed siebie. Nagle usłyszał trzask. Zanim zdążył jakoś zareagować wisiał pod sufitem głową w dół. Jedyne, co słyszał to czyjś śmiech. Rozglądał się, ale nikogo nie dostrzegał. Aż przed nim nie wyrosła postać dorosłego i niezbyt zadbanego mężczyzny. Wystraszył się nie na żarty.
– AAAAAAAAAAAAAAAAA!! – jego krzyk niósł się echem po korytarzu.
– I czego się tak drzesz szczurze lądowy? Mało ci adrenaliny? – zapytał mężczyzna podchodząc bliżej – liczyłem złapać coś okazalszego, ale widać zostały same ochłapy.
– Wypraszam sobie. Czy ty wiesz, do kogo mówisz? – oburzył się Draco. On i ochłapy? Dobre sobie.
– Nie, ale niezbyt mnie to obchodzi chłopcze. Omal znowu nie wylądowałem za kratami. Daj się pocieszyć wolnością. Nie zatruwaj mi powietrza swoim bełkotem – odparł mężczyzna wzdrygając się nieco. Był już za kratami? No pięknie. Nie dosyć, że brzydki i niewychowany to jeszcze kryminalista. Masz za swoje uparciuchu. Zachciało ci się pierwszych wycieczek, myślał chłopak spoglądając niepewnie w stronę owego kryminalisty.
– A tak w ogóle to jak cię zwą? – zapytał niepewnie Draco.
– Nazywam się kapitan Jack Sparrow – odparł mężczyzna dumnie wypinając pierś. W tej samej chwili do korytarza wpadł wystraszony Blaise.
– Draco usłyszałem krzyk i... – jednak nie skończył. Gdy tylko dostrzegł przyjaciela wiszącego pod sufitem dostał ataku śmiechu.
Pięknie, on się śmieje a mnie przetrzymuje jakiś świr, który myśli, że jest piratem. Draco aż sam przestraszył się swoich myśli. Wolał nie wypowiadać już ani słowa. Jack patrzył niepewnie to na jednego to na drugiego. Skąd oni się tu u diabła wzięli, zachodził w głowę.
– Nie chcę przerywać sielanki, ale zakłócacie mi spokój – powiedział Jack – brudne psy. Do kubryku z takimi – mruczał pod nosem oddalając się w głąb korytarza.
– Kto to u diabła był? – zapytał Zabini, gdy wyplątał kumpla ze sznura (co nie było takie łatwe. Węzeł dobrze trzymał) i usiedli w kuchni pijąc melisę. Draco potrzebował czegoś na uspokojenie a tylko to było pod ręką.
– Jakiś psychopata, który myśli, że jest Jackiem Sparrowem – odparł Draco upijając łyk herbaty.
– Kapitanem Jackiem Sparrowem – poprawił go Blaise uśmiechając się głupkowato. Nadal miał przed oczami Malfoya wiszącego głową w dół.
***
Hermiona wpadła do kuchni z uśmiechem na ustach. Udało jej się wszystko załatwić i miała nie najgorszy humor, który poprawił jej się , gdy ujrzała chłopaków siedzących przy blacie kuchennym. Dlaczego? Bo Draco wyglądał, jakby mu ktoś powiedział, że jest brzydki. A Blaise trząsł się koło niego z trudem powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Uniosła do góry brwi ze zdziwienia i podeszła do nich.
– Coś przegapiłam? – zapytała spoglądając na nich – och melisa. Ktoś ma problemy z nerwami?
Chciała dodać coś jeszcze, ale przerwał jej głośny śmiech Blaisa, który tarzał się po ziemi. Spojrzała na niego z politowaniem. W takich chwilach naprawdę zaczynała wierzyć, że ludzie pochodzą od małp. A przynajmniej faceci.
– Co mu się stało?
– Jemu? Co mnie się stało. Napadł mnie jakiś psychopata, któremu poprzestawiało się w głowie! – krzyknął Malfoy zrywając się z krzesła.
– Malfoy psychopaci zazwyczaj mają poprzestawiane w głowie – powiedziała łagodnie dziewczyna.
– Ty nie rozumiesz. On uważa, że jest Jackiem Sparrowem. No wiesz, tym legendarnym piratem.
– Kapitanem Jackiem Sparrowem. I wiem, kim on jest. A na pewno nie jest psychopatą.
– Ale on powiesił mnie pod sufitem głową w dół – poskarżył się Draco płaczliwym głosem pięciolatka.
– Spokojnie. Jack nie jest aż taki zły – dodała i zawołała głośniej – Jack pozwól na chwilę.
– NIE! – wrzasnął chłopak i wybiegł z kuchni jak poparzony. Drzwi uchyliły się i stanął w nich Jack.
– Miona no nareszcie. Co to za parszywe psy włóczą ci się pod nogami? – zapytał spoglądając na Zabiniego, który nadal nie potrafił zapanować nad śmiechem.
– To mój kuzyn – odparła beznamiętnie nawet na niego nie patrząc – zapadłeś na Malfoya?
– Na tego tlenionego szczura? Skądże. Sam wpadł w pułapkę – odparł z uśmiechem na ustach.
***
- A więc sprowadziłaś go kilka lat temu przez przypadek i nie wiesz, jak go odesłać?
– Wiem, ale on nie chce wracać. Tu mu dobrze. Nikt go nie ściga. No prawie nikt. Zresztą stał się już członkiem rodziny – powiedziała dziewczyna posyłając Jackowi szczery uśmiech. Malfoy siedział niepewnie w drugim końcu wielkiego salonu i rzucał przestraszone spojrzenia w stronę pirata. Nadal się bał, że znowu padnie ofiarą jego szalonych pułapek. Dla zabicia czasu i zajęcia czymś oczu rozglądał się po pomieszczeniu. Jego wzrok natrafił na wielki, biały fortepian. Przypomniał sobie o melodii, którą słyszał w nocy. Czyżby to Hermiona tak pięknie grała? Nie, niemożliwe. Owszem umiała śpiewać, ale nigdy nie widział, by grała. Chyba, że na gitarze.
***
Noc.
Hermiona po raz kolejny urządzała koncert dla niemych, nieobecnych widzów. Lecz tym razem czuła, że nie jest do końca sama. Gdy jej ulubiona melodia dobiegała końca, coś a raczej ktoś wskoczył zwinnie i bezszelestnie na fortepian.
– Witaj piękna. Dawno cię nie widziałem. Piękna melodia – powiedział ów przybysz uśmiechając się uroczo. Dziewczyna odwzajemniła ten gest...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz