sobota, 6 kwietnia 2013

SEKRET - Rozdział 11

6 komentarzy:
Bardzo, bardzo was przepraszam, ale zostałam pozbawiona internetu i teraz mam do niego dostęp tylko wtedy, gdy wybieram się w odwiedziny do mamy, a to ostatnio nie dzieje się zbyt często. Mam nawał pracy, mało czasu na cokolwiek, ale postaram się dodać kolejny rozdział do końca tego miesiąca. Dziękuję za liczne komentarze pod poprzednim rozdziałem, które dały niesamowitego kopa mojej wenie. I pamiętajcie, że to Wy motywujecie mnie swoimi komentarzami do pisania także klawiatury w dłoń i piszcie, co sądzicie o nowym rozdziale.
pozdrawiam :)





Cisza ogarnęła ciemny salon, w którym siedziała Hermiona z kubkiem zimnej już herbaty. Miała wrażenie, że cały świat pogrążył się w niespokojnym śnie. Wciąż rzucała ukradkowe spojrzenia w stronę drzwi, jakby spodziewała się, że ktoś zaraz je wyważy. Od kiedy stała się takim cholernym, małym paranoikiem? Miała nadzieję, że wszystko w końcu zacznie się układać. Tydzień temu Draco pochował żonę i od tego czasu nie miała z nim kontaktu. Nieco ją to martwiło. Czyżby zdał sobie sprawię, że pakowanie się w cokolwiek z nią nie ma najmniejszego sensu? A co z Julią? Dziewczynka każdego dnia pytała o tatę, który nie dawał znaku życia. Mimo że Hermiona pisała do niego już dwa razy. Miała powoli tego dość. Zaczynała szczerze żałować, że zgodziła się na awans. Mogła dalej wieść spokojne życie z dala od tego wszystkiego. Z dala od Niego. Westchnęła cicho i wstała. Nie było sensu w tym, co robiła. Musiała poczekać i zobaczyć, co przyniesie czas. Odstawiła kubek do zlewu i udała się do sypialni. Choć sens długo nie nadchodził nie poddawała się. W końcu zmęczona walką ze swoimi myślami zasnęła.



Blaise chodził nerwowym krokiem po swoim gabinecie. Nie miał pojęcia, co wyprawiał jego przyjaciel, ale obiecał sobie, że gdy tylko go zobaczy to rzuci w niego czymś paskudnym. Jak mógł z premedytacją ranić Hermionę i Julkę? Zwłaszcza po tym, co ostatnio się działo i jak publicznie stanął w jej obronie. I choć Hermiona nie mówiła o tym głośno to wiedział, że cierpiała. Znał ją aż za dobrze, by tego nie zauważyć, choć reszta jej otoczenia żyła w błogiej nieświadomości. Ta dwójka doprowadzała go do szału. Tak bardzo chciał, by wreszcie byli szczęśliwi i naprawdę robił wszystko, co mógł. Gdyby tylko jego przyjaciel przestał być takim idiotą.

Zerknął na zegar, który wskazywał za pięć siódmą. Zdjął fartuch i udał się w stronę wyjścia. To był męczący dyżur i potrzebował odrobiny snu zanim pójdzie przekląć Mafoya.



Draco przechadzał się po salonie swojej rezydencji, która wydawała mu się bardziej pusta ni zazwyczaj. Nie widział Hermiony od tygodnia i czuł, że dłużej nie wytrzyma. Z drugiej strony bał się spojrzeć jej w oczy, bo nie wiedział, co powinien zrobić. Rzucić się jej na szyję i błagać, by dała mu szansę czy być zimnym i nieczułym. Żadna z opcji nie wydawała mu się wystarczająco właściwa. Niemal rwał włosy z głowy w bezsilnej złości.
Wciąż miał wrażenie, że kluczy złą drogą, która prowadzi donikąd. Że cisza, która zapanowała między nim a Hermioną odbierała mu ją. Każda godzina oddalała od niego szczęście, które było na wyciągnięcie ręki. Dlaczego tak bardzo bał się zrobić pierwszy krok? Nigdy nie był tchórzem. Zawsze uważał się za osobę pewną siebie i upartą, która nigdy nie rezygnowała z celów, które sobie stawiała. Przecież stawił czoła Voldemortowi, rebelii, którą wszczął ojciec kobiety a nawet wampirowi, który zabiegał o względy jego ukochanej. Więc co, na gacie Salazara się z nim teraz działo?
Zerknął na stolik do kawy. Leżały na nim dwa listy, które dostał od Hermiony. W każdym pytała, kiedy ich odwiedzi, bo Julka tęskni za ojcem. Nie odpisał na żaden z nich. Nie wiedział, co. I nienawidził się za to z całego serca. Potrzebował ich, a one potrzebowały jego. Musiał tylko się przełamać i zrobić pierwszy krok. Usiadł na kanapie i zaczął intensywnie myśleć. Musi zrobić coś, co sprawi, że mu wybaczą i dadzą jeszcze jedną szansę. Tylko, co mogło tak podziałać? Nagle pacnął się w głowę i niemal warknął na swoje chwilowe zaćmienie mózgu.
Wakacje.
Przecież obiecał Hermionie, że zabierze je na wakacje. I wiedział, kto mógł mu w tym pomóc. Zerknął na zegar. Było po ósmej rano. Blaise na pewno odsypiał teraz nocny dyżur. Poczekała i popołudniu go odwiedzi. W nim ostatnia nadzieja. A potem niech się dzieje, co chce.


- Kogo na Merlina niesie o tak karygodnej porze? - dobiegło zza drzwi złożeczenie bruneta, który przecierając zaspane oczy szedł odtworzyć przybyszowi. W ręce ściskał różdżkę gotowy przekląć niegodziwca, który odważył się zakłócić mu sen. - Ohh Draco wejdź proszę. Miałem się do ciebie dzisiaj pofatygować.
- Widać nie będziesz musiał – odpowiedział blondyn uśmiechając się kpiąco na widok rozczochranej głowy przyjaciela. Udał się za nim do niewielkiego salonu i rozgościł czekając, aż mężczyzna wróci z kubkami kawy. Po chwilo milczenia, która między nimi zapadła opowiedział przyjacielowi o planie, na który wpadł. Brunet słuchał w ciszy potakując ruchem głowy. Był zadowolony widząc pasję i ekscytację w oczach blondyna. Może jednak jeszcze go nie przeklnie i zobaczy co wyniknie z jego planu?


- Hermiono przepracowujesz się. Musisz odpocząć. Weźmy tydzień wolnego i pojedźmy do letniej rezydencji, co ty na to?
- No nie wiem Blaise, czy dostaniemy teraz wolne. Wiesz, jaki młyn panuje w szpitalu.
- O to się nie martw. Już wszystko załatwiłem. W piątek wyruszamy.

Kobieta zaśmiała się i kręcąc głową wróciła do swojego gabinetu. Może Blaise miał racje. Trochę wolnego dobrze jej zrobi. I wreszcie spędzi czas z córką, dla której ostatnio miała znikome ilości czasu. Żałowała tylko, że nie zobaczy się z Jackiem. O tej porze roku wypływał, by napadać na wycieczkowe statki i straszyć bogu ducha winnych ludzi, którzy wybrali się w rejs. Może następnym razem zaplanuje wakacje tak, by mieć szansę się z nim spotkać. Powróciła do sterty papierów, która niewinnie zerkała na nią z blatu biurka. Jeszcze tyko dwa dni i żadne papiery nie będą jej zawracać głowy.


- Chyba żartujesz Diable. Mieliśmy razem się tam wybrać.
- Wiem, ale to nie może poczekać. Dołączę do was w sobotę. Poradzicie sobie ten jeden dzień beze mnie . Wierzę w was.
- Jesteś niemożliwy.

Mimo wszystko uśmiech zagościł na jej twarzy. Zmniejszyła torby chowając je do kieszeni i chwyciła w ramiona córeczkę. Wyszły poza obszar antyteleportacyjny, który otaczał jej dom i z cichym pyknięciem zniknęły zostawiając za sobą zadowolonego mężczyznę. Gdyby tylko wiedziały, co je czeka na wyspie udusiłyby go.


Na wyspie świeciło gorące słońce. Hermiona postawiła córeczkę na złocistym piasku i ruszyła w stronę rezydencji, która przed nimi majaczyła. Odkąd urodziła się Julka bywała tu tylko na chwilę, by sprawdzić, czy niczego nie brakuje Jackowi. Rozglądała się chłonąc widok błękitnej wody po lewej stronie. Jak tylko się rozpakują pójdą na plażę. Szkoda marnować taką pogodę i czas. W końcu mają tylko tydzień.

Gdy tylko weszła czuła, ze coś jest nie tak. Ktoś był w rezydencji. Czyżby Jack odpuścił sobie w tym roku maraton łupiecki? Niemożliwe. Zawsze z utęsknieniem czekał na ten czas. Powiększyła bagaże zostawiając je w holu i ruszyła do salonu opowiadając córeczce o rezydencji i wakacjach, które tu spędzała. Julka z szeroko otwartymi oczami podziwiała wszystko, co ją otaczało. A gdy stanęła w drzwiach salonu uśmiech ozdobił jej twarz.

- Tatuś! - zawołała i podbiegła do mężczyzny, który stał na środku pokoju. Hermiona zamarła. Co on tutaj robił? Skąd wiedział, że one tu będą? Chyba, że...

- Jestem taka głupia.
- Hermiono ja... Przepraszam. Byłem takim idiotą. Nie wiedziałem, jak się zachować więc milczałem, ale to mnie zabijało, więc wpadłem na ten pomysł, a Blaise zgodził się mi pomóc. Proszę wybacz mi.

Kobieta przez chwilę milczała przyglądając się blondynowi, który trzymał w ramionach najważniejszą osobę w jej życiu. Analizowała w myślach jego wypowiedź szukając czegoś, co mogłoby ją zaniepokoić, ale niczego takiego nie znalazła. Uśmiechnęła się więc delikatnie i podeszła do niego, by już po chwili tonąć w jego objęciu.

- Czy teraz już nas nie zostawisz? - zapytała dziewczynka zerkając z nadzieją na ojca.
- Jeśli twoja mama mi na to powoli, to już was nie zostawię – powiedział Draco całując córeckę w czoło.

Hermiona tylko uśmiechnęła się i musnęła ustami policzek blondyna. To była dla niego wystarczająca odpowiedź.