poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 4


Pierwszy września. Peron 9 i 3/4. Gwar. Roznoszące się echem rozmowy uczniów, którzy spotkali się po dwumiesięcznej przerwie. Śmiech rozbrzmiewający z każdej strony. Wśród tych znajomych dźwięków jeden stanowczo się wyróżniał. Stukot obcasów o brukowaną drogę. Kim była owa właścicielka czarnych szpilek? Hermiona Granger. To jej kroki roznosiły się echem. Długa do kolan czarna spódnica kołysała się wokół jej nóg a dopasowana beżowa bluzka z dekoltem odsłaniała przepiękny łańcuszek z przywieszką wysadzaną diamentami. Najpiękniejszy prezent urodzinowy, jaki kiedykolwiek dostała. Gdzieś w oddali usłyszała, jak ktoś woła jej imię. Odwróciła się i na kogoś wpadła.
- przepraszam - powiedziała stając na własnych nogach i odwracając się w stronę wybawcy - Blaise dobrze, że cię spotkałam
- uważaj Miona. Szkoda byłoby takich nóg - powiedział uśmiechając się.
- hej Diable. Jak dobrze, że cię spotkałam. Pamiętasz, że jesteśmy umówieni? - zapytała rozglądając się niespokojnie. W tłumie dostrzegła zmierzającego ku nim Dracona. Nie miała ochoty na spotkanie z nim.
- pamiętam kochanie. Czyli do zobaczenia? - zapytał widząc zbliżającego się przyjaciela. Chciał jak najszybciej zakończyć to spotkanie, by nie narażać Miony na towarzystwo blondyna.
- tak do wieczora - odparła. Pocałował go w policzek i odeszła ciągnąc za sobą kufer, który dzięki czarom był lekki jak piórko. Odetchnęła, gdy dojrzała w tłumie przyjaciół. Podeszła do nich uśmiechając się promiennie.
- Hermiona jak ty pięknie wyglądasz - zawołała Ginny rzucając się przyjaciółce w ramiona. Hermiona przywitała się z Harrym i Ronem po czym całą czwórka udali się na poszukiwania wolnego przedziału.
- dziękuję za życzenia i prezenty - powiedziała po krótkiej chwili milczenia Hermiona zaglądając do kolejnego przedziału. Był pusty. Weszli do niego. Ułożyli kufry na półkach i rozsiedli się wygodnie. Ten rok miał być o tyle ciekawy, że nie obowiązywały ich już szkolne szaty. Hermionie było to bardzo na rękę. Będzie mogła podręczyć trochę pewnego blond włosego ślizgona, zakładając krótkie spódniczki, których miała niezliczone ilości. Pociąg ruszył. Gryfoni byli pogrążeni w rozmowie. Harry i Ron obmyślali strategie gry a Hermiona i Ginny plotkowały o ciuchach i innych dziewczeńczych rzeczach. Nagle drzwi przedziału się rozsunęły i stanął w nich nie kto inny, jak Draco Malfoy w towarzystwie Zabiniego i Parkinson. Hermiona mrugnęła do chłopaka i posłała delikatny uśmiech dziewczynie po czym skupiła się na blondynie.
- no proszę... Potter, Weasley, mała Weasley i... - tu zrobił znaczącą przerwę patrząc Hermionie w oczy. Dostrzegł w nich tylko pustkę i rozgoryczenie, które wypalało go od wewnątrz. Ślizgał się wzrokiem po jej ciele. Zaczynając od zmysłowych szpilek, kończąc na włosach spiętych w niedbały kok. Tak, jakby robiła to w pośpiechu - mmm... Granger. No, no...
- Malfoy przestań mruczeć, jak bmw mojego ojca i powiedz, czego chcesz - odparła znudzonym głosem dziewczyna. Nawet na niego nie spojrzała. Nic. Tak, jakby nic dla niej nie znaczył. A przecież nie tak miało być. Nie po to odchodził bez pożegnania, by ona traktowała go, jak wakacyjną przygodę.
- nie sądziłem, że twojego ojca stać na tak luksusowy samochód - odparł chłodno. Nie pozostawiła mu wyboru. Skoro tego chciała. Oto stoi przed nią ślizgon, którego doskonale zna. Ten zimny drań bez uczuć.
- wiele jeszcze nie wiesz. I widać nienajlepiej u ciebie ze słuchem - dodała uśmiechając się drwiąco. Dostrzegła na twarzach pozostałej dwójki ślizgonów szczere uśmiechy, których nawet nie kryli.
- co? - zapytał zdezorientowany blondyn.
- pstro. Pytałam czego chcesz. Tak ciężko odpowiedzieć na jedno głupie pytanie?
- szlamy nie zasługują nawet na pół odpowiedzi - odparł i wyszedł a za nim podążyła reszta jego świty. Dziewczyna spuściła wzrok. Witamy z powrotem panie Tleniony Idioto pomyślała dziewczyna patrząc przez okno.
***
Uczta jak zwykle była niesamowita, ale to nie ona zaprzątała myśli pewnej gryfonce. Musiała udać się do gabinetu dyrektora i aż za dobrze wiedziała, w jakiej sprawie. Wcale nie miała ochoty na tą rozmowę. Ale pocieszała się myślą, że później ma jeszcze jedno, znacznie milsze spotkanie w planach. Westchnęła cicho i spojrzała na stół ślizgonów. Trzy pary oczu śledziły każdy jej ruch. Udała, że tego nie zauważyła i odwróciła się w stronę przyjaciół, plotkując z nimi radośnie.
***
- Chciał mnie pan widzieć, profesorze - zagadnęła dziewczyna wchodząc do gabinetu dyrektora znajdującego się w jednej z wież. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Nic się w nim nie zmieniło. Nadal było tajemnicze. Pełno w nim było przedmiotów, których nigdy wcześniej nie widziała. Uśmiechnęła się do feniksa śpiącego na żerdzi, po czym ponownie skierowała wzrok na dyrektora.
- Tak panno Granger, a właściwie powinien powiedzieć panno Riddle - powiedział dyrektor uśmiechając się ciepło - a więc zna pani już prawdę?
- Tak. Dostałam od rodziców list.
- Mało taktowne, ale skuteczne. I co pani o tym myśli?
- Że to jakieś chore jest. Dlaczego wcześniej mi nie powiedziano, że mój ojciec jest czarodziejem? Przecież to żadna tajemnica. A mama go kryła dlaczego dowiedziałam się tak późno? Czemu teraz, kiedy jego już nie ma?
- Oboje wiemy, jakim był człowiekiem - zaczął dyrektor, jednak dziewczyna mu przerwała.
- Ja nie wiem, jakim był człowiekiem. Poznałam go tylko od tej strony, którą pokazywał światu. Może w rzeczywistości był inny? Nie dowiem się już tego, bo go nie ma. Może był jaki był, ale w końcu rodziny się nie wybiera.
- święte słowa panno Riddle. Mam nadzieję, że wie pani, w jakiej sprawie panią wezwałem.
- niestety tak i muszę odmówić. Nie zamierzam zmieniać domu, przyjaciół ani przyzwyczajeń. Przecież tiara wiedziała, kim jestem. Gdyby uważała za słuszne to już siedem lat temu trafiłabym do Slytherinu. Proszę nie zapominać, że mój tata był gryfonem. Choć i tak wszyscy o tym zapominają - powiedziała dziewczyna nie spuszczając wzroku z dyrektora. A mimo to bolało ją, że mama nic jej nie powiedziała. Ona nawet nie miała pojęcia, przez co jej córka przechodziła w szkole. Szlamy i brudasy wylewały się z niej każdą stroną a ona tak po prostu ukrywała, że jej mąż jest czarodziejem. No właśnie. Przecież tata wiedział, co to znaczy czuć się nikim. Był wychowywany przez mugoli. Ale od początku wiedział kim jest. Ona nie miała takiego luksusu.
Dyrektor tylko uśmiechnął się i po chwili powiedział
- zauważyłem, że nienajgorzej dogaduje się pani z niektórymi ślizgonami.
- owszem. W końcu Blaise jest dość bliską mi osobą. Co w tym dziwnego? - zapytała zdziwiona dziewczyna. Fakt dla nich obojga był to szok. I spędzili na rozmowach wiele godzin, zanim zdołali sobie wszystko wyjaśnić i poukładać. Ale w końcu rodzina to rodzina.
- miałem na myśli pannę Parkinson i pana Malfoya - odparł pogodnie dyrektor. No tak. Mogła to przewidzieć. On wiedział o tym, co robiła we wakacje. Pewnie ją obserwował nie wiedząc, kiedy rodzice wyjawią jej sekret myślała dziewczyna karcąc się w duchu za swoja głupotę.
- z panną Parkinson był mały problem. Ale szybko się z nim uporaliśmy. W sumie nie ma tego złego. A co do pana Malfoya. Z nim się dogadywałam. Teraz to coś zupełnie innego - powiedziała spuszczając wzrok. Przecież raptem wczoraj całował ją i wręczał prezent na urodziny a teraz? Nienawidzi jej tak, jakby nic dla niego nie znaczył ten miesiąc, który spędzili razem. To bolało. Nie liczyła, że nadal będą, to byłoby zbyt piękne. Ale chciała by pamiętał.
- myślę, że gdyby pan Malfoy znał twoje prawdziwe nazwisko, zachowałby się zupełnie inaczej - odezwał się po chwili milczenia dyrektor.
- wiem panie profesorze. I może dobrze, że nie wiedział. Przynajmniej wiem, ile dla niego znaczyły te wakacje - odparła wstając - będę się zbierać. Pansy i Blaise na mnie czekają - dodała uśmiechając się delikatnie.
- gdyby pani zmieniła zdanie zna pani drogę. Do widzenia panno Riddle - powiedział dyrektor zamykając za nią drzwi. Odetchnęła i ruszyła w stronę Pokoju Życzeń. Jutrzejszy dzień naprawdę będzie ciężki. To będzie szok dla jej przyjaciół. Dla Harry'ego. Przecież to on zabił jej dziadka. A mogła jeszcze tak wiele się o nim dowiedzieć. Nagle poczuła żal do przyjaciela. On miał wręcz obsesję na punkcie zabicia Voldemorta. Gdyby tylko znała prawdę nieco wcześniej. Nic by to nie zmieniło, ale przynajmniej miałaby okazję z nim porozmawiać. A teraz mogła się tylko domyślać, jaki był. Może lubił szum wiatru. A może urzekał go zapach starego pergaminu. Może uwielbiał spędzać bezsenne noce wpatrując się w nieprzejednany granat nieba. Może... Mogła tak spekulować w nieskończoność. Za wszelką cenę chciała odnaleźć w sobie coś podobnego do niego. Choć sama tego nie rozumiała. Raptem wczoraj jej światopogląd obrócił się o 180 stopni. Voldemort ze śmiertelnego wroga stał się dziadkiem. Jak to brzmi. Hermiona Jane Riddle - wnuczka Czarnego Pana. Śmiech. Choć czy wypada śmiać się z umarłych? Jakiś szacunek w końcu im się należy.
Uśmiechnęła się widząc pod pokojem znajomych. Gdy rozsiedli się wygodnie żadne z nich nie spieszyło się do rozmowy. W końcu odezwała się Pansy.
- eee... Hermi? Wszystko w porządku?
- zależy, jak rozumiesz stwierdzenie " w porządku" - odparła ponuro zapadając się głębiej w fotel. Poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Spojrzała w górę i ujrzała Zabiniego. Uśmiechał się do niej lekko. Po chwili on i Pansy siedzieli przed jej fotelem i słuchali relacji z rozmowy z dyrektorem.
- dlaczego się nie zgodziłaś? Byłoby fajnie - powiedziała Pansy po chwili milczenia.
- sama nie wiem. Nie chciałam zostawiać przyjaciół.
- w takim razie oni zostawią ciebie - dziewczyna spojrzała na niego pytająco, więc kontynuował - jesteś wnuczką Voldemorta. Ich byłego, ale mimo wszystko nadal wroga numer jeden. Jak na to zareagują? Zdziwię się, jeśli nie wbiją ci różdżek w serce.
- chyba masz rację, ale co mam twoim zdaniem zrobić?
- ja mam pomysł - odezwała się Pansy - wpadniemy po ciebie jutro z Blaisem. Pójdziemy razem na śniadanie. Znając nasze szczęście i tak większość lekcji mamy razem. Pokażesz im, że na nich twój świat się nie kończy. No a przy tym wkurzysz Malfoya. Tylko pamiętaj o zasadzie - dodała mrugając porozumiewawczo do dziewczyny.
- jakiej zasadzie? - zapytał zaciekawiony ślizgon.
- dowiesz się w swoim czasie Diable. Ale zostawmy dla siebie fakt, iż jesteśmy rodziną. Taki as w rękawie na czarną godzinę
- ona już kombinuje jak ślizgon, a nawet nim nie jest. Jeszcze - powiedział Blaise uśmiechając się do kuzynki i czochrając jej włosy - moja krew.
- właśnie. Jeszcze - potwierdziła dziewczyna. Posiedzieli jeszcze jakąś godzinkę w pokoju. Umówili się na jutro i każde z nich poszło w swoją stronę. Hermiona czuła swego rodzaju satysfakcję na myśl o jutrzejszym poranku. O lekcjach nie wspominając. Już widziała oczami wyobraźni minę Malfoya, gdy usłyszy, jak zwracają się do niej nauczyciele. I lepiej, żeby wtedy pod ręką była szkolna pielęgniarka, bo na ataku serca zapewne się nie skończy. Uśmiechnęła się do siebie przechodząc przez Pokój Wspólny gryfonów. Propozycje znajomych na rozmowy przy kominku zbyła zmęczeniem i czym prędzej czmychnęła do swojego dormitorium, które także w tym roku miała tylko dla siebie. Przywilej prefekta. Uśmiechnęła się pod nosem patrząc na swoja odznakę. Znając jej szczęście pewnie i w tym roku będzie miała patrole z Malfoyem. Chociaż nigdy nic nie wiadomo. W końcu w tym roku wybierano aż trzech prefektów. Dyrektor tłumaczył to brakiem dyscypliny. Podobno co rocznik, to bardziej niesforny. Już się boje, co będę za 10 lat. Chyba pół Hogwartu będzie wtedy prefektami. Cóż chyba nie trzeba dodawać, że prefektami Slitherinu zostali, oprócz Malfoya, Zabini i Parkinson. W Gryffindorze prócz Hermiony wybrano Rona i Harry'ego. A pierwszy patrol już jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz